18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#atomowa

Uradowany

Znawca_Cipek • 2021-02-17, 18:10
195


Ale ręki to bym mu nie podał.
SATANAS • 2021-02-17, 18:13  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (31 piw)
Taki to petrwa każdy wypadek samochodowy. Chyba krewny tego pana.

Atomowe igraszki

Cezz999 • 2016-11-30, 22:47
111
Filmik znalazłem w sieci ponad 10 lat temu, ale dzisiaj 'odkopałem'.
Jak było to idź pan w ch*j a jak nie było to na główną poproszę!!
Dla ułatwienia podpowiem... Tak!! To bomby jądrowe... muza (Sandstorm??) ... na końcu się dowiecie :P



W okolicach 4:00 Michael Jordan pokazuje jak zrobić dwutakt z telemarkiem ;)

Świat wyparowywuje

Siljorfag • 2016-10-14, 23:11
128
Witam. Zbliżają się święta :mikolaj: więc dodaję ten oto filmik widoczny na dole o detonacji bomb atomowych oprawiony w piękną klasyczną muzyke. To jest tak piękne że aż chce się oglądać

ukujabulela!

Bomba jądrowa

Ymirrr • 2016-04-14, 14:46
265
Detonacja bomby jądrowej pod ziemią.

Podkomisarz • 2016-04-14, 17:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (87 piw)
Taaa, ale to mój samochód szkodzi naturze! I to że biorę foliówki w sklepie zamiast chodzić z płócienną torbą!

Hiroshima

HoreShet • 2015-05-24, 15:27 IGNORUJ TEMATY Z DZIAŁU "INNE CZARNOŚCI"  
415
Wiem że Chińska bajka, ale ta jest z 1983 i ma sens, w niektórych momentach aż ciarki przechodzą.

Cały_Idiota • 2015-05-24, 16:17  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (77 piw)
Jackofspam,
Amerykanie testowali nowe zabawki i zrobili sobie z japońskich miast poligon doświadczalny. A że przy tym dopuścili się ludobójstwa na bogu ducha winnych cywilach... Im wolno, bo przecież są tymi dobrymi. :-|
USA, Imperium Japońskie, ZSRR i III Rzesza niewiele się od siebie różniły.

Warszawa Urbex - Atomowa Kwatera Dowodzenia

sietra • 2015-05-24, 10:01
60


Moja kolejna wizyta, podczas pobytu w Warszawie, miała miejsce w Atomowej Kwaterze Dowodzenia.
W wyprawie towarzyszyli mi Kuba oraz z Konrad Urbex History:
https://www.youtube.com/user/urbexhistory
Dzięki za użyczenie drona ;)

Co do obiektu.
Po zwiedzeniu budynku na powierzchni, byłem lekko rozczarowany. Puste ściany, mnóstwo napisów na ścianach, nic ciekawego.
Sytuacja zmieniła się po zejściu do podziemi.
Pierwsze zaskoczenie przyszło w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że spora część kwatery, to niemal idealna kopia Podziemnego Stanowiska Dowodzenia w Złotkowie.
Zresztą zobaczcie sami:
https://www.youtube.com/watch?v=J1C2vNC-U2M
Drugie, niestety mniej pozytywne, nastąpiło w chwili, kiedy ujrzałem, w jakim ta kwatera jest stanie.
Myślałem, że to, co zobaczyłem w Złotkowie było ruiną, jednak to co ujrzałem tutaj uświadomiło mnie, że byłem w błędzie.

Jeżeli interesuje Was ten obiekt, podaję współrzędne:
52°19'13.89"N 20°51'49.11"E

Zapraszam także na mojego fb po aktualne informacje:
https://www.facebook.com/sietra.urbex

Schrony atomowe w Polsce

noname1234 • 2015-03-10, 13:52
10
Witam, to mój pierwszy temat.
ch*j, że Fakt, ale przynajmniej dobrze mówią. Ciekawe gdzie się schowamy jak Putin wjedzie nam do kraju. Większość schronów jest prywatna, więc nie musimy pytać do kogo należą. :dead:

Wojny nuklearne p.n.e. cz III

nickname010 • 2014-12-20, 11:56
36
Kontynuacja cyklu o wojnach atomowych w dalekiej starożytności. Być może nie jesteśmy pierwsi...

Linki do poprzednich części:

