Kobieta jedzie nocą autostradą przez pustynię gdzieś na zadupiu
Texasu. Nagle na drodze znikąd pojawia się kojot. Kobieta hamuje
gwałtownie,wtedy z ciemności wypada jakiś koleś z opuszczonymi
spodniami i zaczyna r*chać kojota jak sra. Zszokowana omija ich
i odjeżdża próbując ogarnąć co się właśnie odj***ło. Dojeżdża do
miasteczka,tam dostrzega przed barem radiowóz szeryfa oraz
staruszka na fotelu bujanym walącego sobie konia jakby nigdy nic.
Kobieta wbija do baru i podbiega do szeryfa.
- Pan tu jest szeryfem ? Co to za chore miasteczko ? Przed chwilą na
autostradzie mijałam kogoś gwałcącego kojota,a tutaj przed barem
siedzi sobie jakiś dziadek i wali kapucyna !
- Cóż - odpowiada szeryf - trudno oczekiwać żeby w tym wieku mógł
złapać kojota.
Texas to akurat jedno z lepszych miejsc ma ziemi, więc nie pie**ol bzdur. Jak będzie tam jakiś lewak walił zwierzęta, to go po prostu odstrzelą. To nie Jew York.