Jak na 38 linijek tekstu, muszę przyznać że napisane porządnie, czysto i logicznie.
Tylko mały feler: gdzie w tym tekście jest coś istotnego?
Piszesz to co każdy robol powinien wiedzieć od początku swojej kariery. Powinieneś dopisać że powinni to co podpisują czytać ze zrozumieniem.
Ale dlaczego nie napiszesz jak naciągnąć ap na większe koszty (zwroty za ubranie robocze, środki czystości użyte do tychże ubrań, czas poświęcony na oczekiwanie na transport - tak, takie także się należą)
jest cała litania do przerobienia, a sprytni i przedsiębiorczy do podstawowego wynagrodzenia z samych dodatków mają kolejne 30/40% dochodów.

wszystko pięknie i ładnie ale ... jak mnie wk***ia to, że młodzi ludzie muszą wyjeżdżać za godną wypłatą za granicę i w ten sposób budować potęgi przemysłowe i ekonomiczne innych państw. Bo - powiedzmy sobie szczerze - nawet jak gospodarstwo rodzinne mąż + żona) ma razem 4 tyś zł dochodu, to i tak żadna to rozpusta ... z kredytem na 30 lat i dwójką dzieci do utrzymania? I jak ma być dobrze w tym kraju? Napisałem 4 tyś - a przecież wielu zarabiających po 1500 o takim "luksusie" tylko marzy.

Niezły poradnik panie Kuźniar

Dokładnie tak samo uczą muzułmanów-emigrantów. Tylko im mówią, że nasze pieniądze to ich własność.

Pasowałoby dodać, że dzisiaj w UK z dostaniem pracy nawet przez agencję już nie jest tak kolorowo.

Jakieś 10 lat temu, kiedy byłem tam dorobić na zasadzie "a ch*j - pojadę" - to agencje płaciły wszystkie dodatki - np za nocki czy nadgodziny (+100%) a nawet wypłacali tzw "szkodliwe" jak praca była w ciężkich warunkach np w chłodni. Zarabiałem wtedy na układaniu pudełeczek z żarciem na palety - cała moja robota - coś ok 7,5 funta na h. Na rękę wychodziło pamiętam dokładnie 6,90 za godzinę. Większość ludzi pracowała na pełny etat, niektórzy w 2 agencjach na raz - kończyli jedną robotę i szli do następnej. Nie pytajcie jak można robić na pełny zegar przez cały tydzień bez spania - domysły będą pewnie trafne . Przypomnę że to było przeszło 10 lat temu.

Od razu napiszę żeby nie było - o dostaniu "kontraktu" można było sobie wtedy pomarzyć (przynajmniej w tamtej fabryce) - potrzebne były kwalifikacje i skończona ANGIELSKA szkoła (polskie papiery były warte tyle co papier toaletowy chyba że szkoła była popularna w UE) a najlepiej żebyś był wtedy Anglikiem. Czasem były "przyjęcia" typu "potrzebujemy kierowcę wózka widłowego" i na drugi dzień już był zatrudniony jakiś stary angielski pryk, który mógł tylko siedzieć (bo taki był gruby) a podania jeszcze przez tydzień ludzie przynosili - podobno ponad 100 chętnych na jedno miejsce. Takie były czasy. Oczywiście paru Polaków miało to szczęście i zaszczyt dostawać kontrakt - wtedy nagle taki wcześniej dobry "koleszka" traktował tych z agencji jak pie**olone j***ne murzynowe szmaty do zapie**alania. Ot polska rzeczywistość polskiej mentalności. Mi jakoś nie zależało kompletnie - plan był taki, by odłożyć tyle kasy ile się da i wracać po 2-3 latach i iść na studia.

