18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

O piractwie

tds1974 • 2012-12-17, 18:48
Z książki Chrisa Andersona "Za darmo", którą właśnie czytam.

"Jeśli wydasz płytę, która następnie zostanie spiratowana, nie oznacza to, że piraci wzięli coś, co należy do Ciebie. Oni to zreprodukowali.

Nie ponosisz z tego powodu straty, co najwyżej MNIEJ ZYSKUJESZ.

Koszty to, co najwyżej ryzyko niezawarcia transakcji, ponieważ wersja legalna musiała konkurować na rynku z wersją piracką".

TheColt

2012-12-18, 10:32
Ameryki nie odkrył. Ja bym poszedł o krok dalej.

Jesli nie stać mnie na zakup oryginalnej płyty i nabędę kopię nieoryginalną to nie znaczy że wydawca przez to zarobi mniej. Zarobi tyle samo bo gdybym nie miał możliwości nabycia wersji nieoryginalnej to oryginalnej i tak bym nie kupił bo mnie nie stać.

Równie dobrze można powiedzieć że ci co jeżdżą autobusami to "piraci transportu" bo zamiast pojechać z punktu A do B samochodem to wybierają tańsza opcje a producenci samochodów tracą na tym. A ci co nie maja na autobus i chodzą na piechotę to dopiero sk***ysyny złodziejskie.

Jeśli nie byłem potencjalnym klientem to nikt nic nie traci.

straatveger

2012-12-18, 10:37
No jasne niech kopiują co chcą moją pracę magisterską też niech kopiują możę się ktoś nie napoci tyle godzin co ja

thoruus

2012-12-18, 10:43
@up: i dlatego pierwszym krokiem w walce z narkotykami jest ich legalizacja. To nie jest moje subiektywne zdanie, poszukajcie w sieci wypowiedzi na ten temat ludzi bardziej zorientowanych np. agentów fbi czy dea, to są wybiki badań i prowadzonych statystyk. Tylko zainteresowanym to się nie opłaca, bo wtedy spadłaby wartość chwastu rosnącego pod balkonem - cóż, nielegalne ziemniaki kosztowałyby 30 pln za kg. Ale na "wojnie z narkotykami", jak na każdej wojnie, wielu ludzi zarabia bardzo duże pieniądze...

pkh

2012-12-18, 10:48
Z tego co wiem w świetle przepisów 'utracony zysk' może być rozumiany jako 'strata' więc tracą.

mjr

2012-12-18, 11:41
Problem jest podobny do tego z "dziećmi (na)poczętymi". Każdy swoje pie**oli i się cieszy, każdy na swój sposób...

Krozpel

2012-12-18, 12:13
sidian napisał/a:

Dowiedziono również, że piractwo nakręca sprzedaż (zwłaszcza w przypadku produktów firmowanych nazwiskiem autora). Potwierdził to m.in. eksperyment polegający na udostępnieniu na miesiąc za darmo na stronie wydawnictwa książki jednego ze znanych autorów. W kolejnym miesiącu sprzedaż książek tego autora wzrosła trzykrotnie. Według badań między 80 a 95% czytelników poznało książki swojego ulubionego autora pożyczając książkę od kogoś, wypożyczając ją z biblioteki lub zwyczajnie ściągając nielegalną kopię.


