Przyjechal bamber z Sosnowca na Śląsk za robotom i robioł juz jakiś czos na dole.
Po poru miesiącach pojechoł na urlop do dom.
W domu ojciec się pyta:
- No jak Ci sie tam źyje na tym Śląsku?
- No fajnie, tylko że tam na wszystko mowią na "G".
Na kopalnie mowią GRUBA, na firanki mówią GARDINY, na pieniądze GELT, ja mam na imię Bogdan, a na mnie mowią GOROL.
Zatrudnił sie młody gorol po AGH na grubie w Rydułtowach. Roz woło do niego sztajger.
- Teee młody, pudź sam i przynieś halba.
- Panie sztygar! A co to jest halba?
- Jaaa mosz recht. Weź dwie.
Przijechoł jedyn ciul ze Sosnowca na Ślunsk za robotom. Ja, trocha szycht już odrobioł i wybroł się nazot ku chałpie. Tam się go starzik pytajom:
- - No jak Ci sie tam źyje na tym Śląsku?
- No fajnie, tylko że tam na wszystko mowią na "G": na kopalnię mówią GRUBA, na firanki mówią GARDINY, na pieniądze GELD, ja mam na imię Bogdan, a przezywają mnie GOROL.
I przy okazji drugi:
Przyjechał gość z Sosnowca do Katowic do baru na rowerze. Parkuje i chopy się go pytają:
- co na kole?
Ten zdziwiony odpowiada:
- nie, na piwo.
Wszedł wypił jedno, drugie, trzecie i zabiera się do domu. Wychodzi, patrzy a w z dętki uciekło powietrze. Chopy zaś się go pytają:
- pana?
A gość na to: nie, nie. Rower jest szwagra.