18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#jeńcy

Kopanie po głowie

Jesse.Pinkman • 2022-01-08, 01:09
64
Według źródła akcja w Burundi.

Wpie**ol od wojskowych

DMT • 2017-02-22, 23:27
99
Od 1:25, wcześniej jakieś pie**olenie.

lokalnywatażka • 2017-02-23, 00:00  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (39 piw)
To nie są wojskowi, a jakieś śmiecie przypadkowo poubierane w mundury.

Rosyjscy separatyści mordują ukraińskich jeńców

Cały_Idiota • 2015-04-10, 17:04
10
Organizacja Amnesty International poinformowała, że ma dowody na mordowanie ukraińskich jeńców przez rosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy, co jest ciężkim pogwałceniem międzynarodowych praw humanitarnych.
Amnesty International twierdzi, że posiada zdjęcia trzech ukraińskich żołnierzy ze śladami wlotowymi kul na głowie i ciele, którzy w momencie wzięcia do niewoli jeszcze żyli. Według specjalistów ślady wskazują na „zabójstwo o charakterze egzekucji”. Żołnierzy tych schwytano w okrążeniu koło Debalcewe w połowie lutego 2015 r., a ciała ich są podobno przechowywane w kostnicy w Doniecku.

Najbardziej znany jest jednak przypadek obrońcy lotniska w Doniecku - Ihora Branowickiego, którego przesłuchanie po wzięciu do niewoli zostało nagrane i opublikowane na YouTube. Ślady na twarzy już wtedy wskazywały, że Ukrainiec był bity. Później świadkowie potwierdzili, że Branowicki został zastrzelony. Jego ciało zostało przekazane rodzinie w styczniu br. i pochowane uroczyście 3 kwietnia br. w Kijowie.

Sprawa jest o tyle tragiczna, że nikt nie zna dokładnej liczby i nazwisk wziętych do niewoli Ukraińców, tak więc rosyjscy separatyści w większości przypadków mogą ich torturować i zabijać zupełnie bezkarnie. Przypuszcza się, że takich ukraińskich „niezarejestrowanych” jeńców mogłoby być nawet kilkuset, przy czym należy również do nich doliczyć osoby cywilne żyjące na wschodniej Ukrainie, które również znikają bez śladu.

Bezkarni Rosjanie przyznają się do mordów

Atmosferę podsycają wypowiedzi watażków działających na wschodzie Ukrainy, którzy bez skrępowania przyznają się do mordowania jeńców. Wszystkich zaszokowała np. wypowiedź Rosjanina - niejkakiego Arsienija Pawłowa, który przed wojną mieszkał w Rostowie nad Donem, a na Ukrainie dowodzi obecnie batalionem „Sparta”. Bandyta ten - znany pod pseudonimem Motorola, przyznał się w wywiadzie, że osobiście zastrzelił 15 jeńców, ponieważ „jak chce to zabija”. To właśnie on prawdopodobnie odpowiada za śmierć Branowickiego.


Cały artykuł na portalu Defence24.

Operacja Polska NKWD

Imper3838 • 2013-07-25, 04:16
46
O tej operacji dowiedziałem się dosłownie przed chwilą, grzebiąc w czeluściach internetu. I uznałem, iż powinienem to tutaj wstawić. Przyznam, że jest mi wstyd, że do tej pory nic o tym nie usłyszałem. Szkolne książki od historii nic o tym nie pisały. I mainstreamowe media jakoś, też poskąpiły informacji. Chyba że coś przeoczyłem. A mowa o ludobójstwie większym niż Zbrodnia Katyńska.

"Operacja Polska" -Rozkaz NKWD Nr 00485






W Związku Sowieckim pod koniec lat 30. XX wieku miało miejsce ludobójstwo na Polakach. Ofiary wyselekcjonowano na podstawie kryteriów narodowościowych i politycznych, w obu wypadkach podkreślając ich etniczność jako funkcję determinującą ich rzekomą winę. Decyzja o przeprowadzeniu ludobójstwa zapadła na szczycie sowieckiej władzy.

