Miałem takiego na korytarzu, wisiał na firance do góry kołami i myślałem już, że odwalił kitę, ale po jakimś czasie ruszył się kilka centów w bok, więc mu odpuściłem. Korytarz wspólny dla czterech mieszkań, zamknięty, musiał gacek wbić, jak ktoś właził. Charczał tak z dwa tygodnie i zniknął. Myślałem, że sp***olił, wkładam nogę do buta i coś tam jest... Wkładam łapę i wyciągam małego sk***iela, żywy, aż dziw, że ze smrodu nie pie**olnął Wypuściłem na korytarz, poleciał w ch*j, może to ten sam
Czy ty aby przypadkiem ostatnio nie wyganiałeś z kuchni dwóch agresywnych i niebezpiecznych gołębi? To jest Netoperek i niegroźny - bierzesz go jak chomika w łapy i zostawiasz na balkonie by sobie później odleciał. Ale k***a znalazłeś sobie oręż - miotła.
Gdyby ktoś w przyszłości miał podobną sytuację to mała rada: nietoperze spokojnie można złapać w rękę (ale ostrożnie jest mała szansa że mogą przenosić jakieś cholerstwo typu wścieklizna) trzymamy i przenosimy w ten sposób:
Ważna uwaga: nie głaszczemy nietoperzy po głowie bo się wk***iają.
Jak jeszcze mieszkałem na wsi, to taki zimował u mnie w piwnicy:
Moja rozmowa z bratem i/lub sama sesja nieco rozbudziła naszego koleżkę, więc wystawił ucho w tle paru stałych mieszkańców piwnicy, a było ich tam dużo więcej
Zdjęcia robione w marcu, bodajże na drugi dzień nietoperka już nie było.
Ten gatunek to borowiec wielki. Można go złapać jak zaprezentowano powyżej, albo zadzwonić po chiropterologa. On zajmuję się takimi przypadkami i o ile pamiętam robi to nie odpłatnie ( chyba Urząd Miejski się z nim rozlicza). A i radzę nie trzymać, spory odsetek ma nietoperzy ma kleszcze, pchły i inne paskudztwa oraz wściekliznę.