W kafejce internetowej, w której grał ten nieboszczyk, było około 30 osób. Żaden z nich nie zareagował, bo żaden nie był świadomy, że od kilku godzin Tajwańczyk siedzi nieruchomo w fotelu (z wyciągniętymi rękoma) i nie żyje.
Wiadomo, że wcześniej spędził on 23 godziny w League of Legends. Wszystko dlatego, że tajwańska wersja miała w ostatnich dniach spory bonus do expa.
Nie wiadomo, co było powodem śmierci, ale podejrzewa się ukrytą chorobę. Bądźmy szczerzy – 23 godziny grania to nic wielkiego dla typowego no-life’a.
Ja nie jestem no-lifem, ale zdarzyło mi się kiedyś 20 godzin grać w Wiedźmina. No ale to Wiedźmin, jedna z najlepszych cRPG jakie powstały, a nie jakaś ch*jowa tajwańska klikanka.