Ja, lat temu pińset, będąc studenciakiem pracowałem na ursynowskim Natolinie, w małym sklepiku na parterze bloku. Takich sklepików było i jest tam setki. No i tuż przed zamknięciem dzwoni do mnie właściciel i pyta czy wszystko ok. Ja mówię że ok, a on na to, że dziś napadnięto na wszystkie sklepiki w tej okolicy. Jeden po drugim, łącznie ze 20 pod rząd! Wpadali, dawali w mordę, zabierali utarg czy co tam było n a wierzchu i w nogi. Na mój, nie wiadomo dlaczego, nie napadli.
Mieli autentycznego pecha. tego dnia gdyby wpadli zabraliby utarg wszystkich handlowców, którzy go akurat tego dnia podrzucili, jakoś tak wyszło, że wszyscy razem. Wk***iałem się na to, bo sporo tego było, w sumie żadnych zabezpieczeń (to się zdarzało bardzo rzadko) ale cóż. Miałem z tym czekać na powrót szefa.
Tego dnia była na zapleczu paczka ze starym miliardem złotych.
Po tej akcji handlowcy już nie zostawiali u mnie kasy tylko trzymali w chacie i dawali bezpośrednio szefowi.
Tak tak, i to czysty prypadek ze ominęli właśnie ten sklep, przechodząc wołali ci siema a cały towar wyladował u ciebie w domu?