W nawiązaniu do historii o rewii oposowej mody (tutaj) jeszcze jeden cudowny pomysł wychowawczy nowozelandzkiej myśli pedagogicznej.
Otóż w 2010 roku jedna z nowozelandzkich szkół zorganizowała zbiórkę charytatywną, na którą zaproszeni zostali uczniowie wraz z rodzicami. Co istotne, poza standardowymi atrakcjami takiej imprezy, odbył się wtenczas konkurs rzutu w dal martwym oposem, w którym uczestniczyły dzieci i ich rodzice. Dyrektor szkoły, po opisaniu tego faktu przez gazety, oczywiście zarzekał się, że konkurencja ta nie była oficjalnym punktem imprezy.
Zdjęcia:
Swoją drogą rzut oposem zdaje się mieć jakieś tam tradycje w Nowej Zelandii, jako bonus dodaję nagrania z podobnego konkursu na ichnim Oktoberfeście:
No ja jebie, te martwe oposy to są jednak zajebiste i ubierzesz jak chcesz i porzucać w dal z kumplami można.. i tutaj pytanie, nie wie ktoś, gdzie można kupić martwego oposa?? ew. żywego
A ludzie się plują do von Hagensa, że niby profanuje zwłoki. Swoją drogą to zabawne, że można profanować do woli zwłoki zwierząt, ale ludzkich już nie. Jakby to była jakaś różnica.
Polaczków wk***ia wszystko, czego nie rozumieją i są zbyt głupi albo zbyt leniwi, by zadać sobie trud poznania zwyczajów panujących w innych krajach. Oposy w NZ to trochę jak szczury w Polsce. Nie są co prawda szkodnikami, ale jest to zwierze tam dość powszechnie spotykane. Z racji swej urody i podobno smacznego mięsa jest często odławiane i spożywane, ewentualnie wypychane, by cieszyło oko również po swej śmierci. Na całym świecie istnieją konkursy rzutu tym, co się akurat nawinie pod rękę. A że oposów w NZ jest sporo, więc...