Wtedy wszystkie agencje w mieście były prowadzone przez Anglików. Ubrania robocze i dojazdy załatwiała agencja - płacili nawet za przejazd taksówką - TAK BYŁO przynajmniej w tej "mojej" agencji. W trakcie pracy można było wykonać telefon mówiąc np "boli mnie paluszek/główka i nie mogę pracować" i przyjeżdżali po ciebie i odwozili jeśli TWIERDZIŁEŚ że miałeś daleko do domu a potem przez prawie tydzień pytali czy już wszystko w porządku czy już nie boli czy załatwić lekarza, NA PEWNO DASZ RADĘ?? - ot taki przykład typowo angielskiej kultury. Wszystko zresztą było tam załatwiane na pełnej k***A uber-kulturze - tam było tak kulturalnie że aż wstyd było podejrzewać kogokolwiek o jakiekolwiek złe zamiary!!!
Jedyny szkopuł dla mnie wtedy to były niestety koszty mieszkania - ponad 100 funtów od łebka w warunkach jaskiniowych + tabun Litwinów-niedźwiedzi, którym nie przeszkadzało 2 stopnie C w łazience w zimie i spanie po 5 ludzi w pokoju 3x3.
Potem było już niby lepiej bo się wyprowadziłem na "swoje" wynajmowanie (tamtą jaskinie załatwiała jakaś litwinka-znajoma znajomego przez znajomego znajomego - kombinacje alpejskie) i miałem caaaaałe mieszkanie (tzw flat) do dyspozycji ale znów nie minął rok jak zaczęło się j***ć.
Fabrykę zlikwidowali ot tak nagle, potem wprowadzili jakieś dziwne prawo i wszystkie agencje zaczęły płacić minimalną (5,20 chyba brutto/h) i chyba przez to 99% agencji przejęli Litwini a będąc w takiej placówce człowiek czół się jak na jakimś pie**olonym zesłaniu na Sybir... Zero dodatków zerwo zwrotów za przejazd, minimalna za godzinę nie ważne w jakich warunkach, nadgodziny tylko w niektórych agencjach były za +50% i prawie za każdym razem trzeba było mieć potwierdzenie na j***nym piśmie z fabryki ile godzin się robiło - popie**olone w ch*j!. A tak na prawdę z tymi nadgodzinami też było cieńko bo ...Litwini z agencji mieli priorytet by to ich rodacy mieli jak najwięcej roboty - ot taka ich solidarność narodowa (coś nie do pomyślenia w przypadku Polaków za granicą).

Olałem ten syf. Zrobiło się tam już za gęsto Litwinów i innych ciapuchów ze spojrzeniem mordercy. Wróciłem.

Przez niecałe 2 lata odłożyłem i nakupiłem tam tyle "fantów" że w PL musiałbym na to zapie**alać 20 lat minimum. To były czasy... Pamiętam jak wtedy np Nokia N5 była w zasięgu już po 4 dniach pracy a w Polsce kosztowała tyle co dwie minimalne wypłaty... Laptopa kupiłem za 600 funtów i jakoś no ZA CHOLERĘ nie wydawało mi się to w UK jakoś w ch*j drogo... człowiek po prostu po jakimś czasie nie zwraca uwagi na "przelicznik" i dopiero potem okazało się że w Polsce ten sam laptop kosztował ponad 5000 zł...

To takie ciekawostki z historii.

Dzisiaj wszystko jest odwrócone do góry ch*jem. Znajomi w UK mają co prawda kontrakty ale parę lat robili niezły exodus po agencjach. Teraz podobno praca na agencji w większości przypadków wygląda tak, że czekasz na telefon żeby ci powiedzieli kiedy masz przyjść ...i okazuje się że praca jest np przez 2 dni w tygodniu ...w 2 różnych fabrykach. Z tego co się też dowiedziałem niedawno, to każda agencja rządzi się własnymi prawami i "przepis na sukces" z posta nie zawsze zadziała. No i wszystkie agencje w mniejszych miastach prowadzone są przez Litwinów - FACE IT! więc j.angielski jest tam praktycznie zbędny.

Nie chciałbym nikogo zniechęcać - jeśli ktoś ma ambicje na pierwszą robotę za funty w jakiejś mega-ambitnej pracy typu rozkręcanie lodówek czy pakowanie żarcia (po studiach w Polsce) to problemów praktycznie brak. Jesteś obrotny to znajdziesz super pracę za super kasę ale w sumie... przecież w Polsce jest TAK SAMO. Jak ktoś nie ma ambicji to może tylko czekać na coroczną podwyżkę minimalnej i tyle w temacie.
Bolesna prawda jest taka, że na *własne mieszkanie* w UK i tak nie odłożysz szybciej niż w Polsce
I jest jeszcze parę innych "kruczków" życia za granicą, które jakoś nie rozpieszczają tego życia . O "benefitach" nic nie wiem bo nigdy nie brałem ani funta z tego tytułu ale podobno jak ma się dziecko to już można myśleć o aucie z salonu (tak słyszałem ale to pewnie pie**olenie).

