Chris Welding zabił prawie siebie i wysadził pół domu, aby zabić nieproszonego gościa.
Historia ta zaczyna się w momencie, gdy żona Chrisa woła go z pomocą do walki z pająkiem. Mężczyzna po pierwszej nieudanej próbie morderstwa insekta chwycił lakier do włosów należący do jego żony rozpylając go wszędzie w celu uduszenia stwora. Po zakończonej misji ratunkowej mężczyzna, aby sprawdzić czy zakończyła się ona sukcesem zapalił zapalniczkę chcąc sobie poświecić w zakamarki pod sedesem. Wraz z odpaleniem zapalniczki nastąpił wybuch.
Wybuch był na tyle intensywny, że wyrzucił Chrisa z łazienki, wyrwał drzwi z zawiasów i wzniecił niewielki pożar. Niedoszły bohater doznał niewielkie oparzeń. Z tego co donosi Daily Mail rzecznik straży pożarnej po interwencji w domu Weldinga zakomunikował, że nie odnaleziono szczątków pająka.
Jak ch*j że puszka lakieru do włosów ma siłę rozj***ć "pół domu". Daily mail quality. A tak przy okazji, to gdzie wy widzicie że bohater tego artykułu pochodzi z Australii?
Wybuch [...] wyrzucił Chrisa z łazienki, wyrwał drzwi z zawiasów i wzniecił niewielki pożar
Jakie stopniowanie wersji wydarzeń... A tak naprawdę pewnie kucał i stracił równowagę po rzekomym "wybuchu" (może tylko buchnął mu płomień), wpadł (oparł się) na drzwi, które otwarły się ponad granice swoich możliwości, a jedyne, co mogło się zapalić w łazience, jest papier toaletowy.
A media robią sensację.
Swoją drogą - wątpię, żeby gość po czymś takim dzwonił po dziennikarzy. I wątpię, żeby dziennikarze chcieli przyjechać do takiej pierdołowatej akcji. Pewnie same media całkowicie to zmyśliły, żeby znowu zająć ludzi pierdołami.