18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
topic

Sumo na Morzu Czarnym

BongMan • 2012-08-19, 10:24
Jak wiadomo, Amerykanie zawsze lubili się wpie**alać gdzie ich nie chcą. W 1988 myśleli, że mogą spokojnie naruszyć wody terytorialne Rosji. Jednak okazało się, że Ruscy szybko przegonili ich ze swojego terenu nie używając nawet broni!



Szczegółowy opis:
Cytat:

Morze Czarne zawsze było przedmiotem szczególnego zainteresowania sojuszu północnoatlantyckiego. Tam znajdowała się jedna z głównych baz Floty Czerwonej - Sewastopol. Stamtąd operowały radzieckie okręty reprezentujące interesy wschodniego imperium na Morzu Śródziemnym. Znajomość militarnych poczynań przeciwnika w tym rejonie była więc bardzo istotna dla USA i innych członków NATO, a w szczególności Turcji.

Nic dziwnego, że sojusznicy podejmowali różne działania, aby swoją wiedzę na temat Rosjan na bieżąco uaktualniać. W tym celu na początku lutego 1988 roku amerykańskie dowództwo wysłało na Morze Czarne dwa okręty: krążownik USS "Yorktown" i niszczyciel USS "Caron".

Tę wyprawę załogi jednostek zapamiętały do końca życia.

Oba amerykańskie okręty, choć miały różne systemy uzbrojenia, łączył jeden zasadniczy element. Krążowniki rakietowe typu Ticonderoga, do którego należał drugi w serii "Yorktown" (CG 48), zostały zbudowane na bazie konstrukcji kadłuba i urządzeń napędowych niszczycieli rakietowych typu Spruance, którego reprezentantem z kolei był "Caron" (DD 970). W efekcie prędkość obu okrętów i ich właściwości były takie same. Jeśli w dodatku wziąć pod uwagę, że zasadniczym przeznaczeniem krążownika była obrona przeciwlotnicza, a niszczyciela - przeciwpodwodna, to znaczy, że obie jednostki stanowiły razem nieduży, ale w pełni uzupełniający się system bojowy. Z wypornością w granicach 8-9 tysięcy ton i długością 172 metrów plasowały się w grupie bardzo dużych okrętów bojowych.

Status Morza Czarnego był zdecydowanie odmienny niż Zatoki Meksykańskiej, gdzie królowały okręty USA. Amerykańskie poczynania w pobliżu południowych wybrzeży Krymu miały być legitymizowane przepisami prawa morskiego dotyczącymi wolności nawigacji, a w szczególności zawartym w "Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza" prawem niezakłóconego przepływu. Zgodnie z nim okręty USA mogły poruszać się po radzieckich wodach ze stałymi prędkością i kursem. Problem w tym, że wspomniana eskapada "Yorktowna" i "Carona" odbywała się stanowczo za blisko bazy morskiej w Sewastopolu.

Już dwa lata wcześniej grupa amerykańskich okrętów "przedefilowała" wzdłuż brzegów półwyspu ze wschodu na zachód i badała czujność Rosjan oraz gotowość ich systemów walki. Zgodnie z prawem niezakłóconego przepływu owa pierwsza wizyta na radzieckich wodach stworzyła precedens dla następnej.

Gdy "Yorktown" i "Caron" pojawiły się na Morzu Czarnym, Rosjanie wysłali w ich kierunku dwie małe jednostki. Fregata "Biezzawietnyj" (projekt 1135 "Buriewiestnik", kod NATO: "Krivak") miała wyporność 3 tysiące ton, czyli była trzy razy mniejsza od "Yorktowna".

Jeszcze gorzej przedstawiała się dysproporcja między drugą radziecką fregatą, "SKR-6" (projekt 35, kod NATO: "Mirka I"), a niszczycielem "Caron", który siedmiokrotnie przewyższał wypornością tę 1100-tonową "łupinkę". Rosjanie nie przewidywali, że dojdzie do rozwiązań siłowych. Zadaniem obu radzieckich okrętów było bowiem śledzenie przeciwnika i meldowanie o jego poczynaniach.

Z początku nic nie zapowiadało dramatycznego rozwoju wypadków. Radzieckie fregaty spotkały obie wychodzące z cieśniny Bosfor jednostki amerykańskie i za nimi po dążyły. Amerykanie tym razem postanowili przejść kursem przeciwnym niż dwa lata wcześniej. Skierowali się mianowicie bezpośrednio w okolice Sewastopola.

Rankiem 12 lutego 1988 roku dowódca radzieckiej grupy okrętów zameldował, że Amerykanie znajdują się już zaledwie 2 mile morskie od granicy radzieckich wód terytorialnych. Rosjanie w trakcie krótkiej wymiany zdań w eterze poinformowali amerykańskich dowódców, że "Yorktown" i "Caron" zbliżają się do rejonu, w którym nie mają prawa się znajdować.