Zachęcam wszystkich by spróbowali bo nie znam nikogo bezrobotnego w UK ale z drugiej strony w Polsce też nikogo takiego nie znam .

Piszę to ze swojego punktu widzenia jako 30-letni pryk. Jak miałem ok 20 lat to myślałem zupełne inaczej - tzn "jak najwięcej kasy a reszta to ch*j". Mieszkam i pracuję w Polsce - nie narzekam choć wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej

Powodzenia!

wszystko pięknie i ładnie ale ... jak mnie wk***ia to, że młodzi ludzie muszą wyjeżdżać za godną wypłatą za granicę i w ten sposób budować potęgi przemysłowe i ekonomiczne innych państw. Bo - powiedzmy sobie szczerze - nawet jak gospodarstwo rodzinne mąż + żona) ma razem 4 tyś zł dochodu, to i tak żadna to rozpusta ... z kredytem na 30 lat i dwójką dzieci do utrzymania? I jak ma być dobrze w tym kraju? Napisałem 4 tyś - a przecież wielu zarabiających po 1500 o takim "luksusie" tylko marzy.

Obudz sie kolego, mamy XXI wiek. Poteg ekonomicznych nie buduje sie juz w fabrykach i magazynach. Nie mowiac o tym, ze kazda nowoczesna gospodarka opiera sie na uslugach, a nie przemysle.
Chiny to najlepszy przyklad szybkiej transformacji gospodarki, zobacz sobie jaki udzial mial przemysl jeszcze 10 lat temu, a jaki ma teraz.

Podonie sprawa ma sie w przypadku bogatych krajow z gospodarka rynkowa

k***a przekret roku, przycinka 50 funtow na miesiac na dojazdach...
Taka prawda ze nie czytaja cv'ek itp do najnizszych gownianych prac... bo co ich obchodzi co umiesz itp jak bedziesz na zmywaku, sprzatal ulice czy calowal siusiaka jakiemus ciapatemu - bo przeciez tak tez mozesz zarobic te cale 50 funtow...

@UP
No zupełnie nic specjalnego, zwłaszcza, że agencje często same siebie dymają, bo w payrollach siedzą debile.
Ja na przykład pracowałem przez wakacje i skończyłem pracę koło 20 sierpnia. Byłem bardzo miło zaskoczony gdy koło 5 września przyszła mi wypłata prawie 250 funtów za tydzień 24-28 sierpnia, a potem jeszcze za jeden dzień we wrzesniu jakies 5 dyszek. I to nie w ramach holiday pay, bo to dostałem odzdzielnie. TAkie rzeczy są tu na porzadku dziennym, słuszałem o gościu co przez 4 tygodnie od skończenia pracy co piątek dostawał tygodniówkę

Ja pie**ole... poradnik jak zostać szczuropolakiem. To się po prostu w głowie nie mieści. Założę się, że 90% prawdziwych sadolowych patriotów z flagą w avatarze zajmuje się myciem angielskich czy niemieckich kibli za kilka euraczy na godzinę. Ci sami pewnie najgłośniej ujadają też na sytuację w kraju. Naród z przetrąconym kręgosłupem, płakać się chce gdy czyta się takie posty. Zdecydowanie nie pozdrawiam...

Hehe, ci którzy najgłośniej ujadają na "murzynów i ciapaków" mieszkają zapewne w murzyńskiej dzielnicy gdzieś na podlondyńskim zadupiu. Ludzie, czy wy nie widzicie jacy jesteście śmiesznie żałośni?

Ja pie**ole...

ja mam inne porady:

1. pracuj nielegalnie w UK (nic sie nie rejestruj, bo tu podatki wyzsze niz w PL ), mow ze podatki placisz w PL
2. tak to prawda nikt nie czyta CV olej sprawe - wazne jest zdjecie i numer telefonu
3. miej skonczone najlepsze studia ( to duzy pllus u nich, wymysl cos nikt tego nie sprawdzi)
4. do metra wchodz na cienia, albo nie plac za bilety - jak cie zlapia to jednorazowy mandat i tak jest nizszy niz miesieczny bilet. Ile razy dasz sie zlapac? raz na rok?
5. tak jak i ty tak i oni nie czytaja tych umow. wez umowe zeskanuj popraw kilka zdan oddaj nowa i niech podpisza dziala 2 na 5 prac.

a teraz na powaznie:

Naprawde chcecie do UK do kraju gdzie jest 5 milionow firm zarejestrowanych? chcecie godnie zyc czy byc wycierczka w jednej zz tych firm. za kilka groszy? konkurecja wyscig szczurow i emigraci z chorobami?