CZ I

http://www.sadistic.pl/wojna-nuklearna-pne-cz-ii-vt331932.htm

CZ II

http://www.sadistic.pl/wojna-nuklearna-pne-vt331076.htm

Zapraszam

cz IV/IX

"Wspomniane w poprzednich odcinkach wykopaliska i zapiski w starożytnych księgach dowodzą, że globalna wojna nuklearna w zamierzchłej przeszłości to coś więcej niż prawdopodobieństwo. I że wśród jej realiów znajdujemy nie tylko bomby jądrowe, lecz także pociski rakietowe i urządzenia przypominające radar, nie mówiąc już o samolotach. Żadne jednak z tych urządzeń nie mogłoby zostać wyprodukowane bez istnienia zasobów i środłow wysoko rozwiniętej techniki, a więc istnienia wysoko uprzemysłowionego społeczeństwa. A jeśli tak, to utracony Złoty Wiek zamierzchłej przeszłości mógł być "złoty" tylko w retrospekcji - dla tych, którym dane było przeżyć kataklizmy wojny i którzy zachowali w pamięci jedynie najpiękniejsze jego cechy.
W gruncie rzeczy owa era rozwiniętej technologii mogła cierpieć na wszystkie schorzenie, które i nas trapią, a jeśli rzeczywiście cywilicacja ta była znacznie bardziej zaawansowana niż nasza, to i jej problemy mogły być znacznie trudniejsze. Bajeczne Miasto Świateł z pewnością miało swoje ubogie dzielnice, kłopoty z ruchem drogowym, zatłoczeniem, hałasem i stresami; mogły istnieć także problemy siły roboczej, rozwoju przemysłu, produkcji środków żywnościowych, transportu, zanieczyszczenia środowiska i przeludnienia. Nawet jeśli ludzie ci byli niczym mitologiczni bogowie o wspaniałych intelektach i imponująco długim okresie życia, to jednocześnie mogli być obciążeni jakąś wadą psychiczną, która stwarzała podobnie niebezpieczne sytuacje, na jakie społwczeństwo ludzkie natrafia i dziś. Jeśli byli oni natomiast przedstawicielami cywilizacji rozwiniętej w innym układzie słonecznym, to już samo promieniowanie naszego słońca mogło stanowić dla nich poważne zagrożenie i pociągać za sobą ofiary. Być może na przestrzeni wieków ulegli oni stopniowej degradacji, pomimo że ich cywilizacja znacznie przewyższała naszą. Wyjaśniałoby to przekaz zawarty w biblijnej Księdze Rodzaju, że wielka jest niegodziwość ludzi, a usposobienie ich jest wciąż złe.
Z drugiej strony, mogli oni zbudować społeczeństwo bardziej rozwinięte i bardziej ludzkie niż nasze. Być może, trudność leżała w ich stosunkach z innymi cywilizacjami kosmicznymi, a katastrofalny konflikt, który zniszczył ich świat i niemal zgładził rasę ludzką, wywołany był działaniem wrogiej cywilizacji przybyłej z obcej planety lub innego systemu słonecznego.
Mogła to być także kombinacja wszystkich wymienionych czynnyków. Niewykluczone, że nugdy się nie dowiemy, co było przyczyną "upadku" ludzkości i będziemy musieli pozostać przy tych danych, jakich dostarczają nam mity i dostępne jeszcze świadectwa materialne.
Można przeprowadzić szereg interesujących rozważań na temat kierunków, w jakich konflikt ów się rozwijał i znaleźć sporo przekonywujących argumentów na ich poparcie. Jeśli bowiem miniona era wysokiej technologii dysponowała bronią nuklearną, pociskami rakietowymi, radarem itd. i jeśli jej społeczeństwa podlegały rozwojowi równoległemu do tego, jaki charakteryzuje społeczeństwa dzisiejsze, to z pewnością dysponowała ona także podobnymi metodami wojen. Istnieją pewne wskazówki, zarówno w mitach jak i w źródłach materialnych, każące przypuszczać, że wniosek taki jest słuszny.
Antyczny tekst indyjski "Samara Sutradhara" wyraźnie mówi o stosowaniu w odległej przeszłości broni biologicznych. Specyfik o nazwie Somhara był używany jako środek wywołujący choroby wśród żołnierzy przeciwnika, zaś inny - Moha - powodował odrętwienie i paraliż. W "Fengshen-yen-i" wspomina się działania wojenne z użyciem broni bologicznej, prowadzone w Chinach; i znowu w tekstach tych znajdujemy opisy zadziwiająco podobne do indyjskich.
Przy tej niejako okazji powstaje pytanie: czy nie jest możliwe, że niektóre współczesne, trapiące ludzkość schorzenia zostały kiedyś w przeszłości wywołane w sposób sztuczny? Istnieje wiele chorób, którym ulegają wyłącznie ludzie, nie trapią one natomiast zwierząt. Czy nie mogły one powstać jako rezultat pradawnej niszczycielskiej wojny bakteriologicznej, której zasięg wymknął się walczącym stronom spod kontroli?
Znany biolog, Firsow, zwraca uwagę na fakt, że wirusy, traktowane obecnie jako reprezentujące etap pośredni pomiędzy światem żyjącym a nieżyjącym, światem organicznym a nieorganicznym, zachowujące się w stanie nieczynnym jak substancje krystaliczne, zaś w stanie aktywnym reprodukujące się i wykazujące działania celowe, wcale nie musiały powstać u zarania życia na Ziemi. Tym bardziej, że wykazują one wysoki stopień specyficzności w stosunku do żywiciela, co właśnie mogłoby wskazywać na ich stosunkowo niedawne pochodzenie.
Inny rodzaj broni, powszechnie obecnie znanej, to broń balistyczna, a więc pistolety, karabiny, działa itp., a także materiały wybuchowe. W jednej z jaskiń północnej Rodezji znaleziono ludzką czaszkę. Czaszka ta, znajdująca się obecnie w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, posiada okrągły otwór po lewej stronie, podczas gdy strona prawa jest roztrzaskana. Otwór ten jest dokładnie okrągły, zaś czaszka wokół niego nie posiada żadnych śladów promienistych pęknięć. Taki efekt - okrągły otwór z roztrzaskaną przeciwległą ścianą, czyli wylotem - jest typowym efektem działania na tkankę kostną kuli karabinowej o dużej prędkości, znanym powszechnie zarówno z doświadczeń ostatniej wojny, jak i badań kryminalistycznych. Dzida, strzała czy kamień takiego zespolonego efektu wywołać nie może. Może go spowodować tylko gorący pocisk wystrzelony z ogromną prędkością. Tymczasem wiek tej czaszki określa się na 40 000 lat, a więc wypada on na okres pojawienia się człowieka z Cro Magnon, który jeszcze nie zdążył wynaleźć nawet łuku i strzały.
Ta czaszka nie jest jedynym znaleziskiem noszącym na sobie ślady takiego uszkodzenia. W Muzeum Paleontologiczne w Leningradzie znajduje się czaszka żubra pochodząca sprzed wielu tysięcy lat. Posiada ona okrągły otwór w środkowej części czoła. Badania wykazały, że zwierzę, chociaż ranne, nie padło a rana uległa zabliźnieniu. Podobnie jak w przypadku czaszki ludzkiej znalezionej w Rodezji i tutaj otwór jest doskonale okrągły, zaś wokół niego nie występują promieniste pęknięcia. A więc efekt działania kuli karabinowej. Ale skąd karabiny w zamierzchłej przeszłości?
