Nie mam pojęcia gdzie się leczycie.
Z pewnością nie w polskich szpitalach, skoro trafiają tu takie idiotyzmy.
Mi, ci "gamonie, złodzieje, pedały i łapówkarze" czy jak tam kto chce,
uratowali nogę.
Po ciężkim złamaniu. Miałem tak głęboką zakrzepice, że jeszcze 10 lat do tyłu, musieliby mi
upiłować odnóże.
Uratowali, chodzę i mam się jak najbardziej - dobrze. Chwała im za to!
A pobyt w szpitalu był całkiem ok. Żarcie jak kicha, fakt.
Donosili dobroci konsumpcyjne, przyjaciele.
Obsługa, pielęgniarki, perfekcyjne!
Jeżeli uzmysłowisz sobie, że będziesz
leżał w szpitalnym wyrku następne trzy miesiące, non stop podłączony do
dwóch kroplówek z heparyną i innymi badziewiami...
To k***a docenisz trzyosobowy pokój, dostęp do I-netu i "pigułę" na dzwonek.
Która przyleci i zaleje ci barszczyk albo inną zupkę. Zrobi to z uśmiechem
i na dodatek zapyta czy nic więcej nie potrzeba.
Ale potem/przedtem jest leczenie. Nikt nie powiedział, że będzie przyjemnie.
Znajomy za brak odpowiedniej opłaty 'wygrał' chodzenie z cewnikiem przez 6 miesięcy i do końca życia problemy z oddawaniem moczu.
A nie chcę mówić o warunkach na innym szpitalu bliżej mnie, łóżka i wnętrze pamiętające lata głębokiej komuny. Każdy z zewnątrz mógł wejść na oddział. A był to oddział onkologiczny! Znajoma była zaraz po chemioterapii i operacji! Drzwi cały czas otwarte. Bez odpowiedniej opłaty nie byłoby milszej obsługi. A o złodziejach nie muszę mówić. Ale i tak potem buty spadły, tyle że się udało trochę ulżyć, bo ciężka choroba była i to przez długie lata.