1) Pistolety wiatrówki nie generują huku przy strzale, bardziej przypomina to głośne syknięcie
2) Żaden pistolet gazowy, nawet przerobiony, nie spowoduje takiego zranienia po trafieniu (pies kuleje, krew się leje) bo ma za mały kaliber (kula stalowa 4.5mm) i za małą prędkość wylotową.
Jak już skończyłeś pie**olić, to wracaj na kwejka czy inne jbzdy
Te futa-ciociuchu, widać nawet gazówki na śrut BB nie trzymałeś w łapskach, syknięcie to może masz pierdząc przez swój zluzowany odbyt. Świeżo nabite CO2 też potrafi narobić hałasu, a nie jak piszesz "syknięcia".
Po drugie uwierz mi, że śrut też potrafi penetrować.
Ogólnie rusek może miał gnata, może nie. Nie Tobie oceniać, to robota dla sadolowych ekspertów.
Najpierw to powinno się odj***ć ludi co te psy powyrzucali... Potem skoro psy są agresywne je. Jeśli za niewinnośc ktos chce zabijać to bezsens. Natomiast jeśl tak było jak w opisie kolesia tez nalezy odj***ć za szybę
Ten post z dupy który wysrałeś jest szablonowym dowodem na to, że w cywilizowanym państwie powinno się odbierać matołom możliwość wypowiedzi w sferze publicznej. Żadnego rzeczowego argumentu, tylko wycieczki osobiste i jakieś odwoływanie się do bliżej niesprecyzowanych "ekspertów". Jakbyś pewnie zaczął wymieniać tych co w twoim poważaniu są tutaj "ekspertami", to byśmy wszyscy pie**olnęli że śmiechu zanim doszlibyśmy do końca twojej listy. A na ścisk dupy polecam coś grubości poręczy do schodów, bo patrząc na twój nienawistny ton zaliczasz się do tej grupy ciepłych których byle gnat nie zadowoli
Jednemu sk***ielowi co je dokarmiał i drugiemu zjebowi co strzelał doj***ć po dwadzieścia lat łagru .
Takie sfory za komuny i na poczatku transormacji (czyt. politycy i cwaniacy kradli co popadnie), to była norma. Zbierały sie zima i wczesna wiosną. Zagryzały co popadło i nie gardziły ludziną.
Najlepiej było je truć, co było kłopotliwe bo jak zeszły sniegi to truchła zalegały pola i okoliczne rowy. Dobrze sprawdzały sie wnyki.
Ale najlepsza była frajda jak chłopy zagoniły pare kundli w jakies ogrodzenie i zatłukły kołkami i widłami. Istny armagedon pchlarze latały na wysokosci lamperii, a jak jakis zaplatał sie w siatkę to momentalnie dostawał finishera kołkiem w łeb albo widłami we flaki. Psy odwrotnie od kotów maja słabe czaszki i wystarczy je lekko pacnąc kołkiem i juz leżą.
Potem własciciele nie mogli sie doliczyc pchlarzy, ale nikt nie płakał i nie robił cyrków że zabili mu psa. Jak twój pies poszedł komus w szkode to ten ktoś miał prawo uskutecznić pchlarza. Brało sie nastepnie młodego pchlarza od suki a reszte do wora a wór do jeziora tyle tego było. Taki był cykl zycia i smierci pchlarzy na wsi.
Zaj***łbym pedała z pistoletem gołymi łapami