Sięgnijmy więc znów do mitów i świętych tekstów. Mity Drawidów wspominają o laskach plujących ogniem i mających własność zabijania. Mojżesz także miał laskę, za której pomocą spowodował, że ze skały wytrysła woda. Naturalnie mogła to być także różdżka, bowiem wynajdywanie wody pod powierchnią ziemi za pomoca różdżki i różdżkarstwo w ogóle należą do sztuk starych. Niemniej jednak mogła to być broń balistyczna. Wiemy przecież, że Mojżesz wychowany był od dzieciństwa jako członek egipskiej kasty rządzącej i mógł mieć dostęp do źródeł wiedzy niedostępnych dla innych.
Podobnego rodzaju tajemnicę stanowi starożytna egpska sztuka drążenia tuneli w skałach, której rezultaty oberwować można np. w Dolinie Królów, czy też stosowana podczas budowy Domów Wieczności w Abu Simbel, które Ramzes II kazał wbudować w skaliste urwisko. Przypuszcza się, że we wczesnym okresie historii Egiptu znana była sztuka produkowania i stosowania materiałów wybuchowych, która w późniejszych tysiącleciach uległa zapomnieniu. Nie jest to ani dziwne, anibezpodstawne przypuszczenie, jeśli weźmie się pod uwagę, że choćby Chińczycy znali metodę przyrządzania prochu już kilka tysięcy lat temu. Dlatego istnienie broni palnych w odległej przeszłości nie jest niczym nadzwyczajnym, szczególnie dlacywilizacji, która dysponowała energią atomową.
Niezwykle ciekawa sugestia wypłynęła z kręgu uczonych radzieckich. Okazało się bowiem, że niektóre odkrycia szkieletów dinozaurów na Syberii, a mianowicie położenie kości szkieletowych oraz rodzaj ich uszkodzeń, wydają się wskazywać na to, że zwierzęta te zostały pogruchotane za pomocą silnych środków wybuchowych. To, naturalnie, przesuwałoby fakt stosowania materiałów wybuchowych o kilka milionów lat wstecz. Nie ulega jednak wątpliwości, że znajomość, jak i zastosowanie substancji wybuchowych, oraz broni działającej w oparciu o te środki, jest znacznie bardziej starożytna niż sie na ogół przypuszcza.
Inną tajemniczą sprawą, ściśle wiążącą się z tragedią atomową w czasach prehistorycznych, są malowidła na ścianach jaskiń i na skałach, rozrzucone po całej kuli ziemskiej. Malowidła te, przedstawiające postacie tak zwanlych kosmitów, zyskały sobie w ostatnich latach rozgłos światowy, a ich szczególna popularność datuje się od momentu publikacji książki von Dänikena zatytułowanej "Pojazdy bogów".
Jednym z najbardziej znanych obrazów jest konturo ogromnej postaci wyryty na skale. Został on odkryty przez Henri Labote'a na płaskowyżu Tasili na Saharze i nazwany przez niego Wielkim Bogiem Marsjańskim. Szkic ten zadziwiająco przypomina postać odzianą w strój kosmonauty.
Na obszarze płaskowyżu znajduje się więcej podobnych rysunków: jeden z nich przedstawia idącą grupę czterech postaci ubranych w stroje przypominające kombinezony kosmonautów, których głowy okryte są baniastymi hełmami. Rysunki tego rodzaju odkryto na różnych kontynentach. Istnieje na przykład rysunek naskalny na południe od miejscowości Fergana w Uzbekistanie, przedstawiający postać, której głowa otoczona jest pierścieniem z wychodzącymi z niego promieniami. Pierścień ten prawdopodobnie reprezentuje hełm, jaki noszą nurkowie, zaopatrony w anteny. Niemal identyczne postacie przedstawiają rysunki odkryte w Val Camonica we Włoszech. Sylwetki "kosmitów" znaleziono także wyrysowane na płaskich ścianach skał w Australii.
Znaczne podobieństwo do postaci na rysunkach wykazują japońskie statuetki Dogu pochodzące z okresu Jomon. Wzbudziły one duże zainteresowanie, ponieważ przedstawiają ludzi w pewnego rodzaju ubraniach ochronnych i hełmach zaopatrzonych w dziwne okulary. Japoński ekspert Isao Washio tak opisuje strój Dogu: rękawice przymocowane są do przedramienia za pomocą wiązania, zaś okulary mogą być zamykane i otwierane. Po bokach postaci umocowane są dźwignie prawdopodobnie przeznaczone do regulacji ich ustawienia, podczas gdy "korona" umieszczona na hełmie spełnia rolę anteny (...). Urządzenia na zewnątrz ubrania nie stanowią elementów zdobniczych, lecz są przyrządami pozwalającymi kontrolować i regulować ciśnienie w skafandrach w sposób automatyczny.
Wszystkie te rysunki i postacie kojarzy się obecnie z "przybyszami z kosmosu" oraz poglądem, że planetę naszą w dalekiej przeszłości odwiedzali goście - a stronauci z innych układów słonecznych. W gruncie rzeczy mogą one przedstawiać "niebiańskich bogów". Tym bardziej, że rysunkom "kosmitów" towarzyszą często latające dyski, kuliste pojazdy czy inne urządzenia latające. Wydaje się jednakże, że istnieje inne, nie mniej prawdopodobne wyjaśnienie, oparte na odmiennej interpretacji znajdowanych rysunków. Być może przedstawiają one po prostu ludzi w ubiorach chroniących przed radioaktywnym skażeniem. Przecież większość rysunków "kosmitów" odkryta została na terenach dzisiejszych pustyń. Wcześniej już jednak sugerowano, że pierwszą przyczyną powstania pustyń mogło byc zastosowanie na tych obszarach broni nukearnej, dlatego nawet tysiące lat później regiony owej wykazywały wysoki stopień skażenia radioaktywnego.
Rysunki mogły być więc wykonane później przez potomków mieszkańców tych okolic, którym udało się przeżyć kataklizm. Widzieli oni przybywających (albo ze schronów podziemnych, albo z obszarów nieskażonych radioaktywnością) ludzi w latających maszynach, którzy zabezpieczeni strojami ochronnymi pojawili się, aby skontrolować tereny, zbadać stopień ich skażenia i ocenić rozmiary zniszczeń.
Niewątpliwie niektóre z tych rysunków mogą przedstawiać przybyszów z kosmosu. Nie wydaje się jednak słuszne pomijanie możliwości, że ubrania ochronne noszone były przez mieszkańców Ziemi, jako osłona przed skażeniem promieniotwórczym. Gdyby bowiem kosmici musieli być tak dokładnie chronieni przed naszym ziemskim środowiskiem, przy pomocy całkowicie izolujących skafandrów kosmicznych, oznaczałoby to, że nie mogli oni oddychać ziemską atmosferą, czy też znosić panującej na powierzchni ziemi temperatury. A taki obraz kosmicznych bogów, jak pisze Richard E. Mooney, stałby w całkowitej sprzeczności z tym, jaki wyrobiliśmy sobie na podstawie mitów i legend.
O mitycznych bogach Egiptu, Grecji, Indii, a także Majów, Inków i Azteków nigdy nie pisano jako noszących stroje ochronne. Dlatego albo byli oni ziemianami, albo przybyszami z kosmosu, których fizjologia podobna była do ziemskiej w takim stopniu, że nie potrzebowali skafandrów ochronnych. Oczywiście ci, którzy przybywaliby tylko na krótki pobyt na Ziemi, mogliby nosić ubiory chroniące ich przed odmiennym promieniowaniem słonecznym, czy też nieznanymi, a być może groźnymi dla nich, ziemskimi mikroorganizmami. Jednakże, biorąc pod uwagę argumenty za i przeciw, oraz uwzględniając rozmieszczenie głównych malowideł oraz materialnych dowodów katastrofy nuklearnej, wydaje się, że najbardziej racjonalnym wyjaśnieniem funkcji owych "kosmnicznych" skafandrów jest ochrona przed skażeniem promieniotwórczym."

