Z moich wojaży po świecie za młodu pamiętam niewiele, jedna rzecz natomiast wryła mi się w pamięć dość mocno. Jest to blada, przerażona twarz przewodnika w parku narodowym Chitwan w Nepalu, gdzie zawiezieni łodziami na niedużą wyspę jechaliśmy odkrytym pikupem (wycieczka ok. 8 osób poza mną i żoną same stare hitlery) i w czasie przerwy na papierosa w naszą stronę zaczął iść taki nieduży dziki słoń, miał do nas jakieś pół kilometra. Przewodnik blady ze strachu (moja żona twierdzi , że kierowca się zlał w gacie) stare hitlerowskie dwutonowe baby wrzucał na pakę ręcznie - a był postury Małysza. Słoń biegł za nami ok 2 kilometrów - jednego jestem pewien - jakby ktoś wypadł z paki to by został na drodze, bo miejscowi na bank by się nie zatrzymali po niego.
Dobrze wiedzą, że słoń to perfidny sadysta i jak czuje, że może to człowieka zamęczy i zabije, tak jak zabija dla przyjemności inne zwierzęta. Zwłaszcza słoń, który kiedyś żył z ludźmi i ma złamaną psychikę poprzez "udomawianie"* go od małego.
Super materiał. Słoń wysyłał masę sygnałów. Cały czas stał ustawiony bokiem, zaczął się kołysać i w końcu sprzedał ostrzegawczego kuksańca. Eskalował sygnały stopniowo. Fajne, mądre zwierzę.