11 sierpnia 1937 roku Nikołaj Jeżow, po otrzymaniu zatwierdzenia przez Biuro Polityczne KC WKP(b), którego sekretarzem był Józef Stalin, wydał rozkaz operacyjny nr 00485, który przewidywał aresztowanie określonych grup Polaków zamieszkujących ówczesny ZSRS i ukaranie ich „w dwóch kategoriach”. Pierwsza z tych kategorii, obejmująca zdecydowaną większość, tj. niemal 80 proc. objętych akcją, została zamordowana; druga została wysłana do więzień i łagrów. W sumie, wg najbardziej rozpowszechnionego szacunku, represjonowano 143.810 osób, 139.835 z nich skazano, a 111.091 rozstrzelano. Nieznana część represjonowanych, których skazano, ale nie rozstrzelano, tylko wysłano do łagrów, zmarła wkrótce w wyniku przepracowania, głodu, chorób, tortur, złego traktowania. Ciąg zdarzeń, jaki miał miejsce w latach 1937-1938, polegał na mordowaniu, zamykaniu w łagrach oraz przesiedlaniu – zgodnie ze specjalną procedurą wynikającą z rozkazów operacyjnych szefa NKWD Jeżowa – przedstawicieli polskiej mniejszości z uwagi na jej charakter narodowościowo-polityczny. Narodowościowy – bo w samym rozkazie 00485 w kilku miejscach jako wyróżnik ofiar podaje się ich polskość. Polityczny – bo z polskością tą, w ocenie autorów rozkazu, wiązała się szczególna skłonność do działania w charakterze szpiegów, powstańców, terrorystów i dywersantów działających na rzecz Polski. Hasłowo opisując ten ciąg zdarzeń, nie można więc określić go – biorąc pod uwagę, że wg różnych ocen dotknął od co najmniej 25 do 50 proc. ludności polskiej mieszkającej w ówczesnym Związku Sowieckim, z czego ponad połowa zginęła – inaczej niż ludobójstwo popełnione z przyczyn etnicznych.

Z różnych przyczyn to określenie w odniesieniu do „operacji polskiej” jak dotąd nie padło z ust polskich historyków. Co ciekawe, jako pierwszy użył go w formie „ludobójstwo w lokalnej skali” historyk brytyjski Simon Sebag Montefiore. Ludobójstwo na Polakach z lat 1937-1938 było eskalacją rzezi Polaków zamieszkujących ZSRS oraz likwidowania polskości, które to procesy, z różnym nasileniem, trwały od zarania bolszewickiej władzy. Tak naprawdę wiadomo o nich jeszcze bardzo niewiele, po za tym, że – jak wyliczył amerykański historyk Terry Martin – to właśnie Polacy byli grupą narodowościową, którą dotknęły największe straty ludnościowe. Z kolei grupą narodowościową, która straciła w tym wymiarze najmniej, byli Żydzi.

Ramy czasowe operacji

Według oryginalnego rozkazu 00485, wyłapywanie Polaków miało trwać trzy miesiące, czyli do połowy listopada 1937 roku. Jednak rozkręcony młyny NKWD nie chciały przerwać zbrodniczej pracy po trzech miesiącach i działały na mniejszą skalę bez specjalnego rozkazu jeszcze przez 1,5 miesiąca, a w styczniu 1938 roku, po licznych monitach ze strony najbardziej gorliwych dowódców NKWD, „operację” przedłużono do 15 kwietnia tegoż roku. Po zezwoleniu na przedłużenie ludobójstwa nastąpiło jego nasilenie. W dodatku 15 kwietnia 1938 roku operacji nie przerwano. Zmieniono jej charakter – sprawy przestano rozpatrywać w „trybie albumowym”, natomiast rozpatrywanie wyroków oddano w ręce funkcjonujących w podmiotach ZSRS „trójek specjalnych”. Prawdopodobnie planowano wygaszenie akcji na początku sierpnia 1938 roku. Lokalni czekiści nie chcieli jednak przerwać swego krwawego dzieła. Po kolejnych monitach NKWD w zasadzie zezwolono na jej kontynuowanie. Ostatecznie akcję zamknięto rozkazem 00762 z 26 listopada 1938 roku. Ludobójstwo na Polakach trwało więc, według oficjalnych dokumentów, nieco ponad 14 miesięcy.