cz V/IX

"Kiedy program Apollo został pomyślnie zrealizowany i ogłoszono większośc wyników badań, okazało się, że istnieją fakty, które mogą wskazywać, iż nie tylko Ziemia, lecz i część naszego układu słonecznego była przed wielu tysiącami lat zniszczona w wyniku wojny atomowej.
Jednakże jeśli chodzi o interpretację odkrytych faktów, opinie uczonych sa podzielone. Staranny przegląd literatury dotyczącej badań przestrzeni kosmicznej wydaje się świadczyć, że uczeni zakłopotani są wynikami uzyskanymi zarówno w radzieckich, jak i amerykańskich programach badawczych.
Z drugiej strony obserwuje się istnienie także tendencji do ignorowania lub wręcz pomijania tych danych naukowych, które wskazywać by mogły, że olbrzymie kratery na Księżycu, Marsie, Merkurym i Wenus nie powstały w wyniku natyralnych zjawisk, takich jak upadki meteorytów, asteroidów, komet lub działalności wulkanicznej, lecz w wyniku eksplozji nuklearnych, miliony razy potężniejszych niż te, jakich oczekiwać można po najpotężniejszych bombach wodorowych dnia dzisiejszego. Pomimo lądowania ludzi na Księżycu, nie wiemy dotychczas, co było przyczyną zniszczenia jego powierzchni oraz powstania na niej tak olbrzymiej ilości kraterów. Uczeni amerykańscy przyznali (Scientific American, lipiec 1974 r.), że jakiś nieznany kataklizm musiał spowodować zniszczenie powierzchni Księżyca i planet.
Brytyjski astronom o światowej sławie, Gilbert Fiedler z zespołem współpracowników poddał analizie statystycznej położenia i częstotliwości karaterów na powierzchni Księżyca. Uzyskane wyniki wskazują wyraźnie, że kratery nie pokrywają powierzchni Księżyca w sposób bezładny i przypadkowy, czego można by oczekiwać przy założeniu, iż powstały one w wyniku działania sił naturalnych. Okazuje się, że kratery te tworzą określone i logiczne wzory. Występują mianowicie w parach lub tworzą łańcuchy, szeregi oraz równoległoboki.
Pary kraterów lub kratery bliźniacze składają się z dwóch niecek o tej samej wielkości. Uczeni zauważyli, że w miarę jak średni promień tych kraterów zwiększa się, rośnie wówczas również odległość między nimi. Zjawisko to jednakże jest trudno wytłumaczyć na gruncie teorii o naturalnym ich pochodzeniu. Z drugiej strony, jeśli na Księżycu miała miejsce wojna nuklearna, wówczas padające bomby mogłyby tworzyć na jego powierzchni określone wzory lejów. W takim przypadku, oczywiście, im większe byłyby zrzucane bomby, tym większa odległość między nimi byłaby potrzebna dla uzyskania maksymalnego efektu destrukcyjnego.
Liczne kratery tej samej wielkości tworzą także ciągi lub łańcuchy, ułożone wzdłuż jednej linii i skierowane w określonym kierunku. Istnieje wyraźne podobieństwo między tymi łańcuchami kraterów na Księżycu, a łańcuchami lejów po bombach zrzuconych w Wietnamie przez amerykańskie bombowce B-52.
Kratery księżycowe występują również w grupach po cztery jednakowej wielkości - tworząc równoległoboki. Wyraźnie widać, że im większe są ich średnice, tym większy tworzą one równoległobok. Niektóre równoległoboki pokrywają obszar tysięcy kilometrów księżycowej powierzchni. W przypadku wojny jądrowej celem tworzenia takich "figur geometrycznych" byłoby całkowite zniszczenie życia w ich obrębie. Współczesne rakiety bojowe, zarówno radzieckie jak i amerykańskie, wyposażone są przynajmniej w cztery głowice nuklearne każda i zaprogramowane prawdopodobnie w taki sposób, aby ich eksplozje tworzyły równoległobok.
Powszechnie niemal wiadomo, że około 90 proc. wszystkich kraterów na widocznej stronie Księżyca oraz na niektórych obszarach Marsa (regiony otaczające morze Hellas) koncentruje się na wyżynach lub kontynentach, niewiele znajdujemy ich natomiast na morzach. Fakt ten, trudny do wyjaśnienia w inny sposób, z punktu widzenia teorii o starożytnej wojnie nuklearnej staje się zupełnie zrozumiały. Jeśli bowiem w księżycowych i marsjańskich morzach znajdowała się kiedyś woda, to życie inteligentne skupiać się musiało na lądach oraz brzegach zbiorników wodnych. Stąd obecność lejów i kraterów na tych obszarach jest w pełni uzasadniona, jako rezultat morderczej wojny, w której niszczono przede wszystkim duże skupiska mieszkańców w głębi lądu oraz miasta portowe i nadbrzeżne.
Twierdzenie niektórych geologów, że kratery, które kiedyś pokrywały powierzchnie księżycowych i marsjańskich mórz, uległy zniszczeniu przed milionami lat w wyniku stopienia w skrajnie wysokich temperaturach, wydaje się mało prawdopodobne, tym bardziej że przyczyna powstania tego piekła o temperaturze milionów stopni ciągle stanowi tajemnicę. Nie można ponadto pominąć faktu, że około 10 proc. księżycowych kraterów jest zlokalizowana właśnie na terenie mórz i nie uległy one jednak stopieniu. Być może, powstały wówczas, gdy zniszczono podwodne miasta. W każdym razie teoria stapiania w dalszym ciągu nie wyjaśnia występowania kraterów w parach, szeregach, równoległobokach itd.
Jednym z najdziwniejszych rodzajów kraterów obserwowanych na Księżycu są te, które posiadają "promienie" o długości setek kilometrów. Niektórzy uczeni utrzymują, że takie otwory, jak Tycho, Kopernik i Arystarch powstały w wyniku eksplozji, które miały miejsce nad powierzchnią Księżyca. Ponieważ ich promienie przebiegają po powierzchni innych kraterów, jest możliwe, że stanowi to rezultat wybuchu specjalnego typu bomb, które zrzucono pod koniec wojny nuklearnej w celu ostatecznego zniszczenia, ocalałych do tego czasu, resztek życia. Po tysiącach lat te jasne "promieniste" niecki wciąż jeszcze emitują znaczne ilości promieniowania. Badania powierzchni Księżyca w czasie zaćmienia za pomocą przyrządów optycznych czułych na podczerwień, przeprowadzone przez naukowców NASA, wykazały, że te właśnie obszary wydzielają więcej ciepła i promieniowania niż tereny sąsiednie.
Astronomowie tacy jak Fiedler, Shoemaker i Barosh od lat twierdzili, że nieregularne linie obserwowane wokół księżycowych kraterów przypominają bardzo linie rozchodzące się promieniście od kraterów pozostałych po próbnych wybuchach jądrowych w Yucca Flats. Oczywiście, naukowcy ci utrzymują, że podobieństwo to jest przypadkowe, zaś same linie powstały na Księżycu w wyniku działania naturalnych sił niewiadomego pochodzenia.
Już jednak w latach 40-tych astronomowie brytyjscy zaatakowali pogląd, iż przyczyną powstania księżycowych kraterów, niecek i wgłębień było działanie wulkanów. Wykazali oni, że nie istnieje ani jeden przykład prawdziwego stożka wulkanicznego na widocznej stronie Księżyca. Dwadzieścia lat później amerykańscy astronauci także nie mogli znaleźć żadnego dowodu aktywności wulkanicznej na Księżycu.
Na początku lat 60-tych grupa radzieckich astronomów, pracująca pod kierunkiem E. L. Krynowa, po zbadaniu istniejących w naszym systemie słonecznym asteroidów i meteorytów oraz uwzględnieniu komet, a następnie obliczeniu średniej liczby takich ciał, które trafiają w kulę ziemską, doszła do wniosku, że podczas minionych miliardów lat maksymalna liczba tych ciał niebieskich, jaka spadła na Księżyc, nie mogła przekroczyć 16000, nawet biorąc pod uwagę brak na nim atmosfery. Istnieją tam jednak dosłownie miliony kraterów, zaś liczba samych tylko bardzo dużych znacznie przekracza 16 tysięcy, podczas gdy na powierzchni najbliższego sąsiada Księżyca - Ziemi znaleźć ich można niewielką zaledwie liczbę. Natomiast na planetach Merkury, Wenus i Mars istnieją setki tysięcy kraterów - niemożliwe jest więc, by powstały one wskutek uderzeń meteorytów.
Nie można zatem znaleźć żadnego konwencjonalnego dla kształtu i rozkładu kraterów, tych niewinnie wyglądających, jakby pozostałych po ospie znaków, tworzących krajobraz księżycowy. Z jakichś powodów kratery te są płytkie i zgrupowane na określonych obszarach powierzchni księżyca.
Jedna z przedstawionych w ostatnich latach teorii wydaje się wyjaśniać wiele spośród dotychczas niezgłębionych tajemnic Księżyca. Teoria ta została opracowana przez dwóch wybitnych uczonych radzieckich: Michaiła Wasina i Aleksandra Szczerbakowa i przedstawiona w książce "Księżyc - nasz tajemniczy pojazd kosmiczny". Przyjmuje ona, że Księżyc w ogóle nie jest naturalnym satelitą Ziemi, lecz stanowi wydrążoną w środku konstrukcję, zbudowaną przez jakąś wysoko rozwiniętą cywilizację, która wprowadziła go na orbitę okołoziemską, jako sztucznego satelitę, w nieokreślonym czasie dalekiej przeszłości.
Ta zaskakująca idea szokuje w pierwszej chwili, ale zanim wydamy na nią wyrok skazujący, zbadajmy niektóre spośród kłopotliwych problemów, jakie owa śmiała i niekonwencjonalna teoria rozwiązuje.
Naturalnie, jeśli Księżyc został sztucznie wprowadzony na orbitę okołoziemską, to wyjaśnienie jego prawie doskonale kołowej orbity staje się zupełnie oczywiste, podobnie jak fakt, iż orbita ta nie przebiega w płaszczyźnie równikowej Ziemi, odmiennie od wszystkich innych księżyców istniejących w naszym układzie słonecznym.
Rzucającą się w oczy cechą powierzchni Księżyca jest istnienie na niej mórz. Stanowią one wyraźne, jasne, płaskie powierzchnie prawie pozbawione kraterów; niemal wszystkie morza znajdują się na zachodniej części Księżyca, skierowanej ku Ziemi. To właśnie przelatując nad niektórymi z tych mórz, wyprawa Apollo 8 odkryła obecność maskonów, stacjonarnych pól grawitacyjnych, tak silnych że zakłócały one tory sond okołoksiężycowych. Ten fakt oraz wyliczony ciężar właściwy Księżyca i analiza jego ruchu, przeprowadzona przez Gordona McDonalda z NASA, wydają się wskazywać, że Księżyc nie jest ciałem homogenicznym, co oznacza, iż zachowuje się on bardziej jak wydrążona w środku kula, niż jak jednolite ciało niebieskie. Inne, ostatnio odkryte fakty wydają się wspierać tę hipotezę. Przede wszystkim istnieje po drugiej stronie Księżyca ogromne wybrzuszenie na jego powierzchni, tak wielkie, że mogłoby ono wywołać powstanie niezrównoważonych sił w obrębie księżycowej masy. Jednakże wpływ tej wypukłości jest skompensowany jakimiś zmianami w rozkładzie gęstości wnętrza Księżyca. Sam fakt, że wybrzuszenie to znajduje się po przeciwnej stronie niż oddziaływanie Ziemi, jest jeszcze bardziej intrygujący. Czyżby owo wybrzuszenie zostało spowodowane jakimiś ogromnymi przyspieszeniami, które działały na Księżyc?
Ciekawe wyniki otrzymano także w rezultacie sejsmograficznych eksperymentów przeprowadzonych podczas lotu Apollo 13. Okazało się, że zderzenia lub wstrząsy na powierzchni Księżyca dawały nigdzie przedtem nie spotykane sygnały, które zaczynały się od małych fal, a następnie powoli narastały, aby po długim okresie osiągnąć maksimum. W gruncie rzeczy, kiedy trzeci człon rakiety Apollo 13 spadł na Księżyc, cała powierzchnia srebrnego globu, aż do głębokości 40 kilometrów, drgała prawie trzy i pół godziny. Jeden z pracowników naukowych NASA skomentował ten fakt w następujący sposób: "Księżyc zareagował jak wielki, pusty w środku gong".
Tytan, cyrkon, itr, beryl. Te słowa zwracają uwagę, kiedy czyta się wyniki, przeprowadzonej przez S. Ross Taylora, analizy chemicznej próbek skał księżycowych. Raport wskazuje, że te rzadkie pierwiastki występują na powierzchni Księżyca w dużych ilościach, znacznie większych niż w ziemskiej litosferze i bardzo przekraczają średnią ich zawartość procentową we wszechświecie, wszystkie one, znane czasami pod zbiorową nazwą "pierwiastków ogniotrwałych", są niezastąpionymi materiałami budowy antykorozyjnych, odpornych na działania wysokich temperatur, kadłubów rakiet kosmicznych.
Zaskakujące było również to, że wiek skał księżycowych, oceniony na podstawie rozpadu promieniotwórczego, wyniósł od 5 do 7 miliardów lat, zaś w niektórych próbkach osiągał aż około 20 miliardów lat, podczas gdy wiek naszego układu słonecznego, a więc i Ziemi, ocenia się zaledwie na 4,6 miliardów lat. Ponadto w próbkach skał księżycowych odkryto kilka nowych pierwiastków i minerałów, które w ogóle nie występują w skorupie ziemskiej, nie mówiąc już o obecności stosunkowo wysokich stężeń niektórych radioaktywnych izotopów szeregu uranu i toru. Te ostatnie w gruncie rzeczy mogły powstać tylko w wyniku eksplozji jądrowych.
Wszystkie wyprawy Apollo znajdowały także na powierzchni Księżyca duże ilości substancji szklistych (np. Apollo 17 przywiózł szkło pomarańczowego koloru pochodzące z krateru Shorty). William C. Phinney, kierownik zespołu badawczego w Centrum Lotów Załogowych NASA w Houston. Podczas konferencji prasowej, jaka miała miejsce w styczniu 1973 roku, powiedział: Nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób kawałki pomarańczowego szkła stanowić mogą rezultat działalności wulkanicznej. A przecież na ziemskich terenach doświadczalnych, na których przeprowadzano próbne wybuch jądrowe, takie odłamki kolorowego szkła do rzadkości nie należą.
Wyniki badań księżycowych skał wprawiły w zakłopotanie tych uczonych, którzy wierzyli, że Ziemia i Księżyc utworzone zostały z tego samego pierwotnego obłoku kosmicznego pyłu, lub że kiedyś w zamierzchłej przeszłości Księżyc stanowił część Ziemi, a później został wyrzucony na orbitę w wyniku jakiegoś kataklizmu."

