Adwokat nie udźwignął sprawy przez co nastąpiło jej przegranie, a rozjuszony oskarżony postanawia wyładować swoje niezadowolenie na adwokacie, który go nie obronił. Prawo było tym razem po stronie napastnika, prawo buszu, prawo ulicy, prawo silniejszego pięściami wypłacającego domniemaną sprawiedliwość.
Bo odbije sobie na odszkodowaniu kilkadziesiąt razy tyle, ile pocierpi mu się po powyższych bęckach. Środowiska prawnicze są bardzo hermetyczne, teraz karzełkowi sądy zrobią istną Somosierrę.
Adwokat zna sędziów, prokuratoró, biegłych i lekarzy któzy strzelą mu kwiecisty papier przy obdukcji...