W praktyce ciągnęło się jednak nieco dłużej – zdarzało się bowiem, że aresztowanych już Polaków, wbrew oficjalnemu rozkazowi 00762, najprawdopodobniej jednak za zgodą przynajmniej kierownictwa NKWD, dalej rozstrzeliwano, zamiast oddawać ich sprawy do właściwego sądu – a taki teoretycznie był wymóg zawarty w rozkazie 00762.

Ofiary ludobójstwa

Liczba osób skazanych w wyniku rozkazu 00485, według ustaleń Memoriału sprzed 15 lat, wynosi 139.835, a rozstrzelanych – 111.091. Tak wielka precyzja ustaleń wynika z tego, że zgodnie z rozkazem 00485, z terenowych jednostek NKWD spływały dokładne raporty dotyczące liczby ofiar. Policzenie aresztowanych i zamordowanych polegało więc na zsumowaniu danych z tych raportów oraz częściowym porównaniu ich z zachowanymi „albumami”. W praktyce, co nie wynika bezpośrednio z rozkazu, ta ludobójcza statystyka dotyczyła głównie pracujących mężczyzn w wieku produkcyjnym. Wynikało to z doświadczenia komunistycznego w rozbijaniu społeczeństw tradycyjnych, w których role społeczne odzwierciedlały naturę, a więc stawiały mężczyzn w pozycji głowy rodziny, po której utrąceniu rodzina rozpadała się. Było też podyktowane zdrowym, choć zbrodniczym rozsądkiem decydentów sowieckich – dla nich kategoria wroga była zarezerwowana właśnie dla aktywnych mężczyzn, mogących stanowić największe zagrożenie z uwagi na możliwości, czyli siłę fi zyczną, zdolności intelektualne oraz potencjalną aktywność.

Jeśli chodzi o przekrój społeczny aresztowanych, a następnie w większości wymordowanych polskich mężczyzn, to odzwierciedlał on cały przekrój społeczny mieszkających w Związku Sowieckim Polaków. Nadreprezentowana była inteligencja oraz specjaliści, zwłaszcza ci, którzy zajmowali funkcje urzędowe, co wiązało się ze ścisłym nadzorem politycznym. Skali tej nadreprezentacji na razie nie da się dokładnie określić, gdyż nie są znane listy wszystkich represjonowanych. Nie ma wszelako wątpliwości co do tego, że liczbowo największą grupę rozstrzelanych stanowili jednak pracownicy rolni – zarówno z tego powodu, że stanowili oni przytłaczającą większość polskich mężczyzn zamieszkujących ZSRS, jak i dlatego, że na wsi ludobójcza akcja przebiegała często w formie łapanki i zdarzały się miejscowości, z których wywieziono na rozstrzelanie wszystkich mężczyzn, jakich udało się w trakcie krótkotrwałej akcji NKWD schwytać. W miastach starano się, zwłaszcza w początkowej fazie ludobójstwa, aresztować Polaków wybiórczo. Wybierano mężczyzn z kategorii wymienionych w rozkazie 00485. Gdy jednak tych zabrakło, a „operację” trzeba było prowadzić dalej, uciekano się do takich metod jak np. wyłapywanie ludzi na podstawie książek telefonicznych (co jednocześnie pozwalało złapać ludzi, którzy byli na wyższym poziomie społecznym – nie każdy w Związku Sowieckim w tym okresie miał przecież telefon). Do akcji wprzęgano także np. poborców opłat za energię elektryczną, będących jednocześnie agentami tajnej policji, którzy odwiedzając mieszkania odbiorców prądu bądź przeglądając listy płatników za energię, poszukiwali tych, którzy byli obcej, wrogiej narodowości.

Dwie kategorie polskich mężczyzn, które ucierpiały w wyniku ludobójstwa zarządzonego rozkazem 00485, są znane lepiej niż pozostałe. Po pierwsze – polscy komuniści (ta grupa zresztą nie była w stu procentach męska – zabito też sporo komunistek, choć generalnie stalinowscy kaci zachowywali się wobec nich bardziej pobłażliwie); po drugie – księża. Jeśli chodzi o księży, to polityka sowiecka doprowadziła do tego, że spośród ponad 470 kapłanów katolickich (zdecydowana większość z nich była Polakami), którzy pozostali na terenach ZSRS po przewrocie bolszewickim, rok 1938 przetrwało na miejscu zaledwie nieco ponad 10. Duża część z nich uciekła (bądź została wymieniona) do Polski lub innych krajów przed latami 1937-1938, a spośród tych, którzy pozostali, większość została rozstrzelana w ramach ludobójstwa na Polakach.