cz Vi/IX

"Dalsze wyniki uzyskane przez kolejne wyprawy Apollo dostarczają nie mniej fascynujących informacji niż z pierwszych wypraw. Badania magnetyzmu księżycowego (Apollo 16) wykazały, że Księżyc obecnie nie posiada globalnego pola magnetycznego, niemniej jednak próbki skał księżycowych wykazywały ślady dawnego działania tego pola ("New Scientist" 1980 t.85, s.66). Namagnesowanie to jest nieznaczne i wynosi około 1/100 000 tego, jakie spotyka się na Ziemi. Nie jest ono również jednolicie rozłożone na powierzchni, lecz koncentruje się w siedmiu regionach. Wszystkie te regiony leżą na zewnętrznej stronie największych kraterów ("New Scientist" 1979 t.84, s.873).
Odkryto także istnienie dwóch oddzielnych pasów ferromagnetycznego materiału, o długości około 1000 kilometrów, leżących na głębokości około 100 kilometrów pod powierzchnią Księżyca. Pochodzenie i przeznaczenia tych ogromnych utworów, podobnych do dźwigarów lub wzdłużników w kadłubie okrętu, stanowi dotychczas zagadkę, podobnie jak odkryte przez wyprawę Apollo 16 ślady pordzewiałego żelaza w próbkach skał księżycowych. Ponieważ rdza świadczy o obecności wody, dawna teoria mówiąca, że księżyc zawsze był pozbawiony zawierających wodę minerałów, powinna być poddana rewizji. Niezaprzeczalny dowód sinienia wody na Księżycu pojawił się wówczas, gdy instrumenty pozostawione prze poprzednie wyprawy Apollo niespodziewanie wykryły obłoki pary wodnej rozciągające się na przestrzeni setek kilometrów. John Freeman z Rice University twierdz, że wszystkie odczyty przyrządów pomiarowych wskazują na bezsporny fakt, iż para wodna pochodzi z głębokiego wnętrza samego Księżyca.
W ciągu tysięcy lat żywe były na Ziemi legendy mówiące o istniejących na Księżycu miastach. Według zapisów, jakie znajdujemy w książce Charlesa Forda, europejscy astronomowie twierdzili w swoich publikacjach naukowych, że widzieli takie ruiny na Księżycu jeszcze w ubiegłym wieku. Amerykańskie czasopisma astronomiczne publikowały rysunki i fotografie piramid, kopuł, krzyży i mostów, jakie obserwowano na powierzchni Księżyca. Zeszyt czasopisma Uniwersytetu Harvarda z kwietnia 1954 roku pt. "Sky and Telescope" zawiera artykuł na temat mostu sfotografowanego na powierzchni Księżyca, łączącego dwa grzbiety górskie w pobliżu Mare Crisium. Według opinii redaktora naukowego "New York Herald Tribune" - Johna O'Neile'a oraz dwóch astronomów angielskich, H. P. Wilkinsa oraz Patricka Moore'a, fotografia ta przedstawia definitywnie most, a nie przypadkową formację skalną tego kształtu. Jeśli Mare Crisium było kiedyś prawdziwym oceanem, wówczas most ten porównać by można do mostu Złotej Bramy (Golden Gate Bridge) w San Francisco, który również spina dwa grzbiety górskie w pobliżu oceanu. H. P. Wilkins wyliczył, że długość tego księżycowego mostu przekracza 20 kilometrów. Spędził on również wiele czasu na katalogowaniu ponad 200 białych kopuł, o średnicach sięgających 200 metrów (obserwowanych w ostatnich latach w coraz większych ilościach), które czasami znikają w jednym miejscu, aby znowu pojawić się w innym. Zaskakujące, że wiele spośród tych księżycowych kopuł zaobserwowano w pobliżu wyjątkowo prostej ściany o wysokości około 450 metrów i długości ponad 100 kilometrów. Po przeciwnej stronie tej ściany, na przeciwległej stronie Księżyca, znajduje się pęknięcie o szerokości 8 kilometrów i długości 240 kilometrów.
Jeszcze bardziej zadziwiające są zespoły gigantycznych głazów, znajdujące się na powierzchni Mare Tranquilitatis i Oceanus Procellarum. William Blair, uczony antropolog, porównuje te budowle do Stonehenge, o prostokątnych zapadlinach zerodowanych ścian, które zawaliły się ku środkowi oraz monolitycznych iglicach wyższych od jakiegokolwiek budynku na Ziemi. Radzieckie zdjęcia wykonane przez Łunę 9 wskazują, że niektóre spośród tych iglic mogą w gruncie rzeczy mieć kształt piramid.
Starożytna cywilizacja zamieszkująca w przeszłości na powierzchni Księżyca musiała dokonać ogromnego dzieła, przekształcając i modelując krajobraz Księżyca. Astronomom od wielu lat znane są duże obszary tej powierzchni pokryte siatką krzyżujących się linii, przypominających siatkę południków i równoleżników rysowanych na mapach Ziemi. Odnosi się wrażenie, że te uskoki, grzbiety górskie, wąwozy i łańcuchy kraterów ułożone są wzdłuż równoległych linii przecinających się z innymi pod kątami prostymi. Taki system krzyżujących się linii jest zupełnie nienaturalni i uczeni nie potrafią znaleźć dla niego żadnego wytłumaczenia.
Zdjęcia przesłane przez amerykańskie sondy z powierzchni Merkurego, Wenus i Marsa wskazują, że los tych planet był podobny do księżycowego. Można na ich powierzchni znaleźć kratery tworzące wzory podobne do księżycowych. Niektórzy fizycy oceniają, że energia potrzebna do utworzenia takich kraterów (których średnice osiągają 1300 kilometrów) przekraczają tysiące razy siłę wybuchu największych bomb wodorowych.
Tak straszliwa siła wybuchu mogła zniszczyć planetę, która kiedyś krążyła między Marsem a Jowiszem, a po której pozostał tylko pas asteroid. Kiedy ta grupa fragmentów skalnych została w 1802 roku odkryta przez niemieckiego astronoma Heinricha W. M. Obersa, astronomowie byli przekonani, że to jakaś planeta została kiedyś zniszczona w wyniku straszliwej eksplozji. Teoria ta ciągle jest żywa wśród astronomów radzieckich. Obliczyli oni na początku lat 60-tych, że średnica owej planety wynosiła około 6000 km. Z drugiej strony wiadomo, że nie istnieje żadna naturalna przyczyna eksplozji planety. Amerykański astronom Gerard P. Kuiper, dyrektor Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu w Arizonie, twierdzi wprawdzie, że pas asteroid powstał wówczas, gdy 5 do 10 oddzielnych planet znajdujących się na orbitach pomiędzy Marsem a Jowiszem przypadkowo zderzyło się ze sobą, jednak nie posiada on konkretnych dowodów potwierdzających tę teorię, zaś ze statystycznego punktu widzenia taka przypadkowa kolizja jest niemal niemożliwa w przestrzeni, jaka istnieje między Marsem a Jowiszem. Naukowcy z NASA byli zaskoczeni, kiedy sondy Pionier 10 i Pionier 11 przeszły bez żadnej kolizji przez pas asteroid zawierający około 100 000 odłamków skalnych. Najprawdopodobniej nie zwrócili oni uwagi na fakt, że średnia odległość między każdą z tych asteroid wynosi około 6,5 miliona kilometrów.
W każdym razie wiadomo, że największe rozmiary zniszczeń podczas tej starożytnej wojny miały miejsce w obszarze między Marsem a Jowiszem. Być może, planeta lub planety istniejące w tej części naszego układu słonecznego były głównymi bazami militarnymi i dlatego musiały zostać zburzone. Starożytne środki bojowe mogły również dokonać zniszczenia czterech księżyców Saturna, co spowodowało powstanie jego pierścienia. Astronomowie twierdzą, że księżyce te rozpadły się, kiedy zbytnio zbliżyły się do planety. Nie ma jednak żadnych realnych dowodów na poparcie tej teorii, tym bardziej, że ci sami astronomowie przyznają, iż księżyce nie mogły rozpaść się, gdyby były zbudowane z niepopękanej litej skały. Ponadto Saturn byłby jedyną planetą w naszym układzie, której księżyce uległyby rozpadowi w tak niezwykły sposób. A może one także były ważnymi bazami wojskowymi i dlatego musiały zostać zniszczone?
W ostatnich latach świat naukowy dowiedział się, że temperatura na powierzchni Jowisza wynosi ponad 50 000 stopni, a więc przekracza nawet temperaturę na powierzchni Słońca. Czy potężne bombardowanie za pomocą nuklearnych środków zniszczenia nie mogło zapoczątkować reakcji jądrowej na tej planecie?
W książce zatytułowanej "Złoto bogów" Erich von Däniken dyskutuje możliwości istnienia w starożytności wojny, w której cywilizacje pochodzące z innych systemów gwiezdnych walczyły ze sobą i ci, którzy tę wojnę przegrali, szukać musieli schronienia na Ziemi. W tych to zamierzchłych czasach nasz system słoneczny mógł zostać zniszczony przez istoty lub "bogów" pochodzących z innych układów planetarnych. Wydaje się jenak, że nie ma powodów, dla których "kosmici" mieliby wybrać sobie jako teren załatwiania swoich porachunków tę zapadłą część galaktyki, odległą przynajmniej o kilkadziesiąt lat świetlnych od miejsca, w którym przyczyna sporów powstała. Bardziej uzasadnione wydaje się twierdzenie, że wysoko rozwinięta cywilizacja powstała właśnie tu, na Ziemi, przed kilkudziesięciu lub nawet kilkuset tysiącami lat. Ta wspaniała cywilizacja osiągnęła już nawet etap planetarny - rozpoczęła kolonizację znajdujących się w obrębie ekosfery planet naszego układu słonecznego, stając tam szybko na niebywale wysokim poziomie techniki i cywilizacji.
Zdaje się jednak, że postęp moralny nie przebiegał równolegle z technologicznym. Znane wady ludzkości i dążność jednych do dominacji nad drugimi, zwielokrotnione niesłychanymi możliwościami zaawansowanej wiedzy i techniki doprowadziły do otwartej rywalizacji pomiędzy mieszkańcami sąsiednich planet. Rezultatem była straszliwa wojna, w wyniku której z jednej planety pozostał tylko pas asteroid, zaś powierzchnie Księżyca, Marsa, Merkurego i Wenus zamieniły się w skalne rumowiska o zatrutej śmiertelnie dla wszelkiego życia atmosferze. Ci, nieliczni, którzy przeżyli ukryci w bunkrach i skalnych schronach na stosunkowo najmniej zniszczonej Ziemi, stali się nosicielami kultury cywilizacji, "bogami", wśród ocalałych, człekopodobnych istot zamieszkujących dzikie ostępy i dżungle Ziemi, mając nadzieję wskrzesić na gruzach dawnej świetności "złoty okres" - nowe cywilizowane życie."

