Kiedyś miałem podobną sytuacje. Podróżowaliśmy ze znajomymi po Ameryce południowej na stopa, jeździmy, zwiedzamy, imprezujemy. Na początku pewnej wioski patrzymy, a tam pod improwizowanym wychodkiem leży ciało lichego faceta owinięte pie**olnym wężem, odruch zadziałał natychmiast, pomagamy! Już kiedy podbiegałem to coś mi nie pasowało, podchodzę patrzę, a koleś co go wąż dusi ma napis na czole, niewyraźny trochę, jakby kałem napisane "Lares86". Poszliśmy i resztę dnia spędziliśmy nad pobliską rzeką pijąc piwko. Piękny kontynent.