Kumpla brat zaj***ł tak w palmę golfikiem z kumplami,że silnik wbił się w bok samochodu stojącego dalej ponad 100m.a samo auto obróciło się o 90*.Kierowca w kawałkach został na drzewie.
Już Brat nie ma Brata.
To jeszcze nic. Parę lat temu obok mojego bloku była szkoła. Tam zawsze podjeżdżał gość w pięknym nowym (jak na tamte czasy) ferrari. Silnik brzmiał oszałamiająco. Jego syn chodził do nas do szkoły.
Pewnego dnia mieliśmy lekcję biologii i babka powiedziała, że są tylko 2 płcie.
To jeszcze nic. Pamiętam jak kumpel jechał rydwanem koło koloseum w Szprotawie i zagapil się na dwie piękne Laszki. Przywalil w pochodnie tak ze mu koń w sunie wylądował. Kiedyś to było...
To jeszcze nic. Kiedyś oglądałem na sadolu filmik w którym z auta wyleciał silnik i w komentarzach każdy po kolei opisywał jak z innych samochodów wylatywały silniki. Był silnik i nie ma silnika.
To jeszcze nic. Kiedyś ojciec był kierowcą w wojsku i jak ugrzązł sztabową Nysą 522 na jakichś ćwiczeniach to jego kolega wyciągał tę Nysę BWP-em na stalowej lince zaczepionej o most nysy. Dał temu BWP tak w p*zde przy starcie, że most wyrwało z nysy i tak przypie**olił w klapę od wozu bojowego, że typowi co siedział za klapą wybiło 4 zęby, złamało żuchwę i obie ręce które opierał na klapie.
To jeszcze nic. Byłem świadkiem dużo gorzej wyglądającej sytuacji, która na szczęście skończyła się dobrze. Chociaż moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ekhm... Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam. I co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję życiu. Dziękuję mu, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość. Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty to robisz?, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste, to umiłowanie życia, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład buduję maszyny, a jutro... kto wie, dlaczego by nie, oddam się pracy społecznej i będę ot, choćby sadzić... znaczy... marchew.
To jeszcze nic, słuchajcie tego. Kiedyś kumpel kupił nowego zetora i woziliśmy gnojówkę beczkowozem. Ten podjarany co to ten traktor nie umie wjechał w dołek z pełną beczką. Mówię gościu od rowu jest dołek trzęsawisko ugrzęźniesz. Tamten fifarafa bajabongo: ja nie przejadę? Pa na to. I ch*j. Zakopał się. Szybka myśl? Opróżnię beczkę. I w ten oto sposób 10 tys litrów gnojówy (dzięki bogu bydlęcej nie świńskiej) otoczyło nas wokół. A ciągnik jak zakopany tak zakopany. Zadzwoniliśmy po kumpla co mtz przyjschał nas wyciągać. Wyciągnął. Ale żałujcie, że nie widzieliście kumpla w laczkach brodzącego po kostki w krowim szambie. A taki nowy zetor był. Amer... czeski.
To jeszcze nic. Kiedyś przyjechałem na parking i idę sobie chodnikiem. Leżał taki kamień, ale nie zważałem na niebezpieczeństwa. No i się wyj***łem i głupi ryj rozwaliłem.