Gówno dowiedziono. Jeśli masz jakieś badanie czy rzetelną analizę na ten temat to chętnie przeczytam. Jest dokładnie tyle samo sensownych dowodów na te teoretyczne miliardowe straty korporacji jak na teoretyczny zbawienny wpływ piractwa. Wszystkie analizy jakie na ten temat czytałem oparte są albo na krótkich okresach sprzedażowych, lub zakładają że zmiany sprzedaży są uzależnione tylko od jednego czynnika. Problem jest taki, że żaden z takich eksperymentów czy badań nie został przeprowadzony rzetelnie i długofalowo. To, że opublikowano jedną książkę i już w następnym miesiącu zwiększyła się sprzedaż nie musi być bezpośrednio powiązane. Nawet jeśli jest to raczej w efekcie bezpośredniego poparcia dla akcji z darmową książką. To tak jak z płytą NiN, The Slip którą udostępnił za darmo z możliwością zapłacenia darowizny w dowolnej kwocie. Trent zarobił na tym bardzo dobrze… ale już nie zarabia. Dlaczego. Bo ludzie zareagowali na tę akcję olbrzymim poparciem, na konto wpływały mu darowizny niekiedy wielokrotnie większe niż cena CD w sklepie… tylko że kiedy fala poparcia się skończyła nikt już nie pamięta że można za nią dobrowolnie zapłacić. Dochodów z tego albumu już raczej nie będzie. Gdyby kontynuował wydawanie płyt w taki sposób to z albumu na album poparcie było by mniejsze, ludzie mniej rozentuzjazmowani. Dla wszystkich stało by się naturalne że płyty Nine Inch Nails są darmowe. To samo stało by się z wynikami sprzedaży dla książki. Dlatego nikt nie robi takich badań w dłuższym przedziale czasu, dlatego tego typu akcje dzieją się od czasu do czasu i mają charakter promocji autora/produktu. Gdyby odbywały się regularnie to całą ich moc by znikła. I wierz mi, że eksperci od marketingu dobrze to wiedzą. Dlatego co jakiś czas pojawia się autor który wychyli się z szeregu, wyda coś za darmo, narobi szumu… a potem grzecznie wraca pod opiekę wydawcy.
sidian napisał/a:

W najgorszej pozycji znajdują się producenci oprogramowania, ale ich również piractwo dotyka w niewielkim stopniu, bo przychody większości dostawców oprogramowania opierają się na umowach z osobami prawnymi a nie fizycznymi. Wyjątkiem są dostawcy tacy jak Microsoft, ale oni dowiedli, że można prowadzić politykę eliminującą piractwo, tylko potrzeba wartości dodanej a nie tysięcy zabezpieczeń (chociaż te też się przydają).


Owszem, jeśli chodzi o software to kupują je w większości firmy, które muszą mieć na wszystko fakturę. Ale nie z powodu wrodzonej uczciwości przedsiębiorców tylko dlatego że robione są kontrole i wcześniej czy później się wyda. Za to gry komputerowe są gałęzią oprogramowania której głównym odbiorcom są osoby prywatne. Tu już nie powiesz mi, że piractwo dotyka ich w niewielkim stopniu. W Stanach piractwo gier jest dużo mniejszym problemem, ale w Polsce gry są drogie a niektórym się w ogóle nie opłaca się ich tu wydawać. Ale to nie usprawiedliwia ściągania ich nielegalnie.
sidian napisał/a:

Kolejnym problemem jest to, że producenci dokładają tyle starań, żeby wykosić piractwo, że legalni odbiorcy nie mogą korzystać z produktów. Umowy licencyjne są konstruowane z pogwałceniem zasady równości stron (czyli wszystko należy do producenta, użytkownik nie ma żadnych praw do oprogramowania, swojej pracy czy czegokolwiek innego), zabezpieczenia, które usuwają piraci, utrudniają korzystanie przeciętnym użytkownikom (np. DRM w grach komputerowych Ubi Soft - Settlers anyone?), a oprogramowanie jest coraz bardziej niedopracowane i w gruncie rzeczy zaczyna już przypominać buildy alpha.


Więc wydawca nie ma prawa bronić się przed nielegalnym użytkowaniem jego produktu? Generalnie jeśli cokolwiek dobrego wynika z piractwa to zasługa piratów, jeśli coś złego to już wina wydawcy.
sidian napisał/a:

Nie dziwię się producentom, że próbują walczyć z piractwem, ale z drugiej strony nie dziwię się ludziom, którzy piracą, zwłaszcza produkty, których cena nie jest dostosowywana do rynku lokalnego (np. płyty CD, większość gier komputerowych). I proszę nie porównywać piractwa z kradzieżą, nie mają ze sobą nic wspólnego. Absolutnie nic.


