Typowy dzień na indyjskich drogach. Burdel, każdy jeździ i robi co chce, najnowszy pojazd z lat siedemdziesiątych, śniady kozojeb w sukience (czy tam w ręczniku), na dodatek ślepy wpie**ala się bezmyślnie pod auto... Jak to ktoś kiedyś ładnie ujął, że gdyby nie indie,to nie byłoby na Sadolu połowy materiałów.
P.S. Ktoś wie, co to za biały wehikuł na koniec podjechał? Co to k***a jest? Oni to sami budują ze śmieci, czy jaki ch*j?