W odpowiedzi usłyszeli od Amerykanów, że ci nie naruszają obowiązującego prawa i utrzymują stałą prędkość oraz kurs. Wtedy rosyjskie fregaty otrzymały rozkaz wykonania uderzenia. Nie chodziło jednak o staranowanie intruzów, lecz o zbliżenie się do nich pod niedużym kątem i zmuszenie do zmiany kursu.

Jako pierwszy z lewej strony "Yorktowna" pojawił się "Biezzawietnyj". Amerykański krążownik wytwarzał dużą falę utrudniającą podejście do jego burty. Fregata jednak poprawiła kurs, zwiększyła prędkość, oparła się o burtę Amerykanina i powoli ześlizgiwała w kierunku rufy. Kadłub oraz umyślnie opuszczona kotwica uszkodziły wyrzutnię rakiet, motorówkę okrętową i zdemolowały relingi. Marynarze krążownika, którzy do tego momentu stali na burcie, fotografowali całą sytuację i wykonywali w stronę radzieckiej fregaty nieprzystojne gesty, nagle zniknęli pod pokładem. Amerykanie nie oczekiwali takiej zdecydowanej reakcji. Byli tak zszokowani, że dopiero po zderzeniu ogłosili alarm bojowy, a grupy awaryjne przystąpiły do naprawy uszkodzeń.

Po bezpośrednim kontakcie z przeciwnikiem radziecki okręt ponownie wyrównał kurs i prędkość; szedł spokojnie burta w burtę z amerykańską jednostką w odległości zaledwie kilku metrów. Trzeba przyznać, że dowódca fregaty komandor porucznik Władimir Bogdaszin wykazał się w tych warunkach niezwykłym opanowaniem, a załoga rewelacyjną umiejętnością manewrowania. Gdy okazało się, że krążownik nadal nie ma zamiaru zmienić kursu, fregata zaatakowała po raz drugi. Tym razem było to już niemal klasyczne taranowanie. I bardzo brzemienne w skutkach.

"Biezzawietnyj" uderzył w okolice pokładu lotniczego. Wysoki dziób z łatwością wspiął się na niską w tym miejscu burtę krążownika i fregata niszczyła wszystko, co spotkała na swojej drodze. Na "Yorktownie" wybuchł pożar w składzie rakiet przeciwokrętowych. Wtedy ruszył mu na pomoc "Caron". Wykonał zwrot, by wziąć rosyjski okręt w kleszcze. Gdy jednak dowódca jednostki zobaczył skierowane w jej stronę uzbrojone w rakiety wyrzutnie RBU 6000, widok ten skutecznie ostudził jego zamiary.

Dwa przygotowywane do startu z "Yorktowna" śmigłowce nie wzniosły się w powietrze, bo nad zespołem amerykańskim pojawiły się gotowe do ataku radzieckie samoloty bojowe. Dowódca krążownika zrozumiał, że sytuacja staje się bardzo groźna i wydał rozkaz zmiany kursu.

Gdy "Biezzawietnyj" atakował "Yorktowna", "SKR-6" podjął podobną akcję wobec "Carona". W tym przypadku efekt był jednak mizerny. W sumie cała akcja fregat trwała około 15 minut. Ostatecznie oba amerykańskie okręty wyszły z radzieckich wód terytorialnych. Dzięki zastosowaniu niekonwencjonalnych metod Rosjanie osiągnęli więc swój cel.

Historia współczesnych działań na morzu nie znała do tej pory takiego przypadku. W bezpośredniej bliskości znalazły się dwa w pełni uzbrojone okręty. Skutki mogły być nieprzewidywalne. Był to prawdopodobnie ostatni morski incydent zimnej wojny. Następne kilka miesięcy "Yorktown" spędził w stoczni remontowej. Jego dowódca został zdjęty ze stanowiska za pasywność w czasie akcji i pozostawienie inicjatywy Rosjanom, co zachwiało prestiż US Navy. Z politycznego punktu widzenia akcja u wybrzeży Krymu była niepotrzebna i niebezpieczna. Zagroziła bowiem prowadzonym wtedy rozmowom rozbrojeniowym.


http://facet.interia.pl/obyczaje/militaria/news-sumo-na-morzu-czarnym,nId,449923

tarkos16

2012-08-19, 13:00
Bo hamerykanca sie wydaje ze wszystko im wolno ...

