Nie to żebym bronił kobiety - bo same potrafią się obronić, ale między byciem chamskim draniem, a wulgarnym chamem jest jebitna różnica. Żadna kobieta nie zaakceptuje faceta, co mawia "szoruj gary szmato" To jest prostackie do bólu. To się robi inaczej.
Mężczyzna wraca z tyry, siada w swoim fotelu uprzednio wziąwszy pilot w celu przełączenia na cokolwiek innego, niż akurat oglądany przez kobietę serial. Umościwszy się wygodnie powinien powiedzieć: "Kiedy zjem obiad, to podaj mi proszę herbatę, zanim zaczniesz zmywać gary. Prawo do dodania "szmato" na końcu zdania mają tylko faceci z minimum dwudniowym zarostem.
Nie bardzo wiem o co chodzi z tym bolimienoga.
Denne rysunki, denne scenariusze, ubogie słownictwo...
Naprawdę to się komuś podoba, czy po prostu moda nastała na bycie przygłupem?
Co innego jak facet wraca powiedzmy z tyry, ja przy garach akurat, on idzie do pokoju, nie musi przełączać, bo ja jak oglądam to tylko Er-a ,obecnie Vigings bądź inne piękne dzieła reżyserów, ale akurat się kończy, więc zagląda do kuchni by się przywitać. Widzi, że czysto, obiad już się odgrzewa. Jestem w skąpym stroju pani domu, więc obejmuje mnie masywnymi, spracowanymi dłońmi za moje okrągłe, lecz wyćwiczone, apetyczne biodra. W czasie gdy On daje mi soczystego buziaka w szyję, mówię, że w lodówce jest małe piwko i zdąży strzelić przed obiadkiem. Mówię też, żeby sciągnął cuchnące skiety po pracy (może być jedna w przedpokoju , druga w salonie, ja pozbieram) Oczywiście jest tak zadowolony, że widzi swoją idealną żonke, że zanim wyciągnie piwko, najpierw wyciąga mariana z rozporka (mógłby się wykąpać po pracy, ale powiedzmy, że jest tam czysty) nieprzerywając mi zmywania gwałtownie bierze mnie od tyłu. Podnosi skąpą kiecke, masuje moje zaokrąglone, orzechowe, jędrne pośladki , rozchyla i wchodzi jak niedźwiedź w słoik miodu. Z rozkoszy upuszczam garnek, woda się leje , czajnik gwiżdże a On wchodzi we mnie, pcha aż zlew się trzęsie. 5 minut później siedzi w salonie z piwkiem a ja cała czerwona i ociekająca rozkoszą nakładam na talerz bitki w sosie z czerwonego wina . Po obiadku pozwalam mu się drzemnąć. I taki mąż nie śmiałby nigdy powiedzieć do mnie do garów szmato.