18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

"służba zdrowia"

jutub3d • 2013-09-22, 07:59
biurokracja w Polsce (na przykładzie "służby zdrowia")
"Historia pewnej dokumentacji". (źródło: Artykuł z RP.PL Pana Piotra Czarnowskiego)

Jeden z moich znajomych, Amerykanin z małego prowincjonalnego miasteczka, po wypadku trafił do tamtejszego szpitala. Poszedłem go odwiedzić i przy wejściu znalazłem tabliczkę: prosimy nie odwiedzać pacjentów między 20.00 a 8.00. Rodziny mogą pozostać w szpitalu całą dobę, bez podań i opłat, bo ich obecność pomaga chorym.

Mój znajomy leżał w pokoju jak wszystkie inne – pojedynczym, pastelowym, z własną łazienką, wyposażonym w różne gadżety medyczne, telewizor, telefon i wygodny fotel rozkładany jak łóżko, właśnie dla rodziny. I jeszcze coś: budynek nie miał tego strasznego zapachu mieszanki brudu i środków odkażających. A nie była to prywatna klinika dla milionerów tylko zwykły, biedny local community hospital w małym miasteczku położonym tysiące kilometrów od stolicy.

To mi przypomniało, że przecież przyjechałem z kraju, w którym pacjent ma zapewnioną doskonałą opiekę najwyższej klasy i że odwiedzam kraj, w którym opinia publiczna mówi o upadku systemu ochrony zdrowia. Powinienem więc z dumą patrzeć na amerykańską nędzę, pamiętając o naszej wyższości. I wtedy wpadła mi w ręce następująca historia polskiego podróżnika w USA, idealnie pasująca do tematu:

U pacjenta z nadciśnieniem kilkuletnią metodą przypuszczeń zdiagnozowano w Polsce guz nadnercza i zapowiedziano konieczność operacji po uprzedniej tomografii komputerowej, na którą czeka się pół roku i trzeba położyć się do szpitala na minimum 3 dni, oczywiście po wizycie u lekarza pierwszego kontaktu, skierowaniu do specjalisty, wizycie u specjalisty, skierowaniu do szpitala i wykonaniu dziesiątek innych Absolutnie Niezbędnych Kroków. Termin operacji zaś okazał się tak odległy, że nieprzewidywalny. Zanim te kroki wykonał, pacjent trafił do Stanów, także na zupełną prowincję i tam, pewnie w wyniku obserwacji rozpadającej się amerykańskiej gospodarki, ciśnienie zaczęło mu strasznie skakać. Zadzwonił więc do lokalnego szpitala z nadzieją, że w ciągu najbliższych tygodni ktoś zechce go zbadać. Szpital po kilkunastu minutach oddzwonił żeby zapytać czy pacjent może przyjść następnego dnia.
Następnego dnia recepcjonistka, która nie zażądała żadnych skierowań, powiedziała, że pacjent musi poczekać. Oczywiście – powiedział pacjent, który był przygotowany na spędzenie całego dnia w korytarzu. Ale po kilku minutach recepcjonistka zapytała czy jest już gotowy do badania, bo prosiła go o poczekanie tylko aż wyrówna mu się akcja serca po wejściu na schody. Następnie pacjent został zbadany przez asystentkę medyczną i niezwłocznie po tym przez lekarza, który przeprowadził z nim najpierw godzinną rozmowę, wypytując o historię choroby i wszystkie uwarunkowania medyczne. Pacjent pokazał mu listę leków przepisanych w Polsce: w miarę jej przeglądania lekarz pytał czy dobrze zrozumiał, na wszelki wypadek posprawdzał wszystko w komputerze i powiedział, że nie widzi żadnej logiki w tej terapii. Ale pamiętając o polskiej diagnozie guza nadnercza zaordynował tomografię komputerową i tylko dodał, że w Stanach takich rzeczy się nie operuje, chyba, że na żądanie pacjenta, bo stres większy niż możliwe pozytywy. Zaprowadził pacjenta do pracowni tomograficznej i całe dwanaście minut później, czyli co najmniej cztery tysiące razy szybciej niż według polskich realiów, było po badaniu. Lekarz zapisał numer telefonu pacjenta i powiedział, że zadzwoni jak będą wyniki. Dobrze – odpowiedział pokornie pacjent przeczuwając, że wyniki będą za miesiąc – ale ja za tydzień wyjeżdżam. Nie widzę przeszkód – powiedział lekarz i poszedł.