Ksiądz Roman Dzwonkowski stwierdza nawet, że wobec duchowieństwa katolickiego władze sowieckie po prostu przyjęły plan całkowitej likwidacji. Paradoksalnie podobne były losy polskich komunistów, wcześniej tak bardzo zaawansowanych w zwalczanie katolicyzmu i polskości wśród swoich rodaków. To oni, zdaniem swych oprawców, mieli się okazać grupą najbardziej przeżartą przez polską agenturę spod znaku POW. Zamordowano niemal wszystkich działaczy wyższego stopnia – w różnych źródłach mówi się o od 3 tys. do 5 tys. ofiar. Oczywiście księży od komunistów różniła zasadnicza sprawa – ci drudzy sami uczestniczyli wcześniej w potoku zbrodni, którego później sami stali się ofi arą. Co więcej, sami przyczyniali się do śmierci księży, prowadząc wobec nich brutalną nagonkę, a niekiedy fizycznie uczestnicząc w represjach.

Ludobójstwo na Polakach, jak widać, pochłonęło zarówno ludzi zupełnie niewinnych, jak i takich, których sumienie było mocno obciążone. Niejako w cieniu komunistów i księży pozostała największa liczba polskich ofiar, jaką byli pracownicy kołchozów lub wyrażając się precyzyjniej: mieszkańcy wsi, głównie płci męskiej. Jak już wspomniałem, byli oni często przedmiotem łapanek, czasem jednak ginęli w wyniku donosów, także z powodu napięć etnicznych. Na Polaków często donosili Żydzi, choć zdarzały się sytuacje, w których, z racji związków z sowiecką władzą, co dawało im dostęp do informacji, Żydzi ostrzegali swoich polskich znajomych przed potencjalnym zagrożeniem. Czasem do aresztowania, a w efekcie stracenia Polaka wystarczył zarzut antysemityzmu.

Istnieje także jeszcze jedna, niemal kompletnie nieznana grupa ofiar, która liczbę represjonowanych znacznie – być może nawet dwukrotnie – powiększa. Chodzi o rodziny aresztowanych. By uniknąć problemów – takich jak na przykład skargi, poszukiwanie miejsca aresztowania czy pochówku małżonka, czy po prostu nagłaśnianie informacji o szczegółach Wielkiego Terroru przez rodziny, które straciły najbliższych – Jeżow wydał rozkaz 00486, który precyzował, jak władze mają się zachowywać wobec rodzin represjonowanych wrogów ludu. Początkowo miał on dotyczyć rodzin wrogów ludu represjonowanych w ramach innych operacji Wielkiego Terroru, jednak szybko rozszerzono go także na ofiary „operacji polskiej”. Rozkaz przewidywał, że po aresztowaniu męża aresztowana ma także zostać jego żona i za sam fakt bycia żoną wroga ludu ma zostać zesłana, w praktyce najczęściej do Kazachstanu, na pięć do 10 lat. Z kolei dzieci wroga ludu, zgodnie z tym rozkazem, trafiały do domów dziecka, gdzie wynaradawiano je (w przypadku gdy nie były narodowości rosyjskiej), a majątek rodziny konfiskowano w całości. Konfiskata majątku z kolei uderzała w rodziców bądź teściów aresztowanego, a trzeba mieć świadomość, że w tym okresie, zwłaszcza na wsi, rodziny były zwykle trzypokoleniowe – czyli składały się z rodziców oraz będących na ich utrzymaniu dzieci i dziadków. Los starców pozbawionych dzieci, a tym samym źródła utrzymania, oraz majątku był z reguły tragiczny. Los dzieci, które trafiały do domów dziecka w tym okresie, też był co najmniej niepewny. Można z dużą pewnością założyć, że w wyniku procedur zawartych w rozkazie 00486 w każdej trzypokoleniowej rodzinie, która straciła ojca, zginęła bezpośrednio wskutek tego zdarzenia, w krótkim okresie czasu, jeszcze co najmniej jedna osoba. Chociaż szacunek ten prawdopodobnie trudno będzie oprzeć na twardych danych statystycznych.