źródło:

http://historyk.republika.pl/arty/awb1.htm

Wojna nuklearna p.n.e cz. II

nickname010 • 2014-12-10, 21:20
44
Przedstawiam kolejną część ciekawej opowieści o pewnej teorii pochodzenia człowieka i jego religii.
oto link do części I:

http://www.sadistic.pl/wojna-nuklearna-pne-vt331076.htm

Zapraszam

CZ II / IX

" Indie nie są jedynym krajem, gdzie istnieją legendy i zapisy dotyczące pradawnej katastrofy atomowej na Ziemi. Występują one także w Chinach. Raymond W. Drake twierdzi, że w "Fengshen-yen-i" znajdują się opisy zdarzeń bardzo podobne do tych, jakie są w sanskryckiej "Mahabharacie". Przeciwstawne elementy walczyły o panowanie nad Chinami. Wspomagane były one przez pozaziemskich przybyszów, używających broni przypominających najstraszniejsze spośród obecnie nam znanych. Wojna była prowadzona przy pomocy oślepiających promieni, ognistych smoków, płomiennych kul, lśniących żądeł i błyskawic. Jak wynika z opisów, walczące strony wydawały się posiadać urządzenie podobne dzisiejszemu radarowi, który pozwalał im na słyszenie i obserwowanie wizualne obiektów oddalonych na odległość kilkuset kilometrów.
Amerykański etnogrf, Baker, odnalazł wśród kanadyjskich indian legendy mówiące, że kiedyś tam na południu istniały wielkie lasy i łąki, a wśród nich wielkie oświetlone miasta, zamieszkiwane przez ludzi, którzy latali do nieba na spotkanie piorunom. Później jednak pojawiły się demony i wszystkie miasta zostały zniszczone. Pozostały po nich tylko istniejące do dnia dzisiejszego ruiny. Legendy te wywodzą się z objętych wieczną zmarzliną rejonów kanadyjskiej tundry, położonych na dalekiej północy. Odnoszą się one do dawnych epok, kiedy kiedy klimat obecnych obszarów biegunoych odbiegał znacznie od dzisiejszego. Tradycja indian kanadyjskich przypomina istniejące wśród Majów i Azteków legendy, mówiące o miastach, w których ani w dzień ani w nocy nie gasły światła. Majowie mówili:
Ta ziemia (obecnie południowo zachodnia część Stanów Zjednoczonych) stanowi Królestwo Śmierci. Przebywają tam tylko dusze, które nigdy nie będą poddane reinkarnacji (...), ale dawno temu była ona zamieszkana przez starożytne rasy ludzkie.
Istnieje wielkie podobieństwo pochodzących z różnych części globu ziemskiego legend mówiących o masakrach i zniszczeniach. Przypomnijmy tylko z mitologii greckiej postać Zeusa miotającego gromami i błyskawicami, czy też postać Thora z mitologii nordyckiej, władającego młotem i błyskawicami.
Jeżeli w zamierzchłej preszłości zaistniał klonfilkt na skalę światową, o zakresie większym nawet niż drura wojna światowa i znacznie bardziej niszczycielski, to właśnie można by oczekiwać tego rodzaju ech w pamięci narodów świata.
Podobnie i równie szeroko rozpowszecnione są legendy mówiące o złotym wieku ludzkości. Ci wszyscy, którzy szukają cudownej i zdumiewającej Atlantydy, w jakimś jednym i określonym miejscu na ziemi, skazani są, jak się wydaje, na rozczarowanie. Jeśli bowiem cały obszar kuli ziemskiej w pewnym okresie zamierzchłej przeszłości osiągnął wysoki poziom cywilizacji, to legendy o jej istnieniu mieć będą charakter globalny. Sam fakt, że różne przekazy, pochodzące z różnych części ziemskiego globu, umiejscawiały położenie Atlantydy na Morzu Śródziemnym, Atlantyku, w Hiszpanii, Grenlandii, Islandii, Ameryce lub Tybecie, a nawet że istniało podobne do Atlantydy królestwo Lemuria na Pacyfiku, wskazuje jedynie na to, że ówczesna miała zasięg światowy, iż cywilizacja ta nie ograniczała się do jednej tajemniczej wyspy lub kontynetnu, który następnie zatonął w morzu. Tylko istnienie cywilizacji o zasięgu globalnym może wyjaśnić podobieństwa występujące pomiędzy poszczególnymi cywilizacjami i kulturami zamierzchłej przeszłości, a także i różnice.
Istnieje bardzo wiele punktów zbieżnych pomiędzy cywilizacjami Egiptu i Sumeru; również między cywilizacjami rozwiniętymi w dolinie Indusu i cywilizacjami środkowej i południowej Ameryki, szczególnie w ichlegendach. Istnieją także duże różnice, choć dotyczą głównie szczegółów, jak to, że na obszarze Europy, Azji i Afryki Połnocnej koło było w powszechnym użytku, podczas gdy na obszaże Ameryki urządzenie to nie było znane.
Ci, którzy całkowicie odrzucają idee, że kiedyś musiał istnieć kontakt pomiędzy wszystkimi cywilizacjami, zarówno europejskimi, azjatyckimi, afrykańskimi, jak i amerykańskimi, wydają się nie brać pod uwagę istotnych czynników. Tym bardziej, że, jak dotąd na próżno poszukujemy jednego wyróżnionego obszaru, na którym powstałaby pierwotna kkultura-matka, źródło wszystkich innych cywilizacji. Wiele wskazuje na to, iż źródłem tym jest cały glob ziemski. Że istniał nie jeden, lecz wiele ośrodków rozwiniętej kulrury i cywilizacji.
Warto także zwrócić uwagę na inną osobliwość. Sporo legend mówiących o istnieniu wielkiego i katastrofalnego konfliktu w zamierzchłej przeszłości, wskazuje obszary, gdzie zdarzenia te miały miejsce. Okazuje się, że w większości chodzi tu o dzisiejsze pustynie.
Szreg takich przekazów pochodzi z terytorium dzisiejszych Chin. Tam też znajduje się część niezbadanej dotychczas w pełni pustyni Gobi, która ukrywa pod swymi piaskami wiele tajemnic. Podobnie w Indiach, w dolinie Indusu, gdzie niegdyś kwitła wspaniała cywilizacja - dziś jest pustynia. Pustynią jest także znaczny obszar połudnowo zachodniej części Stanów Zjednoczonych, który Majowie nazywali właśnie Królestwem Śmierci. W Egipcie Horus przeklął ziemie Seta na tysiące lat - Ogromne obszary Afryki Północnej wraz z Saharą są pustynne. To samo dotyczy także większości terenów na Środkowym Wschodzie - wielkie miasta Babilonii i Sumeru, zruinowane, spoczywają teraz pod ruchomymi piaskami.
Większa część Australii to także pustynia - rdzenni mieszkańcy wydają się być potomkami ludów niegdyś cywilizowanych. Na niektórych obszarach tejpustyni, gdy w górach zdarzy się ulewny deszcz, woda i szlam przewalają się i dochodzą aż do brzegów płytkiego jeziora Eyre. Przypomina to okres, gdy okolice te były zasobniejsze w wilgoć, gdy żyły tam olbrzymie kangury i diprodonty wielkości nosorożca, jak o tym wspominają legendy tubylców - pisze prof. Alfons Gabriel, znany badacz obszarów pustynnych. Jednak nawet tubylcy zdają się obawiać tych terenów a ich prejście połączone jest z ogromnymi trudnościami, jest tam bowiem strefa, która w języku krajowym nosi nazwę "Narikalinanni", co oznacza "miejsce śmierci i zmiszczenia".
Legendy i mity mówią o antycznych środkach rażenia, które żywo przypominają współczesne pociski nuklearne; inne przekazy przypominają obliczenia matematyczne dotyczące zagadnień fizyki jądrowej. Ale nie tylko przekazy ustne, zapisy w świętych księgach czy inskrypcje w świątyniach i miejscach starożytnego kultu są intrgujące i zmuszają do porównań; odkrywa się także coraz więcej zadziwiających faktów i śladów materialnych.
Podczas prób nuklearnych, przeprowadzonych ws?ółcześnie na pustyni Gobi w pobliżu Lop Not oraz na pustynnych obszarach Nowego Meksyku, w wyniku powstania bardzo wysokich temperatur wywołanych wybuchem jądrowym - piasek pustyni ulegał zeszkleniu. Do wywołania procesu witryfikacji piasku potrzebne są tak wysokie temperatury, że ich uzyskanie niemożliwe jest zarówno w procesach eksplozji konwencjonalnych materiałów wybuchowych czy palnych, ani też w procesach wulkanicznych. Takie temperatury otrzymać można natomiast w procesach termonuklearnych. Tymczasem na pustyni Gobi odkryto obszary zeszklonego piasku, znajdujące się tam od tysięcy lat. Obszary takie istnieją również na kalifornijskiej, zaś tajemnicze szkliste tektyty, znalezione w piaskach pustyń północnej Afryki i Środkowego Wschodu, uważa się za powstałe w procesach radioaktywcych. Skały w Peru i Boliwii także noszą wyraźne znamiona witryfikacji, zaś obszary, na których one występują, wykazują cechy pustynne.
