Zdzichu i Rychu w jednym srali domu.
Zdzichu normalnie, Ruchu po ch*ju.
Zdzichu wprost do kibla, nie wadził nikomu.
Rychu deskę wciąż brudził do boju.
Ciągle obsrana, i muszla i deska,
to kostka wc, już brązowa, nie niebieska.
Brudził i syfił po całym pokoju,
Czyścił to Zdzichu, lecz już go k***ica strzela
Napie**ala Rycha, jego gównem go upierdziela.
Rychu na to: ty ch*ju zj***ny.
Zdzichu nie zdążył schylić się nieco,
i już gówno Rycha na nim świecą.
Wk***ił się Zdzichu jeszcze bardziej
deską klozetową napie**alał hardziej.
Dali se spokój, lecz Rychu to samo,
następnego dnia już na deskę nasrano.
Zdzichu na to: Ty ch*ju zj***ny,
sam to sprzątać będziesz, ja wracam do mamy!
Z płaczem, z impetem wybiegł zapłakany,
lecz w plan Rycha nie obeznany.
Bo Rychu chałupę już dla siebie miał
i więcej na deskę już nie nasrał.
A morał z tego jest krótki, i niektórym znany:
ktoś z tobą w ch*ja leci, gdy kibel obsrany.