W sumie więc akcja ludobójcza przeprowadzona przez Sowietów w latach 1937-1938 spowodowała aresztowanie nie 144 tys. ale pomiędzy 240 tys. a 280 tys. Polaków. Z kolei śmierć poniosło od 200 tys. do 250 tys. Polaków (z czego znaczna, ale trudna do oszacowania część nie była aresztowana, a zmarła w wyniku aresztowania dzieci bądź rodziców). Te liczby stanowią ponad jedną trzecią Polaków, jacy wg oficjalnych danych zamieszkiwali wówczas ZSRS.

Wykonanie wyroków

Sposób wykonania wyroków w czasie trwania Wielkiej Czystki, której częścią było ludobójstwo na Polakach, opisał w obszernej pracy A. G. Tiepliakow. Skazanych rozstrzeliwano, najczęściej strzałem w tył głowy, choć nie była to reguła – czasem zabijano salwami niemal na oślep. Czasem zabijano też skazanych bez użycia broni palnej, np. przy pomocy kijów. W toku mordów używano specjalnego oprzyrządowania – fartuchów, wiader, sznurów, szczotek itp. – co pomagało uchronić ubrania i mundury katów oraz miejsca kaźni przed lejącą się z przestrzelonych głów krwią. Na podstawie doświadczenia wypracowano też technologię użycia i wybierania broni, która była najskuteczniejsza i najmniej awaryjna. Generalnie procedura mordowania związana była z użyciem brutalnej przemocy, w tym przemocy seksualnej. Mordowani byli dodatkowo okradani. Wykonanie wyroków nie polegało tylko na samym rozstrzelaniu ofiar, ale także na pochowaniu zwłok oraz przeprowadzeniu całej procedury przy zachowaniu tajności. Masowe mordy skazanych przeprowadzano często na terenach będących z różnych powodów we władaniu NKWD i zakopywano je na miejscu, co miało także miejsce w przypadku późniejszej o dwa lata Zbrodni Katyńskiej. Czasem jednak ciała wrzucano np. do rzek czy zakopywano w lasach bez oznaczenia miejsca. Do takich praktyk dochodziło zwłaszcza na Syberii i w północnej Rosji, gdzie znajdują się duże dzikie przestrzenie. Wykonywanie wyroków i ukrywanie ciał na obszarach byłej I Rzeczpospolitej, które znalazły się w Związku Sowieckim, także miało swoją specyfikę. Należało do niej mordowanie skazanych i zakopywanie ich ciał w kościołach i budynkach poklasztornych.

W sumie, jak wspomniałem, w morderczych operacjach Wielkiej Czystki w roli katów wystąpiło być może nawet kilkanaście tysięcy osób. Za szczególne dokonania w tej morderczej działalności czekiści mogli liczyć na awanse oraz przywileje finansowe i wypłacane w naturze. Wiadomo też, że wielu z dowódców NKWD z okradania mordowanych uczyniło sobie intratny biznes.







Autorem tekstu jest Tomasz Sommer
Źródło: http://nczas.com/wyroznione/operacja-polska-czyli-rozstrzelac-polakow/

Szybkie golenie...

Imperator • 2013-03-09, 00:56
536
Pokaz depilacji na schwytanych wojownikach z rodzaju allah agbar...

kamil-c • 2013-03-09, 01:18  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (48 piw)
k***a od dziś ten gość jest dla mnie idolem tak pięknie i z gracja opie**olił turbanów z atutów kozojebstwa @Up idź r*chać kozy jak już tego nie robisz kozojebco
57
27 kwietnia 1985 r. amerykańskie satelity szpiegowskie zanotowały potężną eksplozję nieopodal pakistańskiego miasta Peszawar. To co początkowo wzięto za próbną detonację bomby atomowej, okazało się w rzeczywistości ostatnim aktem tragedii, która miała stać się jednym z symboli sowieckiej inwazji na Afganistan…



Szybko ustalono, że wybuch nastąpił w miejscowości Badaber. Przed laty była ona siedzibą tajnej stacji nasłuchowej wywiadu lotnictwa Stanów Zjednoczonych – to stamtąd startowały samoloty U2 na swe misje szpiegowskie nad terytorium ZSRR. Teraz jednak Badaber pełnił zupełnie inną rolę. Znajdowała się tam baza treningowa mudżahedinów Burhanuddina Rabbaniego, walczących z Armią Czerwoną, która w 1979 r. najechała Afganistan. W miejscowej twierdzy ulokowany był też duży skład broni i amunicji oraz więzienie, w którym przetrzymywano wziętych do niewoli czerwonoarmistów i proradzieckich Afgańczyków.