Przepraszam, ale ręce opadają. Owszem, porównanie kopiowania filmów, muzyki i gier do kradzieży samochodu jest kompletnie bez sensu. Ale stwierdzenie, że to nie jest kradzież to równie głupie. Uważasz, że wchodzenie sobie do teatru bez biletu nie jest kradzieżą należnych aktorom pieniędzy bo i tak przedstawienie trwa a są wolne miejsca? Kazanie taksówkarzowi, żeby Cię podwiózł za darmo na koniec tej ulicy jest spoko, bo i tak jedzie w tą stronę, więc nic nie straci? Jak wpadniesz do restauracji z otwartym bufetem to możesz się najeść za darmo bo to jedzenie i tak jest wystawione, a w ogóle to się marnuje zawsze? Największy tłok rozumie, że Ci ludzie żyją z wykonywanych przez nich usług, za za wykonaną usługę się płaci. Nawet jeśli ich to nic teoretycznie nie kosztuje.

Faktycznie jest tak, że wg definicji słowa, nikt nie jest „okradziony” z powodu skopiowania oprogramowania. Ale posługując się również definicją słowa, ktoś kto przywłaszcza sobie bez zgody właściciela i użytkuje nie swoją własność jest złodziejem. I można przytaczać tysiące analiz które udowodnią w 100% że piractwo zwiększa sprzedaż w efekcie. Na koniec to właściciel kopiowanej własności ma prawo zdecydować czy chce swoje dochody zwiększać czy nie. I dopóki nie udziela zgody to użytkując nielegalnie kopiowane materiały jesteś złodziejem. I możesz sobie to tłumaczyć jak Ci się podoba (że cena za duża, że już kupiłem 5 innych jego płyt, że walczysz z korporacjami i że nikt nie został okradziony), ale dopóki nie zapłacisz za to co ktoś sprzedaje to nie należy Ci się nic.

Nie da się ukryć, że branża wydawnicza jest zacofana, nie nadarza za rozwojem usług cyfrowych i musi się zmienić. Mnie tylko szokuje, że w każdej innej branży jest oczywiste dla klientów, że jedyny sposób żeby zmienić zachowanie niemoralnego sprzedawcy to nie używać jego produktów. Tutaj jednak bierze się nieswoje, słucha, gra, ogląda… a potem pokrzykuje że nas oszukują.

rimogyz

2012-12-18, 13:31
Jak widzę, niektórzy nie potrafią zrozumieć pojęcia straty. Może tak:

uwaga wszystko przykładowe - nie czepiać się nieścisłości

1) masz pomysł na grę/muzykę
2) zaczynasz realizować swój pomysł
- zatrudnienie specjalisty 2000zł/m-c
- wynajęcie lokalu + opłaty(np. żeby ustawić kompy, albo instrumenty - nie każdy ma odpowiedni metraż) 1500zł/m-c
- poświęcony czas - np. 3 miesiące - bezcenny :D
- promowanie produktu 3000zł
- dystrybucja produktu 2000zł

W tym przykładzie daje nam to łączny koszt ok. 15500zł

Teraz wyobraźcie sobie, że poświęciliście 3 miesiące życia oraz 15tys złotych na stworzenie jakiegoś semi-pro projektu. A jakiś gnojek ściągnie sobie waszą grę/muzykę/cokolwiek za darmo. Nic na tym nie zarabiasz, a włożyłeś w to przecież swoje pieniądze. Utracony zysk w tym wypadku jest zwyczajną kradzieżą i doprowadzaniem cię do ruiny. Zysk zacznie się dopiero wówczas jak przekroczysz granicę włożonych w to pieniędzy. Zostajesz w plecy i np. stwierdzasz, że masz w żopie to wszystko i już więcej robić nie będziesz, żeby ci później na Internecie wytykali, że to przecież nie jakaś tam kradzież, tylko zwykłe powielanie, a ty jesteś pazernym na kasę gnojkiem, a tak w ogóle to idź się utop.

Mówię - to tylko przykład.