Ja...........ro

2012-08-19, 13:34
Nikt nie lubi ruskich, za to strasznie dużo ludzi wręcz wielbi amerykanów. Mimo wrednej polityki Rosji należy jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do USA, Rosja nie prowadzi od wielu lat żadnych "misji pokojowych". Może wypadałoby nam trzymać większy dystans od ruskich, ale od amerykanów należy trzymac się jeszcze dalej.
Fakt faktem, media promują na siłę Amerykę, stąd stereotyp na całym świecie:
America good
Russia bad
Nie jestem czerwony, ale patrząc swoim okiem nie przesłoniętym mediami, jakoś mniej lubie amerykanów.

Suka_Blyat

2012-08-19, 13:41
Nie lubię ruskich, ale hamburgery słusznie dostały po nosie

matjus

2012-08-19, 14:09
można rozwiązać konflikt bez zabijania? można, ale tylko wtedy gdy nie jesteś Amerykanem.

Szoqn

2012-08-19, 14:37
Film świetny, nie to, żebym lubił rusków, amerykanów też nie lubię zresztą, w zasadzie to nikogo nie lubię :)

hubertass

2012-08-19, 15:46
Ta jasne od okresu 45-89 ruscy nie robili misji pokojowych w Polsce najwyżej w Gruzji nie rozumiem czemu wieszacie psy na USA podczas powstania warszawskiego to alianci dostarczali zrzutami żywności amunicje może i niewiele ale tymczasem "przyjaciele" radzieccy czekali jak szczury po praskiej stronie Wisły czekając aż Niemcy spacyfikują całą Warszawę. i miliardy innych przykładów wojna Polsko-bolszewicka chcieli znów "z przyjaźni" pokazać nam na sile ze musimy wprowadzić ich system pakt Ribbentrop-Mołotow argumentacja taka ze jako państwo napadnięte przez Niemców nie stanowimy już kraju więc wszystkie pakty o nieagresji są nieważne. No i oczywiście zabory i kochana caryca Katarzyna która pięknie sobie przygarnęła naszą ojczyznę. Stany prowadzą politykę agresji co jest logiczne dla mocarstwa bo kto mu podskoczy ale nie są dla nas zagrożeniem w przeciwieństwie do ruskich.

smoke86

2012-08-19, 16:00
Ruskich można nie lubić, ale szacunek dla dowódcy i załogo za posiadanie jaj wielkości arbuzów.

dexen93

2012-08-19, 16:08
ruskie to i tak żule bez kasy, tak było i tak pozostanie....wogole nie kumam dlaczego polaczki wolą ruskich.....te menele nic nie dały światu od siebie....a my w szczegolnosci powinnismy ich nie lubic....ja tam sk***ieli nienawidze

hubertass

2012-08-19, 16:14
Szacunek za jaja wielkości arbuzów to należy się Polskiej Armii gdy walczyła na dwa fronty z Wermachtem i armią czerwoną ale niektórzy mają różne priorytety.

Sz...........jk

2012-08-19, 18:18
@hubertass

ZSRR było naszym przeciwnikiem, rząd w Londynie dla nich nie istniał, dla nich liczył się własny interes i dlatego utworzyli marionetkowy rząd Polski. Byli naszymi przeciwnikami o sprzecznych interesach, a to że pokłócili się z Niemcami to inna sprawa. Na Sowietów z natury nie mogliśmy liczyć.

Zachodni sojusznicy za to obiecywali pomoc już przed wojną i to oni nas wystawili. Wyszło na to, że nasz przeciwnik ponosił większe straty walcząc z Niemcami niż nasi sojusznicy z zachodu... Gdyby Hitler nie zaatakował ZSRR to wcale bym się nie zdziwił jakby wojna skończyła się na wyzwoleniu Francji i podpisaniu pokoju z Rzeszą przez państwa zachodnie.

hubertass

2012-08-19, 23:47
To Francja i Anglia złamały umowy i nie udzieliła nam pomocy, USA w tym czasie jeszcze nie uczestniczyło w wojnie. O ile podczas kampanii Wermachtu na Polskę połączone dywizje Polski, Francji i Anglii były w stanie odeprzeć atak to po podbiciu Polski Francja i Anglia się przestraszyły i nie chciały podpisać rozejmu obawiając się przyszłego hegemona Europy. To prawda ze zachodnie mocarstwa (Francja, Anglia) obiecały Beckowi wsparcie ale były to gruszki na wierzbie w obawie przed ewentualnym sojuszem Niemiecko - Polskim. Cóż o ile było to haniebne itd. o tyle skala perfidności Carskiej Rosj,i ZSRR a teraz Federacji Rosyjskiej jest dla mnie nieporównywalnie większa.

baza1000

2012-08-20, 02:34
Spokojnie powiedzieli im żeby wypie**alali :)