Różne były motywy najemników, nie zaprzeczam, że często polityczne. Zgoda, nie każdy walczy dla pieniędzy, dziś też takich ludzi nie brakuje w Donbasie czy Syrii. Ale sprowadzanie tych konfliktów do schematu "złe komuchy-dobrzy konserwatyści" to uproszczenie. Przemoc rodzi przemoc, nie tylko czarne komuchy mordowały cywilów w Afryce, robili to wszyscy, we wszystkich chyba post-kolonialnych konfliktach na tamtym kontynencie i robią do dzisiaj. Ty, zdaje się wolisz romantyczne bajki o prawych obrońcach cywilizacji przed prymitywnym bydłem? To naiwność, wszystkie takie wojny są brudne i przyciągają szumowiny. Zarówno z lewa, jak i prawa, o ile mają jakieś poglądy.
Czytając te książki weź pod uwagę, że wspomnienia najemników są często koloryzowane, autorzy podkreślają romantyzm swojego życia, przemilczając tą ciemniejszą stronę.
Co do stosunku miejscowych do białych chrześcijan, a właściwie katolickich misjonarzy w belgijskich koloniach, to długi i skomplikowany temat. Belgia używała misjonarzy instrumentalnie, krzewili wiarę żeby rozbić stare struktury plemienne i podporządkować ludność władzom kolonialnym. Czarni zdawali sobie z tego sprawę dlatego w Kongo, czy Rwandzie biali misjonarze zawsze byli celem rebeliantów. Taki symbol znienawidzonej władzy i starego porządku. I komuniści wcale nie musieli ich do tego zachęcać, zwykli ludzie nienawidzili ich tak jak np. Polacy z zaboru rosyjskiego nienawidzili prawosławnych popów i budowanych przez Rosjan reprezentacyjnych cerkwi (np. Sobór św. Aleksandra Newskiego w Warszawie, który rozebrano w latach 20-stych). Proponuję poczytać o Rwandzie lat 90-tych (Tutsi-Hutu), tam żadnych komuchów nie było, a białych misjonarzy szlachtowano z takim zapałem jak wcześniej. Świat nie jest taki czarno-biały, jakbyś chciał go widzieć.
Ta laska oralnie lepiej to robi