Sam nie jestem święty, ale jeżeli np. jest jakaś gra którą ściągnąłem mi się spodobała - kupuję ją. Nawet jeśli ją przeszedłem, to bez znaczenia. Po prostu widzę, że pieniądze dla twórców należą się jak psu buda.

Wujo_K

2012-12-18, 13:51
Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego biblioteki są nadal legalne? Te z prawdziwymi, papierowymi książkami. Zapisujesz się, wypożyczasz książkę za darmo ile razy chcesz (kopiowanie na ksero jest nielegalne) i czytasz ile razy chcesz. Tyle osób, ile daną książkę wypożyczyło to automatycznie jej nie kupiło -> spada zysk wydawcy i autora.

rimogyz

2012-12-18, 14:18
Wujo_K napisał/a:

Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego biblioteki są nadal legalne? Te z prawdziwymi, papierowymi książkami. Zapisujesz się, wypożyczasz książkę za darmo ile razy chcesz (kopiowanie na ksero jest nielegalne) i czytasz ile razy chcesz. Tyle osób, ile daną książkę wypożyczyło to automatycznie jej nie kupiło -> spada zysk wydawcy i autora.



Pozwól, że Ci wytłumaczę: ustawa o prawach autorskich.

art. 28 pr.aut.:
Biblioteki, archiwa i szkoły mogą:
1) udostępniać nieodpłatnie, w zakresie swoich zadań statutowych, egzemplarze utworów rozpowszechnionych;
2) sporządzać lub zlecać sporządzanie egzemplarzy rozpowszechnionych utworów w celu uzupełnienia, zachowania lub ochrony własnych zbiorów;
3) udostępniać zbiory dla celów badawczych lub poznawczych za pośrednictwem końcówek systemu informatycznego (terminali) znajdujących się na terenie tych jednostek.

To oznacza udzielenie licencji ustawowej.

Dziękuję.

[edit:] żeby było jeszcze jaśniej - nie każdego stać na zakup różnych książek, a służą one przecież rozwojowi społeczeństwa - jak dziś powodem do chwalenia się jest "aaaa przeszedłem wszystkie klasy nie czytając ani jednej książki" no to błagam...

sidian

2012-12-18, 14:22
Krozpel napisał/a:

Gówno dowiedziono. Jeśli masz jakieś badanie czy rzetelną analizę na ten temat to chętnie przeczytam. Jest dokładnie tyle samo sensownych dowodów na te teoretyczne miliardowe straty korporacji jak na teoretyczny zbawienny wpływ piractwa. Wszystkie analizy jakie na ten temat czytałem oparte są albo na krótkich okresach sprzedażowych, lub zakładają że zmiany sprzedaży są uzależnione tylko od jednego czynnika. Problem jest taki, że żaden z takich eksperymentów czy badań nie został przeprowadzony rzetelnie i długofalowo. To, że opublikowano jedną książkę i już w następnym miesiącu zwiększyła się sprzedaż nie musi być bezpośrednio powiązane. Nawet jeśli jest to raczej w efekcie bezpośredniego poparcia dla akcji z darmową książką. To tak jak z płytą NiN, The Slip którą udostępnił za darmo z możliwością zapłacenia darowizny w dowolnej kwocie. Trent zarobił na tym bardzo dobrze… ale już nie zarabia. Dlaczego. Bo ludzie zareagowali na tę akcję olbrzymim poparciem, na konto wpływały mu darowizny niekiedy wielokrotnie większe niż cena CD w sklepie… tylko że kiedy fala poparcia się skończyła nikt już nie pamięta że można za nią dobrowolnie zapłacić. Dochodów z tego albumu już raczej nie będzie.



Po pierwsze dowiedziono. Rzetelne badania w dziedzinie internetu ograniczają się do ankiet, bo nie ma innego źródła. Nie ma długofalowych badań dotyczących sprzedaży w internecie, bo nie da się przełożyć wyników na dynamicznie zmieniający się rynek. Praktycznie co roku pojawiają się nowe metody dystrybucji, a obecne ulegają zasadniczym zmianom. Na tyle, na ile to możliwe, dowiedziono tego rzetelnie. Nie ma za to żadnych rzetelnych badań potwierdzających, że straty twórców i ich dystrybutorów są takie, jak to prezentują w swoich raportach.

