ale ja nie mówię, żeby w ogóle nie pić. Mówię o sytuacji w której nie możesz chodzić, albo zaliczasz zgona. Można przecież kulturalnie wypić ile trzeba, mieć dobry humor, wszystko pamiętać, być bardziej otwartym na ludzi itp. Powiedz mi co jest lepszego w wypiciu następnych kilku drinków będąc w wyżej opisanym stanie?
Jaka jest korzyść z doprowadzenia się do zgonu. Jak mi przedstawisz logiczne argumenty, to Ci przyznam rację.
Bo jak dla mnie to osoba która świadomie doprowadza się do takiego stanu, od żula z pod sklepu różni się tylko tym, że ma pieniądze. Póki co. Bo różnie może skończyć. Mnie to pachnie zwykłym alkoholizmem. Można się dobrze zrobić zachowując przy tym umiar i nie kończąc imprezy przybitym gwoździem lub obrzyganym kiblem. To odróżnia tych którzy pić umieją od mentalnych chłystków.
Picie dla kurażu to prosta droga do alkoholizmu, zgon po alkoholu jest ciężki, kac, zatrucie ewidentnie negatywne bodźce po. Mało pijesz, nie masz kaca i zostajesz alkusem. Proste jak słońce.