Pierwsi spośród nich trafili do tego miejsca już w 1983 r. Dwa lata później więziono tam około dwudziestu Sowietów oraz czterdziestu Afgańczyków wiernych rządowi w Kabulu – żołnierzy i policjantów. Przetrzymywani nie mieli rzecz jasna łatwego życia. Jeńców wykorzystywano do wręcz niewolniczej pracy w kamieniołomach oraz magazynie amunicji. Ponadto, jak pisze Rodric Braithwaite, autor książki „Afgańcy. Ostatnia wojna imperium: "niemuzułmanom nadawano muzułmańskie nazwiska niejako w przygotowaniu do ich nawrócenia się. Strażnicy używali tylko tych właśnie nazwisk, a od jeńców wymagano, żeby również ich używali, zwracając się do siebie nawzajem"



Takie traktowanie przynosiło dokładnie przeciwne rezultaty od zamierzonych: skazańcy coraz bardziej i bardziej pałali żądzą odwetu. W końcu, na wiosnę 1985 r., postanowili zorganizować powstanie, które miało pozwolić im uciec z więzienia. Gdyby się to udało zamierzali dotrzeć do pozycji zajmowanych przez Armię Czerwoną.

Wszystko zostało dokładnie zaplanowane. Całą akcję więźniowie rozpoczęli w piątkowe popołudnie 26 kwietnia. Termin nie był przypadkowy: właśnie wtedy większość mudżahedinów uczestniczyła w modlitwie na placu apelowym. Na warcie pozostało tylko dwóch, którzy około godziny osiemnastej zostali szybko obezwładnieni przez potężnie zbudowanego Ukraińca Wiktora Duchowczenko. Następnie buntownicy włamali się do magazynu broni i zajęli strategiczne punkty twierdzy. Niestety, w wyniku zdrady jednego z Afgańczyków, o całej rebelii szybko dowiedzieli się pozostali strażnicy.

W tej sytuacji więźniowie zabarykadowali się w magazynie broni, przygotowując się do obrony. Na dachu rozstawili ciężkie karabiny maszynowe i moździerze. Tymczasem pod twierdzę podciągnęły dodatkowe oddziały mudżahedinów oraz jednostki regularnej armii pakistańskiej. Łącznie ponad trzy tysiące ludzi z ciężkim sprzętem! Z marszu jednostki te przypuściły atak na pozycje buntowników, jednakże spotkały się z silnym ostrzałem i poniosły ciężkie straty, co zmusiło dowodzącego nimi Rabbaniego do zmiany taktyki. Obiecał obrońcom darowanie życia, jeżeli ci się poddadzą. Z kolei oni, jak pisze Braithwaite: "domagali się, aby umożliwiono im spotkanie z ambasadorami Związku Sowieckiego i Afganistanu oraz przedstawicielem Czerwonego Krzyża. Zagrozili, że jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, wysadzą w powietrze magazyn z bronią"

Na to Rabbani nie mógł, ani tym bardziej nie chciał się zgodzić, dlatego kategorycznie odrzucił żądania. Wiedział zresztą, że buntowników jest kilkudziesięciu, a jego ludzi – niemal sto razy więcej! Przy tej okazji niewiele zabrakło, aby przywódca mudżahedinów pożegnał się z życiem, gdy rakieta wystrzeloną przez buntowników minęła go dosłownie o włos – kilku jego ochroniarzy zostało poważnie rannych.