Krozpel napisał/a:

Gdyby kontynuował wydawanie płyt w taki sposób to z albumu na album poparcie było by mniejsze, ludzie mniej rozentuzjazmowani. Dla wszystkich stało by się naturalne że płyty Nine Inch Nails są darmowe. To samo stało by się z wynikami sprzedaży dla książki. Dlatego nikt nie robi takich badań w dłuższym przedziale czasu, dlatego tego typu akcje dzieją się od czasu do czasu i mają charakter promocji autora/produktu. Gdyby odbywały się regularnie to całą ich moc by znikła. I wierz mi, że eksperci od marketingu dobrze to wiedzą. Dlatego co jakiś czas pojawia się autor który wychyli się z szeregu, wyda coś za darmo, narobi szumu… a potem grzecznie wraca pod opiekę wydawcy.



I ty mi mówisz o "rzetelności"? Bez jaj. Skąd ten pomysł? Masz cokolwiek na poparcie tej tezy? Bo ja mam całkiem rzetelny materiał, żeby jej zaprzeczyć. Weź taki kickstarter i coraz większe sukcesy poszczególnych projektów. Widać, że społeczność internetowa szanuje takie inicjatywy. Weź Radiohead, które od lat wydaje płyty we własnym zakresie.


Krozpel napisał/a:

Owszem, jeśli chodzi o software to kupują je w większości firmy, które muszą mieć na wszystko fakturę. Ale nie z powodu wrodzonej uczciwości przedsiębiorców tylko dlatego że robione są kontrole i wcześniej czy później się wyda. Za to gry komputerowe są gałęzią oprogramowania której głównym odbiorcom są osoby prywatne. Tu już nie powiesz mi, że piractwo dotyka ich w niewielkim stopniu. W Stanach piractwo gier jest dużo mniejszym problemem, ale w Polsce gry są drogie a niektórym się w ogóle nie opłaca się ich tu wydawać. Ale to nie usprawiedliwia ściągania ich nielegalnie.



Gówno jest a nie kontrole. Kontrola jest tylko wtedy, kiedy cie ktoś podpie**oli. Firma, w której pracuję, istnieje od 1989 roku, zajmuje się softem i usługami komputerowymi od początku jej istnienia i nie miała ani jednej kontroli.

Krozpel napisał/a:

Więc wydawca nie ma prawa bronić się przed nielegalnym użytkowaniem jego produktu? Generalnie jeśli cokolwiek dobrego wynika z piractwa to zasługa piratów, jeśli coś złego to już wina wydawcy.



Ma, ale użytkownicy mają prawo się wkurzać. Sam miałem koszmarne przejścia z Settlersami, z Rainbow Six Vegas 2 i z AC i koniec końców, posiadając legalne kopie, przeszedłem wszystkie trzy na pirackich wersjach, bo na nich się dało grać. Na oryginale nie mogłem.

Krozpel napisał/a:

Przepraszam, ale ręce opadają. Owszem, porównanie kopiowania filmów, muzyki i gier do kradzieży samochodu jest kompletnie bez sensu. Ale stwierdzenie, że to nie jest kradzież to równie głupie. Uważasz, że wchodzenie sobie do teatru bez biletu nie jest kradzieżą należnych aktorom pieniędzy bo i tak przedstawienie trwa a są wolne miejsca? Kazanie taksówkarzowi, żeby Cię podwiózł za darmo na koniec tej ulicy jest spoko, bo i tak jedzie w tą stronę, więc nic nie straci? Jak wpadniesz do restauracji z otwartym bufetem to możesz się najeść za darmo bo to jedzenie i tak jest wystawione, a w ogóle to się marnuje zawsze? Największy tłok rozumie, że Ci ludzie żyją z wykonywanych przez nich usług, za za wykonaną usługę się płaci. Nawet jeśli ich to nic teoretycznie nie kosztuje.