W polsce jest okolo 1.5miliona firm, panstwo wcale nie wiele mniejsze od UK. W polsce jest duzo mniejsca na firmy na biznesy. Pokonczone studia i nic w tych glowach? zadnych pomyslow poza wyjazdem zagranicznym???

przy pierwszej rejestracji firmy w polsce ~30k zl na start. W UK tego nie ma....tu masz kredy na drakonskie procenty. Firma w 10min. w polsce ile? dzien dwa?

rece opadaja....

@Temat
6. Ujadaj jak najgłośniej na kebabów, a w ciągu dnia myj im kible

7. Nie zapomnij przy każdej możliwej okazji łamaną angielszczyzną wspominać o dywizjonie 303, że Anglię im przed Hitlerem uratowali

ręce opadają... masz całkowitą rację.

Pasowałoby dodać, że dzisiaj w UK z dostaniem pracy nawet przez agencję już nie jest tak kolorowo.

Jakieś 10 lat temu, kiedy byłem tam dorobić na zasadzie "a ch*j - pojadę" - to agencje płaciły wszystkie dodatki - np za nocki czy nadgodziny (+100%) a nawet wypłacali tzw "szkodliwe" jak praca była w ciężkich warunkach np w chłodni. Zarabiałem wtedy na układaniu pudełeczek z żarciem na palety - cała moja robota - coś ok 7,5 funta na h. Na rękę wychodziło pamiętam dokładnie 6,90 za godzinę. Większość ludzi pracowała na pełny etat, niektórzy w 2 agencjach na raz - kończyli jedną robotę i szli do następnej. Nie pytajcie jak można robić na pełny zegar przez cały tydzień bez spania - domysły będą pewnie trafne . Przypomnę że to było przeszło 10 lat temu.

Od razu napiszę żeby nie było - o dostaniu "kontraktu" można było sobie wtedy pomarzyć (przynajmniej w tamtej fabryce) - potrzebne były kwalifikacje i skończona ANGIELSKA szkoła (polskie papiery były warte tyle co papier toaletowy chyba że szkoła była popularna w UE) a najlepiej żebyś był wtedy Anglikiem. Czasem były "przyjęcia" typu "potrzebujemy kierowcę wózka widłowego" i na drugi dzień już był zatrudniony jakiś stary angielski pryk, który mógł tylko siedzieć (bo taki był gruby) a podania jeszcze przez tydzień ludzie przynosili - podobno ponad 100 chętnych na jedno miejsce. Takie były czasy. Oczywiście paru Polaków miało to szczęście i zaszczyt dostawać kontrakt - wtedy nagle taki wcześniej dobry "koleszka" traktował tych z agencji jak pie**olone j***ne murzynowe szmaty do zapie**alania. Ot polska rzeczywistość polskiej mentalności. Mi jakoś nie zależało kompletnie - plan był taki, by odłożyć tyle kasy ile się da i wracać po 2-3 latach i iść na studia.

Wtedy wszystkie agencje w mieście były prowadzone przez Anglików. Ubrania robocze i dojazdy załatwiała agencja - płacili nawet za przejazd taksówką - TAK BYŁO przynajmniej w tej "mojej" agencji. W trakcie pracy można było wykonać telefon mówiąc np "boli mnie paluszek/główka i nie mogę pracować" i przyjeżdżali po ciebie i odwozili jeśli TWIERDZIŁEŚ że miałeś daleko do domu a potem przez prawie tydzień pytali czy już wszystko w porządku czy już nie boli czy załatwić lekarza, NA PEWNO DASZ RADĘ?? - ot taki przykład typowo angielskiej kultury. Wszystko zresztą było tam załatwiane na pełnej k***A uber-kulturze - tam było tak kulturalnie że aż wstyd było podejrzewać kogokolwiek o jakiekolwiek złe zamiary!!!
Jedyny szkopuł dla mnie wtedy to były niestety koszty mieszkania - ponad 100 funtów od łebka w warunkach jaskiniowych + tabun Litwinów-niedźwiedzi, którym nie przeszkadzało 2 stopnie C w łazience w zimie i spanie po 5 ludzi w pokoju 3x3.
Potem było już niby lepiej bo się wyprowadziłem na "swoje" wynajmowanie (tamtą jaskinie załatwiała jakaś litwinka-znajoma znajomego przez znajomego znajomego - kombinacje alpejskie) i miałem caaaaałe mieszkanie (tzw flat) do dyspozycji ale znów nie minął rok jak zaczęło się j***ć.
Fabrykę zlikwidowali ot tak nagle, potem wprowadzili jakieś dziwne prawo i wszystkie agencje zaczęły płacić minimalną (5,20 chyba brutto/h) i chyba przez to 99% agencji przejęli Litwini a będąc w takiej placówce człowiek czół się jak na jakimś pie**olonym zesłaniu na Sybir... Zero dodatków zerwo zwrotów za przejazd, minimalna za godzinę nie ważne w jakich warunkach, nadgodziny tylko w niektórych agencjach były za +50% i prawie za każdym razem trzeba było mieć potwierdzenie na j***nym piśmie z fabryki ile godzin się robiło - popie**olone w ch*j!. A tak na prawdę z tymi nadgodzinami też było cieńko bo ...Litwini z agencji mieli priorytet by to ich rodacy mieli jak najwięcej roboty - ot taka ich solidarność narodowa (coś nie do pomyślenia w przypadku Polaków za granicą).