Powstaje pytanie, jak te pustynie utworzyły się? Jak mogły wytworzyć się i trwać, otoczone ze wszech stron ogromnymi obszarami bujnej wegetacji? A może powstały one w wyniku eksplozji pocisków nuklearnych wielkiej mocy, które zniszczyły nie tylko ludność ten obszar zamieszkującą, lecz także wszystkie przejawy życia zwierzęcego i roślinnego, zaś substancje radioaktywne powstałe w tym procesie, swoim promieniowaniem wysterylizowały te tereny na okres tysięcy lat? Niewiele bowiem przejawów życia obserwuje się i dziś na tych pustyniach, a to, co tam rośnie i żyje, przeżywa z wielkim trudem pomimo wytworzenia szeregu cech adaptacyjnych. Być może istnieje ziarno prawdy w legendzie o Horusie, zaś przekleństwo zesłane na ziemie seta było przekleństwem radioaktywnego skażenia.
MOżna by mniemać, że przedstawione tutaj przypuszczenia są bezpodstawne lub zgoła fantastyczne, gdyby na tych jałowych teraz obszarach nie było śladów cywilizowanego życia ludzkiego. Można by stwoerdzić, że od niepamiętnych czasów ziemie te wrogie były człowiekowi i ludzkiemu na nich osadnictwu. Ale tak nie jest. Na pustyni Gobi odkryto bowiem ruiny bardzo starych miast, prawie już bezkształtne, ale wszystkie one noszą na sobie ślady działania bardzo wysokich temperaur, pokryte bąblami tego samego rodzaju i postaci, co zaobserwowane w Hiroszimie po wybuchu amerykańskiej bomby atomowej.
Wielu geologów utrzymuje, że szereg obecnie występujących w południowo zachodniej części Stanów Zjednoczonych obszarów pustynnych (obejmujących część Kalifornii i Arizony, tzw. Pustynię Sonora, tereny Wielkiej Kotliny między Sierra Nevada a górami Wasath oraz na południu pustynie Mojave, Gila i Yuma z budzącą grozę Doliną Śmierci) nie powstało w wyniku działania naturalnych sił przyrody. Tym bardziej, że, jak podaje prasa amerykańska, suche stany, a zwłaszcza Arizona, budują na rzece Colorado jedną zaporę po drugiej, aby zagospodarować te tereny. Urządzenia nawadniające opierają się głownie na dawnych urządzeniach indian (!?), o czym świadczą resztki starożytnych budowli na rzece Gila.
A oto co na temat Sahary pisze znawca problemu, prof. Alfons Gabriel: Na pustyni znaleźć można studnie, istniejące od niepamiętnych czasów. Często szyby są zdumiewająco głębokie, w niektórych przypadkach przewyższają 100 m. - i trudno zrozumieć, jak ludzie swymi prymitywnymi narzędziami zdołali je zbudować. (...) Od czasu, gdy w Górnym Egipcie odkryto wiele miejsc, na których rozrzucone były resztki narzędzi wszczęto rówinież poszukiwania na różnych pustyniach Ziemi. Poszukiwania te zostały uwieńczone powodzeniem. Sahara okazała się specjalnie bogatą skarbnicą znalezisk; podobnie pewne części pustyni Gobi. Jest jednak zdumiewające, że te stare ślady ludzkiej kultury występują w takiej obfitości właśnie na pustyniach, a więc na obszarach, gdzie na przestrzeni setek kilometrów nie ma kropli wody, żadnego pastwiska, żadnych warunków do życia. Jak mogło dojść do tego? Jak dostali się ludzie do tego świata będącego zaprzeczeniemżycia? Dziś już wiemy, że na tych obszarach pracowali nie przygodni węfrowcy, lecz orzedstawiciele osiadłej ludności. Ale w jaki sposób można było żyć na pustyni? W ostatnich dziesięcioleciach poczynione zostały poważne postępy w badaniach nad przeszłością wielu suchych obszarów.poznaliśmy nieco nieznanych dotąd szczegółów, wiążących się z pojawieniem się człowieka na pustyni. Stosunkowo najlepiej udało się odtworzyć obraz prehistorii Sahary. W okresie przedlodowcowym i lodowcowym ten wypalony szmat ziemi porośnięty był lasami i stepami typu sawanny. Powiązany system rzeczny sprawiał, że mogło tu rozwijać się życie. Tam, gdzie teraz hulają burze nad gorącą pustynią żwirową, miotając ziarna kwarcu i sprawiając, że wielbłądy już na trzeci dzień wędrówki są głodne i spragnione, istniały przed 50 lub 100 tysiącami lat jeziora, wokół których szumiały trzciny i harcowały zwierzęta. Żyła tu ludność (...) Rozwijała się też sztuka. Artyści ryli na skałach piękne obrazy, a kamienie pokrywali farbami. Na obszarach Afryki Północnej roi się od obrazów. Wiele ścian wąwozów i zboczy górskich to prawdziwe "księgi z obrazkami". Niektóre malowidła pociemniały, tracąc wyrazistość, inne są ciągle jeszcze świeże. Wiele z nich to dzieła sztuki, są też niektóre robiące wrażenie dziecinnych igraszek. Nieraz jednak trudno uwierzyć, że ludzie, którzy znali tylko narzędzia kamienne, umieli tworzyć tak żywe postacie.
Ignatius Donelly podaje, że podczas kopania studni w miejscowości Lawa Ridge, Marshall Country w stanie Illinois (USA) na głębokości ponad 40 m. wykopano monetę wykonaną z brązu. Duży nacisk warstw ziemi i warunki w jakich przez długi czas ta moneta przebywała, spowodowały, że większość napisów i rysunków na obu jej powierzchniach uległa prawie całkowitemu zatarciu. Stwierdzono jednak, że zarówno na rewersie jak i awersie znajdowały się niewyraźne zarysy jakiejś postaci, zaś wzdłuż krawędzi po obu stronach biegły jakieś napisy, ściśle mówiąc, ciągi hieroglifów nie do odcyfrowania. Jak wykazały badania, moneta ta w trakcie procesu produkcji była walcowana, jej krawędzie obcięte maszynowo, zaś napisy wytrawiane kwasem.
W roku 1851 w tej samej okolicy stanu Illinois, na głebokości ponad 35 metrów odkopano dwa pierścienie miedziane. W czerwcu tego samego roku w miejscowości Dorchester stanu Massachusets odkopano naczynie pokryte skamieniałą zaprawą murarską. Był to dzban w kształcie dzwonu, wykonany z nieznanego metalu, którego powierzchnia onkructowana była srebrnym wzorem o charakterze roślinnym.
Pewien lekarz z Kalifornii znalazła wewnątrz bryły złotonośnego kwarcu niewielki złoty przedmiot, kształtem przypominający uchwyt do wiadra. Podobny uchwyt odkryto w jaskini w Kinngoodie w północnej Anglii w bliku skalnym. Jego wiek oceniona na przynajmniej 8500 lat. Można więc przyjąć, że przedmiot na który natrafiono w kalifornii, poczhodzi z tego samego mniej więcej okresu.
W roku 1969, węwnątrz bryły skalnej, znalezionej w pobliżu miejscowości Treasure City w stanie Nevada odkryto ślady śruby o długości 5 cm. Sama śruba już dawno uległa korozji, ale przestrzeń, którą kiedyś zajmowała, pozostawiła w skale ślad w kształcie spirali. Wiek tego znaleziska ocenia się na ok. 10000 lat.
Tom Kenny, farmer amerykański zamieszkujący w Plateau Valley, odkrył na swoim polu, na głębokości 3 metrów, odcinek miejskiego chodnika, wykonanego z gładkich, symetrycnych płyt kamiennych. Analiza materiału i zaprawy murarskiej wykazała, że kamień nie pochodzi z surowców lokalnych, związanych z okolicą, w której został wykonany chodnik.
Wszystkie te znaleziska wskazują na możliwość, której w zasadzie dotychczas nie brano poważnie pod uwagę, że odnajdywane ślady, ukryte czasami głeboko pod ziemią, świadczą, iż na terenie dzisiejszej Ameryki Północnej przed wieloma tysiącami lat istniała wysoka cywilizacja. Wydaje się, że cywilizacja ta uległa gwałtownej zagładzie w wyniku kolosalnej katastrofy, związanej z wystąpieniami tak wysokich temperatur, jakie pojawiają się wyłącznie w procesach nuklearnych. "