Piractwo to nie kradzież. Proste? Zaakceptuj. Kradzież charakteryzuje się między innymi tym, że ograniczasz lub odbierasz właścicielowi dostęp do rzeczy i do czerpania korzyści z tej rzeczy. W przypadku piractwa nie ma ograniczenia dostępu a korzyści są czysto teoretyczne, więc nie można porównywać jednego z drugim. Piractwo jest złe samo w sobie (w pewnym sensie), ale nie jest to kradzież. Tak samo jak pobicie nie jest morderstwem, chociaż niektóre elementy są podobne. Jedno nie musi być drugim, żeby być złe.

Krozpel napisał/a:

Nie da się ukryć, że branża wydawnicza jest zacofana, nie nadarza za rozwojem usług cyfrowych i musi się zmienić. Mnie tylko szokuje, że w każdej innej branży jest oczywiste dla klientów, że jedyny sposób żeby zmienić zachowanie niemoralnego sprzedawcy to nie używać jego produktów. Tutaj jednak bierze się nieswoje, słucha, gra, ogląda… a potem pokrzykuje że nas oszukują.



Primo branża wydawnicza nie jest zacofana, chyba że mówisz o rynku polskim. Ja mówię o rynku amerykańskim, który jest największym i najbardziej pro-rozwojowym rynkiem wydawniczym na świecie.

Jeśli chodzi o gry, muzykę i filmy, to nie ma konkurencji. Nie ma dwóch firm świadczących takie same usługi, bo każda gra, każda piosenka i każdy film są inne. Podobnie jak z lekami. Konsumenci widzą, że się ich z tego powodu zdziera i się wkurzają. Piractwo było w pierwszej kolejności odzewem społecznym. Do dzisiaj niewiele ma wspólnego z pracą zarobkową (w sensie piraceniem dla odniesienia korzyści finansowej). Widzą to nie tylko konsumenci, ale również instytucje zaczynają sobie z tego zdawać sprawę i ograniczają działania monopolistów (np. EU vs Apple, EU vs Microsoft). To samo będzie dotykało kolejnych dziedzin, już dzisiaj większość zapisów z umów licencyjnych z producentami oprogramowania jest nieważna na terenie Unii Europejskiej.

pirek5

2012-12-18, 15:29
No i co z tego? To tak samo jakby pisac, ze poprzez jazde autobusem bez biletu nie okradasz przewoznika, a jedynie sprawiasz ze mniej zarobi. Niby prawda, ale gdyby kazdy tak robil, to chyba by za duzo autobusow na swiecie nie jezdzilo.

Krozpel

2012-12-18, 15:38
sidian napisał/a:

Po pierwsze dowiedziono. Rzetelne badania w dziedzinie internetu ograniczają się do ankiet, bo nie ma innego źródła. Nie ma długofalowych badań dotyczących sprzedaży w internecie, bo nie da się przełożyć wyników na dynamicznie zmieniający się rynek. Praktycznie co roku pojawiają się nowe metody dystrybucji, a obecne ulegają zasadniczym zmianom. Na tyle, na ile to możliwe, dowiedziono tego rzetelnie. Nie ma za to żadnych rzetelnych badań potwierdzających, że straty twórców i ich dystrybutorów są takie, jak to prezentują w swoich raportach.


No jeśli dowiedziono to proszę o źródła. Ankieta nie jest rzetelnym źródłem. Ankieta jest źródłem opinii ankietowanych a nie faktów z ich życia. A już ankiety internetowe są kompletnie nierzetelne bo nie masz żadnej kontroli nad tym kto ile razy ją wypełni i jak wiarygodne są podane dane. Mogą być podstawą szacunków a nie materiałem naukowym. Można za to badać rynek i fluktuacje w sprzedaży produktów, szukać korelacji z piractwem. Nikt takich badań nie prowadzi.

sidian napisał/a:

I ty mi mówisz o "rzetelności"? Bez jaj. Skąd ten pomysł? Masz cokolwiek na poparcie tej tezy? Bo ja mam całkiem rzetelny materiał, żeby jej zaprzeczyć. Weź taki kickstarter i coraz większe sukcesy poszczególnych projektów. Widać, że społeczność internetowa szanuje takie inicjatywy. Weź Radiohead, które od lat wydaje płyty we własnym zakresie.