Trzy godziny później zadzwonił. Przeprosił, że tak długo trwało i dokładnie omówił wyniki badania oraz wnioski z nich płynące. Przede wszystkim okazało się, że pacjent nie ma śladu guza i przy okazji wszystko inne w środku ma w porządku, bo chociaż zlecenie było na badanie nadnerczy to jeśli już robi się TC to lepiej wszystko sprawdzić. Lekarz zaproponował modyfikację terapii i zaordynował lek. Pacjent ucieszył się i drżąc na myśl o tym co będzie jeśli lekarz pomyli pisownię jego polskiego nazwiska, numer pesel albo datę urodzenia lub adres, zapytał kiedy może przyjść po receptę. Po co? – zapytał lekarz. Powiedz jaką aptekę masz najbliżej, ja tam zadzwonię i możesz od razu odebrać, bez żadnej recepty, powiesz po prostu jak masz na imię.


Przed powrotem do kraju pacjent na wszelki wypadek sprawdził, czy będzie mógł ten sam lek dostać w Polsce. Otóż nie, wykreślono go z listy leków kilka lat temu. Był za tani. Wobec tego pacjent jeszcze raz zadzwonił do doktora. Ten dziwił się bardzo bo lek jest od dawna stosowany na całym świecie i bardzo skuteczny. Nic nie poradzę – powiedział pacjent – w myśl polskich przepisów żaden lekarz nie będzie mi go mógł przepisać ani żaden aptekarz sprzedać, bo to w Polsce przestępstwo. Mogę wprawdzie starać się o terapię niestandardową ale prędzej umrę. Nie martw się – powiedział pacjentowi lekarz jak już przestał się śmiać po wyjaśnieniach co to jest terapia niestandardowa – wpadnij do apteki, zadzwonię, żeby wydali ci zapas na cztery lata. Nic z tego – odpowiedział pacjent - żeby przywieźć lek muszę najpierw wystąpić o zgodę prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, załączając tomy dokumentacji, bo inaczej znowu popełnię przestępstwo próbując się leczyć. Lekarz spojrzał tylko dziwnie na pacjenta i zamknął się w swoim pokoju.

Przed powrotem do Polski, kraju nadzwyczajnej dobroci dla chorych i wielkiej skuteczności leczenia, pacjent odebrał ze szpitala dokumentację medyczną. Nie musiał w tej sprawie pisać prośby o wydanie ani płacić za kopiowanie, lekarz dał mu cały pakiet mówiąc „to należy do ciebie". Pacjent otworzył pakiet i na pierwszej stronie dokumentacji przeczytał: „pacjent przyjechał z kraju, w którym nie ma systemu ochrony zdrowia".
 :wisielec:
krótki i zabawny tekst na temat poszukiwań po tagach, albo po prostu: szukałem, nie było

Karenz88

2013-09-22, 08:27
Jak byłem w szpitalu 3 dni to telewizor był automatem na złotówki tzn za oglądania 2 zł za 1 godzinę :) , pomijam jedzenie które było po prostu gównem .Po tej przygodzie powiedziałem że pie**ole i kupiłem prywatne ubezpieczenie , mimo to te k***y z PO ściągają ze mnie podatek na nfz do którego nie chodzę od 4 lat .
Ostatnio miałem prosty zabieg , bez kolejek , czysto miło , dostałem porządne znieczulenie , w nfz rok kolejki bez znieczulenia tzn tylko z miejscowym które gówno daje ale jest tanie