Olałem ten syf. Zrobiło się tam już za gęsto Litwinów i innych ciapuchów ze spojrzeniem mordercy. Wróciłem.

Przez niecałe 2 lata odłożyłem i nakupiłem tam tyle "fantów" że w PL musiałbym na to zapie**alać 20 lat minimum. To były czasy... Pamiętam jak wtedy np Nokia N5 była w zasięgu już po 4 dniach pracy a w Polsce kosztowała tyle co dwie minimalne wypłaty... Laptopa kupiłem za 600 funtów i jakoś no ZA CHOLERĘ nie wydawało mi się to w UK jakoś w ch*j drogo... człowiek po prostu po jakimś czasie nie zwraca uwagi na "przelicznik" i dopiero potem okazało się że w Polsce ten sam laptop kosztował ponad 5000 zł...

To takie ciekawostki z historii.

Dzisiaj wszystko jest odwrócone do góry ch*jem. Znajomi w UK mają co prawda kontrakty ale parę lat robili niezły exodus po agencjach. Teraz podobno praca na agencji w większości przypadków wygląda tak, że czekasz na telefon żeby ci powiedzieli kiedy masz przyjść ...i okazuje się że praca jest np przez 2 dni w tygodniu ...w 2 różnych fabrykach. Z tego co się też dowiedziałem niedawno, to każda agencja rządzi się własnymi prawami i "przepis na sukces" z posta nie zawsze zadziała. No i wszystkie agencje w mniejszych miastach prowadzone są przez Litwinów - FACE IT! więc j.angielski jest tam praktycznie zbędny.

Nie chciałbym nikogo zniechęcać - jeśli ktoś ma ambicje na pierwszą robotę za funty w jakiejś mega-ambitnej pracy typu rozkręcanie lodówek czy pakowanie żarcia (po studiach w Polsce) to problemów praktycznie brak. Jesteś obrotny to znajdziesz super pracę za super kasę ale w sumie... przecież w Polsce jest TAK SAMO. Jak ktoś nie ma ambicji to może tylko czekać na coroczną podwyżkę minimalnej i tyle w temacie.
Bolesna prawda jest taka, że na *własne mieszkanie* w UK i tak nie odłożysz szybciej niż w Polsce
I jest jeszcze parę innych "kruczków" życia za granicą, które jakoś nie rozpieszczają tego życia . O "benefitach" nic nie wiem bo nigdy nie brałem ani funta z tego tytułu ale podobno jak ma się dziecko to już można myśleć o aucie z salonu (tak słyszałem ale to pewnie pie**olenie).

Zachęcam wszystkich by spróbowali bo nie znam nikogo bezrobotnego w UK ale z drugiej strony w Polsce też nikogo takiego nie znam .

Piszę to ze swojego punktu widzenia jako 30-letni pryk. Jak miałem ok 20 lat to myślałem zupełne inaczej - tzn "jak najwięcej kasy a reszta to ch*j". Mieszkam i pracuję w Polsce - nie narzekam choć wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej

Powodzenia!

Nie wiem jak było za twoich czasów ale "Nikogo bezrobotnego w UK", a ciapate? No wtedy to mogły pracować bo nie było ich tyle i jeździli zapewne tylko ludzie ambitni a teraz bydło ciapate jeździ.