Masz materiał… To podaj. Bo ja na przykład widzę regularny spadek średniej kwoty w Humble Bundle a było ich do tej pory raptem kilka. Ostatnie jakie się odbyło osiągnęło zawrotną 5,70$ za 7 tytułów z najwyższej półki z których każdy jest wart wiele więcej. Tak wygląda wdzięczność klientów na dłuższą metę. Przytaczasz Kickstarter jako dowód na hojność internautów i na popularność takich akcji? Najbardziej fundowana gra na Kickstarterze (Projeckt Eternity) ma raptem 70 tysięcy wspierających… sprzedaż średniawej gry oscyluje w granicach 500 tysięcy… dobra gra (a ta niewątpliwie taka będzie) sprzedaje od 10 milionów sztuk w górę. Te 70 tysięcy to tak naprawdę niewielka grupka entuzjastów gotowych zaryzykować swoje pieniądze, by tylko gra powstała. Najpopularniejszy Kickstarter z muzyką miał 25k funderów, film aż 7 tysięcy. No faktycznie internauci popierają projekty całymi hordami. O Radiohead nic nie wiem, więc nie będę się wypowiadał. Przykład z płytą NiN miał tylko pokazać jak krótka jest pamięć i hojność szerokiej publiczność (bo fani pamiętają).


sidian napisał/a:

Gówno jest a nie kontrole. Kontrola jest tylko wtedy, kiedy cie ktoś podpie**oli. Firma, w której pracuję, istnieje od 1989 roku, zajmuje się softem i usługami komputerowymi od początku jej istnienia i nie miała ani jednej kontroli.


Wybacz ale też pracuje w firmie związanej z softem, i wiem co się dzieje w księgowości. Jeżeli masz przychody z za granicy, masz prawo do zwrotów VATu albo po prostu generujesz spore podatki to urząd skarbowy będzie Cię sprawdzał regularnie żeby znaleźć dowolny powód na niewypłacenie pieniędzy lub wyciągnięcie od Ciebie jeszcze paruset tysięcy. O kontrolach albo po prostu nie wiesz, albo zarząd kładzie grubą forsę żeby ich nie było albo dzieją się u Ciebie jakieś cuda. Nie wierzę w brak jakiejkolwiek wizyty z US od 23 lat.

sidian napisał/a:

Ma, ale użytkownicy mają prawo się wkurzać. Sam miałem koszmarne przejścia z Settlersami, z Rainbow Six Vegas 2 i z AC i koniec końców, posiadając legalne kopie, przeszedłem wszystkie trzy na pirackich wersjach, bo na nich się dało grać. Na oryginale nie mogłem.


Tu się zgodzę w całej rozciągłości. Sam grałem w pirackiego Assasins Creeda 1 bo oryginalny DRM kradł mi 20FPSów. Pamiętam też użeranie się ze Steamem zaraz po premierze HL2. Horror. Doszło w pewnym momencie to grubej przesady z DRMami ale zwróć uwagę, że się od tego teraz odchodzi, w związku z feedbakiem od graczy. Tylko że winę za w ogóle zaistnienie tej sytuacji ponoszą piraci.

sidian napisał/a:

Piractwo to nie kradzież. Proste? Zaakceptuj. Kradzież charakteryzuje się między innymi tym, że ograniczasz lub odbierasz właścicielowi dostęp do rzeczy i do czerpania korzyści z tej rzeczy. W przypadku piractwa nie ma ograniczenia dostępu a korzyści są czysto teoretyczne, więc nie można porównywać jednego z drugim. Piractwo jest złe samo w sobie (w pewnym sensie), ale nie jest to kradzież. Tak samo jak pobicie nie jest morderstwem, chociaż niektóre elementy są podobne. Jedno nie musi być drugim, żeby być złe.


Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć, że jak bierzesz sobie coś co nie jest Twoje bez zgody właściciela to jesteś złodziejem? Możemy się licytować co do słownikowego znaczenia kradzieży, co nie zmienia faktu że piractwo jest przestępstwem i przywłaszczeniem czegoś co czego nie masz praw. Na pewno nie tak poważnym jak kradzież, ale jest nim. Tak jak pobicie nie jest morderstwem, ale też powinno zostać ukarane. W obu przypadkach mniej surowo ale nie można tego ignorować.

sidian napisał/a:

Primo branża wydawnicza nie jest zacofana, chyba że mówisz o rynku polskim. Ja mówię o rynku amerykańskim, który jest największym i najbardziej pro-rozwojowym rynkiem wydawniczym na świecie.


Oczywiście że mówię o rynku Polskim. Żyje w Polsce, pracuje w Polsce, mówię po polsku, kupuje za złotówki więc o Polsce rozmawiać będę. Gówno mnie obchodzi rynek do którego nie mam dostępu, nie tylko z powodu odległości ale i przepisów handlu międzynarodowego.

sidian napisał/a:

Jeśli chodzi o gry, muzykę i filmy, to nie ma konkurencji. Nie ma dwóch firm świadczących takie same usługi, bo każda gra, każda piosenka i każdy film są inne. Podobnie jak z lekami. Konsumenci widzą, że się ich z tego powodu zdziera i się wkurzają. Piractwo było w pierwszej kolejności odzewem społecznym. Do dzisiaj niewiele ma wspólnego z pracą zarobkową (w sensie piraceniem dla odniesienia korzyści finansowej). Widzą to nie tylko konsumenci, ale również instytucje zaczynają sobie z tego zdawać sprawę i ograniczają działania monopolistów (np. EU vs Apple, EU vs Microsoft). To samo będzie dotykało kolejnych dziedzin, już dzisiaj większość zapisów z umów licencyjnych z producentami oprogramowania jest nieważna na terenie Unii Europejskiej.


Najpierw zachwycasz się rynkiem Amerykańskim a potem mówisz o EU. W Stanach masz odwrotną tendencje. Korporacje mają coraz więcej praw, coraz częściej żądają przywilejów do tej pory zarezerwowanych dla organów państwowych by bronić swoich monopoli.

Stalovy

2012-12-18, 17:27
Piractwo to nie kradzież programów, tylko licencji na te programy, bo nie płaci się producentowi za program, tylko za licencję na jego używanie. Piracić to tak jak jeździć autobusem na gapę albo na lewych biletach.

Incognito1984

2012-12-18, 18:07
Porównałbym sytuację piractwa do spisywania pracy domowej przed lekcją. Faktycznie autor nie traci (praca domowa dalej jest w zeszycie), ale jeśli nauczyciel sprawdzi spisaną pracę domową to osoba X dostanie np. ocenę (sprzedaż), a autor (wydawca) może jej nie dostać. To takie moje przemyślenia na gorąco, więc logika może być zaburzona :D

bloodwar

2012-12-18, 21:34
Przykład z pracą domową jest świetny, a teraz wyobraźcie sobie że koleś który poświęcił kilka godzin na odrobienie tej pracy sprzedaje prawo do odpisania jej bardziej leniwym kolegom za, powiedzmy, 5 zł. Jest 31 osób w klasie, 30 nie ma pracy domowej, więc powinno być coś kolo 150 złoty na czyściocha. "Gotowca" kupuje jeden i... oddaje za darmo reszcie klasy, niby wszystko jest OK, "autor" pracy domowej powinen być zadowolony bo ma swoje 5 zł i może sobie kupić pół paczki szlugow ale... mógłby mieć przecież 150! Nawet jakby obniżył cenę o połowę to móglby mieć 75 zł! Nawet jakby obniżył do złotówki, to miałby 30!!! 30 tio jednak nie piątak... A on przecież włożył w tą pracę domową tylko swój czas, nieprzeliczalny na pieniądze, co by było jakby zainwestował kasę? Tak czują się dystrybutorzy praw autorskich właśnie, jeżeli tego nie rozumiecie - nigdy nie zrozumiecie podstaw ekonomii i prawa!