" Moi dziadkowie od zawsze mieszkają na wsi. Ostatnio jak do nich przyjechałem to dziadek opowiadał mi jak to było jak był w moim wieku i lubił sobie robić z kolegami żarty.
Na wsiach kiedyś był taki zwyczaj, że gdy ktoś umarł to w domu przez 2-3 dni trumna leżała otwarta i były obrzędy - ostatnie pożegnanie. Tak i jemu przypadło czuwać nad zmarłym. Było lato, na dworze upał i szybko zaczęło mu się nudzić. Więc jak to mówią potrzeba matką wynalazków, a jego potrzebą było wymyślenie sobie zajęcia i wpadł na super pomysł przywiązania do ręki zmarłej żyłki.
Następnego dnia tak jak w poprzednim dniu przyszły wszystkie babcie i zaczęły swoje modlitwy. Jak wspomniałem było lato, upał a przez pootwierane okna wleciało mnóstwo much. Gdy w pewnym momencie jedna usiadła zmarłej na twarzy mój dziadek schowany pociągnął za żyłkę przywiązaną do ręki zmarłej i odgonił tę muchę. W tym momencie wszystkie schorowane babcie tak się przestraszyły, że te klęczące przy drzwiach zaklinowały się we framudze, a reszta powyskakiwała w przerażeniu przez okno.
Lanie oczywiście było, ale zacytuję klasyka: "było warto"."
Jak się można zaklinować we framudze? A jak przez okno wyskoczyły to nie takie znowu schorowane
Nasi dziadkowie to mieli ciekawsze życie niż my, czy już nie mówiąc o młodszym pokoleniu. Mój, poza historyjkami wojennymi opowiadał jak raz z bratem wrzucili przez okno kota do synagogi. W sobotę oczywiście . "Ale im tam rabanu narobił Galin, no mówię Ci że do dziś te wrzaski żydków pamiętam!".
KI...........R3
2015-06-12, 14:24
@up a nie lepiej napisać było za miast kota to cyklon B? badum tss
nie wierzę ci, nie wiem ile mają lat dziadkowie twoi, ale ludzie ze wsi nie żartują sobie z takich rzeczy raczej, są mocno religijni, widziałem po swoich dziadkach, przeżyli wojnę,
co do obrzędów to nie zawsze tak było i na pewno nie w lato, bo na wsiach mówiło się też, że zmarły nie powinien leżeć długo w domu bo zabiera ze sobą jeszcze kogoś z rodziny, co czasami mogłoby być prawdą jakby nawdychać się smrodu rozkładającego się ciała
także stawiam że wyssałeś to z palca
Kilkadziesiąt lat temu na wsiach najczęściej zmarły leżał w domu, w osobnym pokoju aż do chwili pogrzebu, nawet latem. Kładło się go wtedy w trumnie na gołej podłodze, a okna szczelnie zasłaniało. Kiedyś kostnice nie były aż tak dostępne jak dziś. Dopiero w dzień pogrzebu zmarłego wynosiło się razem z trumną z domu i transportowało do kościoła/na cmentarz, czasem wozem konnym, a czasem niosąc trumnę na rękach, zależnie od zamożności czy też odległości do kościoła.
panstach napisał:
"bo na wsiach mówiło się też, że zmarły nie powinien leżeć długo w domu bo zabiera ze sobą jeszcze kogoś z rodziny"
Przesąd dotyczy/ł leżenia przez niedzielę. Od poniedziałku do soboty to normalnie spokój jak w sanatorium.