Od razu od samego początku zaznaczam iż historia jest dosyć długa, wiec wszystkich kozojebców zapraszam do scrollowania.
Opowieść w 100 % prawdziwa i własna.
Tak w połowie kwietnia tego roku miałem dziwne bóle w klatce piersiowej, ni ch*j nie miałem pojęcia, że są to problemy natury sercowej. Po 4 dniach nieustannego bólu uznałem, że coś jednak nie jest halo i zgłosiłem się do szpitala (jako że moja cała rodzina to służba zdrowia to wyglądało to mniej więcej jakby prezydent wchodził do sklepu, pielęgniarki wszystkie mnie dobrze znały i wiedziały kogo synem i wnuczkiem jestem i mi usługiwały na wszystkie możliwe sposoby). Wiec, przyjęto mnie na SOR - szpitalny oddział ratunkowym, czyli mniej więcej miejsce gdzie każdy trafia jak się z nim coś dzieje i nie wiadomo co a trzeba porobić badania i podpiąć do monitorka, który wszystko ładnie zapisuje. Przychodzi do mnie lekarka, fajna taka młoda laseczka, długie nogi i te sprawy, jest na czym zawiesić oko. I wiadomo od razu miliard pytań, gdzie pana boli, co pan robił dzień przed pojawieniem się bólu i tego typu sprawy. Wszystko jej ładnie wyjaśniłem, że dzień przed, grałem w piłkę przez 3 godziny oraz, że byłem na siłowni i basenie z rana, oraz, że nie jest to jakiś nadzwyczajny wysiłek i że jestem do takiego rodzaju wysiłku przyzwyczajony. Lekarka z braku jakichkolwiek wyników badań ustaliła, że trzeba będzie pobrać krew (no k***a dziękuje pani kapitan, tego się spodziewałem, miałem nadzieje, że może coś oryginalnego wymyśli) ale mniejsza o to. Przychodzi do mnie pielęgniarka ze strzykawka, igła, gazą i spirytusem, lajcik jak na razie, wiele razy już miałem pobieraną krew, więc to nie był jakiś problem, jakaś młoda ta pielęgniarka była i tak patrze no ciut jakby jej się łapa trzęsie (może j***na alkoholiczka sadolowa napie**ala męża po pijaku?) udało się, wkuła się, ja już tutaj zadowolony i w skowronkach. Następnie wszystkie elektrody mi przykleiła na klatce (w sumie 8 sztuk) i kabelki podłączyła. Leże taki rozj***ny pod tym monitorem, ale ból jak był tak i jest nadal. Minęło 20 min przychodzi lekarka i się pyta jak się czuje, no to jej mówię, że nadal mnie kurewsko boli klatka, ta tak myśli, myśli i mówi pielęgniarce aby mi podpięła magnez + sól fizjologiczną. Jest ! zajebiście ! W końcu coś się zaczyna dziać. Już tutaj siostra szybkie ręce mi podpina wenflonik i podpina magiczna torebkę, która gówno mi da, ale muszą mi ją dać no bo cóż, muszą. Okej, już przechodzę do sedna. Gdy tak leżałem i nie ubłagalnie czekałem aż specyfiki spadną z magicznej torebki do mojego krwiobiegu, to z ciekawości oglądałem monitor, saturacja O2 97 % nie jest źle, pomimo tego że pale fajki, 135/75 ciśnienie (nawet nawet bo mam lekkie nadciśnienie) i teraz hit uwaga ! tętno - 43, no wiec u przeciętnego człowieka, który śpi, zwykle tętno nie spada poniżej 45. No więc wołam ja tą lekarkę i mowie jej, że chyba coś tętno coś niskie, ona tak popatrzyła i aż zaczęła przecierać okulary (chyba z wrażenia bo leżałem bez koszulki...
) i pyta się mnie czy wszystko okej, ja jej odpowiadam, że tak, wszystko w porządku, po czym zaczyna mi się kręcić w głowie oraz mam wrażenie, że zaraz zasnę, wiec szybko do niej wypie**alam z tekstem "pani doktor, nie najlepiej się czuje" i jeb, zasnąłem. (tak, właśnie w tym momencie moje serce przestało bić zupełnie, tętno wynosiło 0 i trwało tak przez 3 minuty i 14 sekund - musiałem zapamiętać. Uczucie jest zajebiste, muszę przyznać, lepsze niż orgazm araba z koza. Po prostu się zasypia i nic więcej, jest Ci błogo, i za każdym razem kiedy mi się zatrzymywało serce (w sumie było już 7 razy) to za każdym razem miałem jakiś sen) no ale koniec gadki szmatki, budzę się, i taki wk***iony (bo miałem sen o byłej dziewczynie z która byliśmy ładne 2 lata i było cudownie, póki nie odkryła w końcu, że jednak jestem popie**olony
) otwieram oczy i widzę przed sobą około 15 osób, 4 lekarzy, 3 pielęgniarki, 2 studentki medycyny, które akurat były na stażu chyba, 3 ratowników medycznych i jedna starsza panią, która leżała na łóżku obok. I się wywiązuje gadka ze strony lekarki "Jak się czujesz, co czujesz, czy gdzieś Cię boli coś, czy widzisz nas, czy słyszysz nas?" moja odpowiedz "co jest k***a, zasnąłem tylko, budzę się, a tu 15 osób przede mną" (wtedy o niczym nie wiedziałem) miny wszystkich były bezcenne
, dopiero potem lekarka mi wytłumaczyła co się ze mną stało i czemu tyle ludzi się zebrało.
Aha na koniec dodam, mam 20 lat, nie skończyłem 21 nawet jeszcze, byłem najmłodszą osobą, która trafiła na Oddział Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego - tam się trafia przed zawałem albo już w trakcie.
Choroba ma nazywa się - Zespół Wazowagalno Kardiodepresyjny Podtyp B
Jeżeli się spodoba to mogę opisać wam resztę dni z pobytu w szpitalu (ogólnie przesiedziałem tam bite 2 tygodnie).
A i byłbym zapomniał choroba nie uleczalna i nie da się jej kontrolować
niby zanika po 40, ale muszę dożyć tej czterdziestki