CZ III / IX

"Jak już wspomniano, zarówno w Chinach, jak i na terenie obydwu Ameruk, a przede wszystkim w Indiach istnieją legendy o kolosalnym konflikcie, który zdarzył się w dalekiej głębi wieków. Na tych obszarach powinny więc także znajdować się dowody materialne tego kataklizmu.
Jeszcze w początkach ubiegłego stulecia znaleziono pierwsze ślady protoindyjskiej kultury, kiedy podczas budowy kolei w pobliżu osady Harappa napotkano na zwęglone ruiny jakiegoś starożytnego miasta. O mieście tym wspomina znany badacz De Camp, pisząc, że musiało być poddane działaniu bardzo wysokich temperatur. Ruiny te obejmują bowiem olbrzymie stopione razem, jakby wydrążone w środku bryły niczym sterta blaszanych puszek rażona strumieniem stopionej stali.
Na południe od tego miejsca urzędnik brytyjski J. Campbel odkrył podobne ruiny. Szereg innych podróżników opisywało pozostałości budynków wzniesionych z niezwykłych materiałów, przypominających grube płyty kryształu. I one również, podziurawione i potrzaskane, nosiły na sobie ślady wysokich energii termicznych.
Jednak dopiero po upływie stu lat, w roku 1921, podjęto systematyczne badania tajemniczych ruin. prace wykopaliskowe odkryły duże miasto, dobrze rozplanowane, z szerokimi ulicami i doskonałą siecią kanalizacyjną. Późniejsze badania pozwoliły na stwierdzenie, że według podobnego planu budowano i inne odkryte przez archeologów starożytne miasta na obszarze doliny Indusu: Mohendżo-Daro (co oznacza "Osiedle Martwych"), Czanhu-Daro, Amri Lothal i szereg innych. W wykopaliskach archeologicznych znajdowano szkielety ludzkie noszące znamiona gwałtownej śmierci. Szkielety te są najbardziej radioaktywnymi ludzkimi szczątkami, jakie kiedykolwiek znaleziono i przebadano przed tragedią Hiroszimy. A. Gorbowskij ("Zagadki historii starożytnej", Moskwa 1968) podaje, że radioaktywność znalezionych szkieletów przekraczała 50-krotnie poziom normalny.
Z pewnością pod ruchomymi piaskami pustyń ukrywać się musi wiele rzeczy, których istnienia do niedawna nie podejrzewaliśmy. Użyteczne, być może, okazałoby się, przebadanie tych obszarów, chociażby tylko z punktu widzenia promieniowania radioaktywnrgo. Nie ulega wątpliwości, że natężenie to mogło obniyć się po upływie wielu tysięcy lat do poziomu tła, istnieją jenak szanse znalezienia pewnych śladów pochodzących od izotopów o najdłuższym okresie życia. Podobnie dżungle Indii oraz centralnej i południowej Ameryki ciągle stanowią obszar nieprzebadany, istnieje tam szereg regionów, na których nie stanęła jeszcze stopa białego człowieka. A przecież te tajemnicze tereny zawierać mogą klucz do rozwiązania zagadki naszej przeszłości.
A może piramidy egipskie ukrywają w sobie rozwiązanie problemu jądrowego konfliktu zamierzchłej przeszłości? Ekipa uczonych kairskiego Unowersytetu Ein Shams, pracująca pod kierunkiem dr Luisa Alvareza - zdobywcy nagrodu Nobla w dziedzinie fizyki - umieściła detektor promieniowania kosmicznego we wnętrzu piramidy Chefrena, u jej podstawy, aby sprawdzić, czy w piramidzie znajdują się jeszcze jakieś nieznane komnaty. Całość przedsięwzięcia odbywała się pod auspicjami Uniwersytetu Ein Shams w Kairze, amerykańskiej Komisji do spraw Energii Atomowej, oraz Smithsonian Institute. Pomiary prowadzono przy załozeniu, że jednorodny strumień promieniowania kosmicznego, przenikając przez piramidę i natrawiając w jej wnętrzu na puste przestrzenie, przechodzić będzie przez nie z większą łatwością, co zostanie zarejestrowane przez detektor.
Badania trwały ponad rok, przy czym aparatura pracowała bez przerwy, rejestrując rejestrując promieniowanie przez 24 godziny na dobę, wyniki natomiast przekazywane były bezpośrednio do uniwersyteckiego komputera IBM 1120. Kiedy komputer podał dane końcowe, zdumienie ogarnęło uczonych. Okazało się, że zapisy natężenia promieniowania kosmicznego, pochodzące z kolejnych dni pomiaru, wykazywały zupełnie inny charakter i były kompletnie ze sobą nieporównywalne. Dr Amr Gobed, odpowiedzialny za funkcjonowanie całej instalacji elektronicznej, oświadczył: Z naukowego punktu widzenia jest to niemożliwe. Musi tu istnieć jakaś tajemnica, której nie jesteśmy w stanie wyjaśnić (...), istnieje jakaś tajemnicza siła w piramidach, która przeciwstawia się znanym prawom nauki.
Dla starożytnych Egipcjan piramidy także stanowiły zagadkę, dlatego opierając się na legendach, przypuszczać można, że nie są one grobami, lecz miejscem schronienia skonstruowanym na wypadek wielkiej katastrofy. I to niekoniecznie dla ludzi, chociaż niektórzy ludzie mogliby się tam schronić, ale służącym najprawdopodobniej przede wszystkim zachowaniu i zabezpieczeniu wiedzy i informacji. Jeśli katastrofa przybrała formę kataklizmu wywołanego przez człowieka, z użyciem broni jądrowej włącznie, wówczas ta hipoteza zyskuje na znaczeniu, ponieważ wyjaśniałaby ona przedziwne wyniki uzyskane podczas badań promieniowania kosmicznego wewnątrz i w pobliżu piramid.
Istnieje przecież możliwość, że piramidy, będąc schronami i dysponując wszelkimi cechami, których wymaga się od tego typu budowli, są także zabezpieczone przed promieniowaniem. Wydaje się również, że niezależnie od tego, jakich środków użyto do zapewnienia piramidom tej własności, środki te czy mechanizmy funkcjonują w dalszym ciągu w chwili obecnej. Czyżby więc działał i istniał ciągle jeszcze, sugerowany przez Andrew Thomasa w jego książce pt. "Nie jesteśmy pierwsi", jakiś generator umieszczony gdzieś pod piramidami? Takie urządzenie zapewne musiałoby znajdować się bardzo głęboko pod piramidą, znacznie głębij, niż sięgały dotychczas prowadzone prace wykopaliskowe. Trudno powiedzieć, jaki ono mogłoby mieć kształt, czy też jak możnaby je wykryć, ponieważ urządzenie takie przekracza jeszcze możliwościnaszej współczesnej technologii.
Piramidy ciąle kryją w sobie niewyjaśnione tajemnice i przejawiają zagadkowe cechy, a pomimo tego istnieją ludzie, którzy twierdza, że są one jedynie grobowcami faraonów. Nie oznacza to, że zgodzić się należy z wymyślnymi historyjkami, które opowiada się na temat ich budowy. Na przykład, że wielkość wielkiej piramidy Cheopsa, pomnożona przez milion, daje nam w wyniku odległość ziemi od słońca. Podaje się także cały szereg innych liczb, które wskazywać mają rozmaite wielkości charakterystyczne, takie jak długość roku, wielkość miesiąca księżycowego czy wagę kuli ziemskiej. Wysuwa się również przypuszczenia, że piramidy zbudowane były przez Noego po potopie, że zbudowali je kosmici lub że zbudowane zostały według instrukcji kosmitów, albo też, że stanowią one punkty orientacyjne lub drogowskazy dla astronautów przybywających na Ziemię z innych planet.
Pogląd, iż cała ludzka wiedza ukryta jest gdzieś w piramidach, nie musi zupełnie dziwaczny, chyba jednak słuszniej będzie powiedzieć, że choć wiedza starożytnego świata została tam umieszczona, to jednak już jej tam nie ma. Wiele hipotez i interpretacji narosło wokół piramid egipskich w ciągu ostatnich 100 lat, zaś prawda leży prawdopodobnie gdzieś pośrodku, pomiędzy przypuszczeniami zupełnie fantastycznymi, a całkowicie prozaicznymi.
Zdecydowanie odrzucić trzeba teorie i sugestie pozbawione podstaw, nie można się jednak także zgodzić z absurdalnym poglądem, że te kolosalne konstrukcje postawione zostały przez grupę ludzi zaopatrzonych jedynie w prymitywne narzędzia, bez transportu kołowego, dźwigów, wyciągów, kołowrotów i innych urządzeń. Że zbudowano je w kraju, który w okresie budowy piramid był prawie niezamieszkany (całkowitą populację szacuje się na około 2 miliony ludzi), nie posiadał miast i z rzadka tylko pokryty był niewielkimi wioskami.
Znacznie bardziej uzasadniony wydaje się pogląd, że piramidy, a szczególnie rozległa ixh grupa umiejscowiona na płaskowyżu w Gizeh, pochodzą z okresu przedegipskiego. Zbudowane został nie jako budowle o przeznaczeniu sakralnym lub po to, aby przechowywać czcigodne zwłoki wielkich przywódców, lecz stanowiły urządzenia ochronne przeznaczone właśnie do zabezpieczenia zdobyczy wiedzy. Wiele spośród tych urządzeń mogło zostać zużytych przez... "nosicieli kultury", którzy pojawili się, aby z powrotem do cywilizacji doprowadzić prymitywnych potomków tych, którzy pozostali przy życiu po katastrofie.
Wśród wszystkich piramid egipskich - a znamy ich około 70 - nie stwierdzono ani jedna, w której stwierdzono by bez żadnej wątpliwości, że odbył się w niej pochówek. Wszyscy faraonowie, a szczególnie najwięksi i najpotęniejsi władcy jak Ramzes II i Thutmozis III, pochowani byli w sławnej Dolinie Królów. Zadziwiające, jak wielu jest przekonanych, że zmumifikowane zwłoki faraonów zostały odkryte w obrębbie piramid. Przekonanie to opiera się prawdopodobnie na pewności, z jaką niektórzy archeologowie wypowiadają opinie, iż piramidy są grobami władców Egiptu.
Jeśli najwięksi i najsławniejsi władcy Egiptu zostali pochowani w skalnych grobowcach w Dolinie Królów, to dlaczego przyjmuje się, że mniej znani i nie zawsze realnie istniejący (starożytna lista panujących Manetho nie zawiera imienia Cheops) pochowani zostali w tych ogromnych budowlach, rzekomo wzniesionych tak ogromnym wysiłkiem i znojem ludzkim?
Egiptolodzy wydają się znajdować pod przemożnym wpływem przekazów dostarczonych przez przez wielkiego podróżnika starożytności - Herodota. Ale Herodot opisuje to, co powiedzieli mu uczeni i kapłani, jakich napotykał na trasach swych wędrówek. Piramidy już wówczas liczyły sobie kilka tysięcy lat i stanowiły dla Egipcjan zagadkę w nie mniejszym stopniu niż są nią dla nas dzisiaj."

źródło:
http://historyk.republika.pl/arty/awb2.htm