Chciałbym opowiedzieć krótką historię zasłyszaną od kolegi, studiującego na polibudzie w Gliwicach. Rzekomo jest ona autentyczna ale głowy nie daję, nie było mnie przy tym .
Ćwiczenia z jakiegoś tam przedmiotu, wszyscy skupieni bo profesorek podobno niezła siekiera. Nagle do sali wchodzi jakiś typek (zagubiony student), podchodzi do prowadzącego i mówi:
- przepraszam, czy jest profesor Sroczyński?
Na to prowadzący z wyraźnym zażenowaniem:
- Sra! SRA!
Szukającego trochę zdziwiło to co usłyszał i po chwili namysłu wypalił:
- Aaaa... to ja poczekam.
@up na polibudzie poznańskiej to normalka, ćwiki i laborki prowadzą zarówno doktoranci jak i profesorowie zwyczajni. BTW po ch*j się pytasz co za uczelnia skoro masz jak byk, że polibuda w Gliwicach?
Jesli @up to faktycznie ten gosc, to ktoś faktycznie miał taka sytuacje, tylko pytal o Sraczynskiego a ten mu powiedział "Sro..." . Reszte ktoś sobie dośpiewał i opowiadał historie w postaci zartu.
historia autentyk tylko kolega nieco ją przekręcił...
po pierwsze nie było to na ćwiczeniach, studenciak wpadł do Dziekanatu na polibudzie z tekstem, że szuka prof. SRAczyńskiego, na co dostał odpowiedź, że chyba SRO (na śląsku SRO znaczy wypróżnia), wtedy studenciak odpowiedział, że zaczeka..
Dziwicie się, że profesorowie prowadzą zajęcia? U mnie to też normalne. Chyba nawet jakoś to nakazane mają w ramach ogólnego nakazu rozwoju zawodowego.
NA Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie podobno jest wykładowca który nazywa się Jan Paluszek i w korespondencji e-mail podpisuje się inicjałami. ,,Pozdrawiam, JP"
Również na Politechnice w Gliwicach pewien student pierwszego roku przyszedl do doktora, ale przekrecił jego nazwisko. Doktor powiedział, że takiego kogos nie zna, ale pomoże mu szukać i chodzil z tym studentem od pokoju do pokoju i pytał o doktora o takim nazwisku:) Podobno nie znaleźli:D