Pener

2013-09-22, 08:31
Karenz88 napisał/a:

Jak byłem w szpitalu 3 dni to telewizor był automatem na złotówki



ja leżałem w szpitalu 2,5 miecha i też miałem ten pie**olnik na monety. wystarczyło przyj***ć mocno od dołu, monety podskakiwały i się nabijały godzinki. chwila napie**alania i hałasu i tv na cały dzień :amused:

trabus

2013-09-22, 10:48
No rzeczywiście w ch*j zabawna ta historia, naprawdę...

BongMan

2013-09-22, 10:54
Browar stawiam w ciemno, bo domyślam się co będzie, ale przeczytam wieczorem. Nie chcę się z rana wk***iać.

Hrodgar

2013-09-22, 11:48
Nie czytam, nie chce się jeszcze bardziej wk***ić.

plonk

2013-09-22, 12:20
Brawo. Na piwo jak najbardziej to zasługuje.
Nasza wspaniała służba zdrowia nie ma na celu niestety ochrony zdrowia tylko wypełnianie papierków.
I jak najbardziej zgodzę się ze stwierdzeniem że u nas nie ma żadnego systemu ochrony zdrowia.
Te kilkadziesiąt PLN miesięcznie to nie jest jakaś w ch*j wygórowana kwota za komfort bycia przyjętym do szpitala i traktowanym jak człowiek.

trzy2jeden

2013-09-22, 12:55
niestety ale to jest k***a j***na prawda

Max Ibuprom

2013-09-22, 13:26
To głosujcie na tych co chcą prywatną służbe zdrowia,a nie niewolniczy ustrój...

PanNekrofil

2013-09-22, 14:49
Sam sie kiedyś leczyłem u jakiegoś j***nego znachora, bo k***a inaczej tego nie nazwe tak mi sp***olił, ze teraz popie**alam do lekarza w Lublinie który odziwo potrafił mi pomóc, dodam tylko że też duzy ch*j w dupa pkp bo kiedyś miałem bezpośredni pociąg do Lublina i w 3 godziny byłem, a teraz popie**alam 4,5 godziny z 2 przesiadkami.

P.S. dodam tylko że gdy przyjechałem tam pierwszy raz i gdy skończył oglądać moją karte i mnie przepadał to cytuje "k***a co za debil Cie leczył synu" czułem w duchu, że to mój lekarz :amused:

jutub3d

2013-09-22, 15:00
Ja w swoim życiu 3 razy byłem w szpitalu. 2 razy 'za dzieciaka' w 1989 na oko -wada od urodzenia -i w 1990 jak złamałem rękę. Później w okolicach 2005 na rutynowy zabieg.
Żeby dostać się do szpitala przeszedłem piekło. W skrócie - najpierw lekarz "pierwszego kontaktu" czy tam ch*j wie jak go tam zwali (w każdym razie "ten z przychodni") wmawiał mi że wymyślam sobie choroby (tytułem wyjaśnienia - cały czas mam w domu niewykorzystaną* 'książeczkę zdrowia' RUM - Rejestr Usług Medycznych - wydawaną zdaje się, że w okolicach roku 1997, co mniej więcej obrazuje, jaki ze mnie hipochondryk); potem ten skierował mnie do jakiegoś "specjalisty" bo tylko ten specjalista mógł stwierdzić, że rzeczywiście kwalifikuję się do zabiegu... Żeby dostać się do szpitala musiałem przynieść (pośród innych pierdół) m.in: rentgena klatki piersiowej.. domowy nie wypisał skierowania, bo "nie ma takiego obowiązku", w szpitalu mają rentgena, ale nie chcą robić zdjęcia (bo to byłby dla nich koszt - no k***a), wróciłem zatem do tego pierwszego lekarza żeby mi wypisał chociaż kartkę, że "nie ma obowiązku" wystawić mi skierowania - nie napisze "bo również nie ma takiego obowiązku".. no k***a...

ostatecznie poszedłem do szpitala bez tego rtg, który zrobił mi szpital. Z mojego pktu widzenia to jeden ch*j czy zapłaci szpital, czy inna placówka, ale przez tych pajaców musiałem nieco pokrążyć po moim pięknym mieście.

