Leży sobie Kazimierz Marcinkiewicz na plaży i opala się.
Nagle słyszy:
- Kaziu.Kaziu.Kaziu.
Rozgląda się - pusto. A tu znowu:
- Kaziu, Kaaaaziu.
Patrzy uważnie, okazuje się, że to słoneczko.
- Czego chcesz słoneczko?
- Kaziu, ch*j ci z reform wyszedł...