Ostatnio przeczytałem pewien artykuł o wspaniałym daniu z XVII wieku. Owe danie przyrządzało się w taki o to sposób:
Brano kurę lub gęś i upijano ją alkoholem a następnie, nieprzytomną oczyszczano i pieczono żywcem. Aby utrzymać ja przy życiu chłodzono jej mózg oraz serce wilgotną szmatką, a następnie podawano na półmisku. Gdy goście sięgali po te danie, ptak cucił się i resztkami sił próbował ucieczki. Biesiadnicy traktowali to jako dobrą zabawę i zajadali się upieczoną, lecz jeszcze żywą kurą.
Nie da się zdenaturować większość białek organizmu (pieczenie) i zachować jakiejkolwiek homeostazy co by mózg i mięśnie funkcjonowały (ucieczka). Fejk jak ch*j.
W amerykańskim KFC by się to nie przyjęło. Te grubasy nie miały by sił nawet za upieczonym kurczakiem gonić. Poza tym i jak kurczaki by murzyny rozkradły.
Gdyby się tak dało to bym sobię położył mokrą szmatkę na serce i mózg i zanurkowałbym w lawie wprost do wnętrza ziemi po wyjebiste diamenty. Przysmalony ale bogaty
@chrucik Pewnie nie do końca chodziło o żywą kurę... u kury mozg nie odpowiada za ruchy takie jak np. bieganie(dlatego po odcięciu łba ona nadal biega. Być może w taki sposób ochładzano jej ciało aby pomimo upieczenie wciąż zachowywała jakieś impulsy nerwowe, przez to efekt był taki że pomimo śmierci, nadal się poruszała przez co sprawiała wrażenie "żywej".
kiedyś chyba na hardzie widziałem filmiki z jakiegoś japońskiego show kulinarnego jak smażyli żywe ryby i owoce morza i po usmażeniu potrawa dalej się ruszała.