Historia oryginalna tylko potwierdza, że moje około 140 zł (mały zus, własna działalność) byłoby po tysiąckroć lepiej wykorzystane przez prywatną klinikę. Gdyby ta potraktowała te pieniądze, jako miesięczny 'abonament'.

*kilka kartek jednak "wykorzystanych" np. jak napie**alał mnie baniak i miałem gorączkę - nigdy nie chodzę do lekarza, ale wtedy były mi potrzebne zwolnienia - odpowiednio do liceum i na studiach...

pozdrawiam


MateuszMmz

2013-09-22, 15:01
Serio, ktoś oprócz starszych osób ufa tej naszej ukochanej służbie zdrowia? Bo kogokolwiek z pokolenia "juz po komunie" zapytasz to ci odpowie że NFZ to gówno, a i tak się płaci za leczenie. Nie muszę wspominać, która partia chce zmienić ten chory system?

Eszti

2013-09-22, 15:01
Niestety ostatnia reforma obamy doprowadzi do tego, że niedługo w USA będzie podobnie jak w PL. :(

Glugsti

2013-09-22, 15:04
w USA był jeszcze wyższy standard leczenia, jak służba była w pełni prywatna, tłumaczę dlaczego.
Jeśli ktoś oglądał taki film jak John Q. to wie, że ma to swoje wady, no ale w życiu NIC nie ma za darmo według mnie. Kontynuując - w US i A jest obowiązek, aby pracodawca zapewnił ubezpieczenie medyczne, średnio to było na 100-150 tyś i działa to jak ubezpieczenie w szkole, na uczelniach czy w pracy z tą różnicą, że ubezpieczenie pokrywa koszty leczenia. Co do prywatnych szpitali - rozumiem dobrze, że można patrzeć, "a co jeśli jakiś żebrak zachoruje na raka?" no to mówię w takich przypadkach, że jeśli w klasie jedna-dwie osoby się źle uczą to odpadają, a nie że specjalnie przez nich nauczyciel zaniża poziom wszystkich. Tak samo społeczeństwo powinno być bardziej odpowiedzialne i myśleć o przyszłości, a nie "gdzie są zachlęję pałę w piąteczek?". Co do prywatnych szpitali - różnica jest jedna. Jak w każdej firmie, ważny jest zysk. Im więcej operacji, zabiegów, konsultacji, fizjoterapii i rehabilitacyjnych ćwiczeń się odprawi to zysk jest większy. A w socjalu to jedynie chodzi o wyrobienie normy - od 7-15 zrobić swoje a potem tup tup do prywatnego biura i zacząć faktycznie leczyć i zarabiać. W prywatnych szpitalach nie ma kolejek długich, bo jeśli kolejki są za duże to albo lekarz pracuje dłużej albo zatrudnia się kolejnego lekarza, w końcu pieniążki nie mogą uciec czyż nie? A u nas to robię 3 operacje dziennie i wyj***ne. Chory jest ten kraj, najgorsze jest że nas straszy rząd i media że gdyby nie to, że "bezpłatna służba zdrowia i oświata"(za darmo to oni tam nie siedzą) to ola boga, wolałbym żeby nie zabierali mi hajsu w tym co zarobię i w tym co kupuję i sobie sam zadbam o siebie płacąc nawet 600-1000zł miesięcznie na całą rodzinę i wiedzieć, że jeśli wykryje się u mnie raka to będę go miał operacje/zabiegi w 2-3 dni, a nie umrę czekając.