W związku z odmową złożenia broni przez byłych już jeńców, siły mudżahedinów oraz Pakistańczycy całą noc zawzięcie szturmowali więzienie. Wciąż bez skutku. Przełom nastąpił dopiero rano 27 kwietnia. Wtedy to przystąpiono do zmasowanego ataku na twierdzę przy wsparciu artylerii rakietowej, czołgów i helikopterów. Teraz nie mogło być już żadnych wątpliwości, co do wyniku starcia. Całą batalię zakończyła eksplozja magazynu amunicji. Zginęli w niej niemal wszyscy obrońcy. Ocalało trzech poważnie rannych buntowników, ale mudżahedini dobili ich granatami. Także siły Rabbaniego poniosły poważne straty. Niektóre rosyjskie opracowania mówią o śmierci około 100 mudżahedinów, 90 żołnierzy pakistańskich regularnych oddziałów oraz sześciu instruktorów amerykańskich. Dodatkowo zniszczeniu miało ulec około 40 pojazdów mechanicznych, w tym trzy wyrzutnie rakietowe BM-21 Grad.



To co wydarzyło się w Badaberze początkowo starano się zachować w tajemnicy. Zarówno włodarzom Kremla, jak i Pakistańczykom zależało na tym, aby informacje o buncie nie trafiły do wiadomości publicznej. Jak zauważa autor Afgańców:
"Sowieci wciąż utrzymywali, że „ograniczony kontyngent wojsk sowieckich w Afganistanie” nie prowadził działań wojennych. Obecności sowieckich jeńców wojennych w odległym Pakistanie nie dałoby się pogodzić z tą bezbarwną informacją. Pakistańczycy tak samo uparcie twierdzili, że nie udzielali żadnej pomocy mudżahedinom.
Walczący o zachowanie blamażu w tajemnicy mudżahedini odcięli dostęp do terenu więzienia i nie dopuścili w pobliże tego miejsca ani dziennikarzy, ani cudzoziemców. Skonfiskowano również nakład peszawarskiego dziennika „Safir”, na którego łamach znalazło się doniesienie o całej sprawie.
Jednak jak to zwykle bywa w takich wypadkach strzępy informacji – jeszcze bardzo fragmentaryczne i niepewne – docierały do „niepowołanych” uszu. Prawdziwa lawina ruszyła po kilku dniach. Okazało się, że kilku Afgańczykom udało się przeżyć i po dotarciu do domów zaczęli opowiadać o tym co miało miejsce w Badaberze.
Teraz wszystko potoczyło się już ekspresowo. 4 maja amerykańska stacja radiowa Głos Ameryki doniosła, że w eksplozji magazynu zginęło dwunastu sowieckich i dwunastu afgańskich jeńców. Pięć dni później przedstawiciel Międzynarodowego Czerwonego Krzyża poinformował sowiecką ambasadę w Islamabadzie o wybuchu buntu. Chcąc nie chcąc, Moskwa musiała zareagować. 27 maja agencja informacyjna Nowosti podała:

Kabul. W całym kraju odbywają się masowe zebrania w proteście przeciw zabiciu w nierównej walce z kontrrewolucjonistami oraz regularnymi oddziałami wojska pakistańskiego żołnierzy sowieckich i afgańskich. (…) Chłopi, robotnicy i przedstawiciele plemion z gniewem potępiają barbarzyńską akcję Islamabadu, który prostacko przeinacza fakty w nieudolnej próbie uchylenia się od odpowiedzialności.

Tak oto wydarzenie o którym wszyscy najchętniej by zapomnieli stało się jednym z symboli krwawego konfliktu w Afganistanie. Dla przeciętnego mieszkańca Związku Sowieckiego a potem Rosji, młodzi żołnierze Armii Czerwonej zostali bohaterami, którzy walczyli do końca o swą godność. Ich los stał się między innymi inspiracją nagranego trzy lata temu filmu dokumentalnego „Mjatież w Prieispodniej ” (pol. Bunt w piekle).

Powstanie w Badaberze miał również niebagatelny wpływ na późniejszy przebieg działań zbrojnych. Pamiętając o niefortunnym incydencie Gulbuddin Hekmatjar – najbardziej radykalny przywódca mudżahedinów – zakazał brania w przyszłości żywcem sowieckich jeńców.




___________________________________


Autorem artykułu "Garstka przeciw tysiącom. Powstanie jeńców w Badaberze" jest Rafał Kuzak
Artykuł powstał w oparciu o książkę Rodrica Braithwaite'a pt. "Afgańcy"