Miałem 11 lat gdy zmarła moja Mama, został mi jedynie Tata i moja siostra. Wszystko było w porządku Tata dobrze zarabiał i dbał o nas i starał się abyśmy nie myśleli za dużo o tej tragedii. Trzymał wszystko w ryzach, robił obiady, prał sprzątał i w ogóle... Miał jednak od tamtej pory bardzo dziwną schizę. Regularnie co tydzień we wtorek (data śmierci mojej mamy) kładł nas jak zawsze spać a sam szedł do toalety gdzie zaczynał krzyczeć i płakać oraz uderzał pięściami w ściany. Z czasem zaczęły powstawać dziury w ścianach i Tata je regularnie gipsował. Gdy byłem już starszy zapytałem czy mogę mu jakoś pomóc, on spojrzał na mnie i rzekł "bądź tylko dobry jak Twoja Mama". Skończyłem studnia, młodsza siostra liceum i Tata kupił mi oraz siostrze mieszkania a potem powiesił się w tej łazience... koniec
Gówno prawda. Gdybym gipsował dziury przez kilka lat, za ch*j nie byłoby mnie stać na dwa mieszkania, a gdybym pięścią mógł zrobić dziury w betonie w blokowisku, to moje dzieci mieszkałyby w Hollywood i nie musiałyby nak***iać na Sadolu, a i na nazwisko miałbym Lee...
Zazdroszczę Ci. Ja się wychowuję bez ojca od 4 roku życia, odwiedzałem go co tydzień w do jakiegoś czasu, potem przestałem się z nim praktycznie widywać. Nienawidzę typa, zarabia około 16 tysięcy na miesiąc, a na urodziny dostałem od niego 50 złotych. Jeszcze ch*j płaci możliwie najmniejsze alimenty, mimo, że z matką wiążę ledwo koniec z końcem.