Każdy, kto wyjechał kiedyś do UK czy gdziekolwiek indziej, wiedział, że od czegoś trzeba zacząć. W takim wypadku - agencja - czyli byle co, aby na szybko cokolwiek zarobić, nie jest złym pomysłem. A jak ktoś wyjeżdża sezonowo, jak na przykład ja - agencja jest właściwie jedynym pomysłem, bo pracować można właściwie ile się chce i kiedy się chce. Oczywiście Polacy, którzy ledwo dostali robotę przez jakąś gównianą agencję, zachowujący się jakby złapali Boga za nogi, "co to nie ja w tym uk, polaczki cebulaczki" itp., są co najmniej komiczni, zwłaszcza, kiedy po 2 miesiącach pracy jest jeden dzień w tygodniu, a żreć za coś trzeba. Jedyne, czego nie trawię, to obecnie puszczanie smsów, kiedy ma się przychodzić, co jest mega wk***iające i nie daje nic zaplanować. Chyba niewiele agencji daje zwykły grafik na ten moment.

No i do pakowania żarcia lub coś takiego nikt całego CV czytał nie będzie - gdzie w Polsce za brak j***nego garnituru na rozmowę do pracy w fabryce można już na dzień dobry dostać negatywa (znam takie przypadki) - więc interview polega właściwie tylko na sprawdzeniu, czy delikwent jest komunikatywny, a że siedzi na rozmowe 10 osób... no kurde - praca w agencji to w 70% sezonówka - biorą jak najwięcej osób do ciężkiej roboty, której jest od zaj***nia, więc proszenie pojedynczo nie ma sensu, zwłaszcza, że cała "rozmowa" trwa 30 sekund. A nikt tu się nie chce wdawać w rozważania typu "gdzie widzisz siebie za rok". "Prestiż" wykonywanej pracy jest proporcjonalny do samego podejścia do potencjalnego pracownika. Nie mówię tutaj, że na wejście dają łatkę robola i traktują jak gówno, bo tak nie jest. Ale wchodząc na rozmowę na pewno dla nikogo nie wyglądacie jak prezes i nie będziecie tak traktowani.

Nie gardzę agencjami ani ludźmi pracującymi przez nie. Są ludzie, którzy wiedzą, jak to wygląda oraz po co tam aplikują - czyli po to, by ZApie**alAĆ - po to te agencje istnieją, aby ktoś mógł bez zbędnego pie**olenia zarobić jakieś pieniądze, odłożyć w miarę możliwości (i/lub szukać w międzyczasie czegoś normalnego). Z takim nastawieniem wyjeżdżam sezonowo i jakoś nigdy nie czuję się z jakiegoś powodu wydymany ani też nie próbuje tych błyskotliwych "trików". j***ni to jesteśmy tu, w Polsce, ale przez tamtejsze agencje? - dobre sobie. Ale są też ludzie, którzy dostali tę robótkę i odpie**alają nie wiadomo co, bo "praca jest, funty so, to trza sie bawić i niczym nie martwić" - czyli tacy, którzy kombinują, cwaniaczą, ile tylko można, oczywiście nie podejmując innych kroków w celu szukania nowego zajęcia. Takie osoby uważam za szczuropolaków i wcale mi ich nie szkoda jak ktoś ich wyjebie. Skoro ktoś nie potrafi myśleć samodzielnie, to jest to wyłącznie jego problem.

@Gołyniemiec

pisząc "nie znam" miałem na myśli moich kolegów i koleżanki . Ciapatych nie znam, nie znałem i nie chcę znać. Byłem z koleżanką raz w sklepie u ciapucha to myślałem że ją tam zaraz zacznie dosłownie posówać na żywca zanim zdąży odłożyć słoik z polskimi pulpetami na półkę - tak są rozbestwieni.

Opowiadała mi też często że ciapate to największe gówno jakie napotkała w życiu - bez obciachu niewybredne teksty na ulicy, wśród ludzi, w sklepie a na dyski bała się chodzić. Jakaś niesamowicie urodziwa nie jest (na polskie warunki ) ale za to bardzo szczupła z pełnym cycem. Taki ciapuch tam potrafi podbić ch*j wie skąd, klepnąć w tyłek i z bananem na gębie pytać czy o wolne popołudnie albo bez pie**olenia "wanna have greatest sex today?".
k***a mać TFU.