Podczas takiego prądu cofającego płyniemy nie pod kątem prostym do brzegu czyli w tym wypadku pod prąd, lecz równolegle do linii brzegowej kilkanaście metrów i tam mamy dużą szansę, że prąd cofający już nie występuje. Dopiero wtedy dajemy dyla w stronę brzegu. Walka z prądem jest w wielu przypadkach bezcelowa, a szczególnie gdy mimo bardzo dużego wysiłku pokonujemy ujemny dystans. Trzeba oszczędzać siły.
Miałem identyczną sytuacje w Łebie jakieś 20 lat temu. Sobie szedłem spokojnie coraz dalej, gdy fale powoli zaczęły mnie przykrywać, postanowiłem wrócić. I tu niespodzianka. Nie da się, a z każdą sekunda zamiast przybliżać się do brzegu to oddalałem. Pamiętam, ze wtedy spanikowałem i po chwili szamotania bezcelowego, stwierdziłem, ze nie ma bata utonę. Wtedy na szczęście przypomniałem sobie, że z falami nie można walczyć i dobrym sposobem jest zanurkowanie i płynięcie przy dnie. Tak też zrobiłem, dałem nura i z całych sił w stronę brzegu, wynurzyłem sie 3 razy by wziąć wdech i później poczułem już dno i byłem uratowany. Gdybym tego nie zrobił, na bank bym dzisiaj nie pisał, gdyż w pobliżu nikogo nie było, a z tym się nie da wygrać niestety normalnie płynąć.