I zamiast spokojnej refleksji nad zapodanym materaiałem, czytaj poświęciena chwili, gimbaza, która w czasach gdy to się działo, skakała u ojca z jajka na jajko, nawołuje do odejścia od" tu zacytuję "wszędobylskiej polityki". Dorośnij gimubusie i zrozum, że jak wypowiesz zaklęcie - "mam w dupie polityków" - to oni nie znikną, tylko za Twoim, w Twoją kufa dupę chędożoną mać, będą Cię rżnąć na podatkach, będą Ci mówić jak masz przewozić karmelki czy ile euro kitu masz zjeść...
Mimo iż wydarzenie przedstawia się jako spisek, w którym politycy bojący się dekonspiracji dotyczącej ich współpracy ze służbami PRL postanowili w natychmiastowym tempie odwołać ówczesnego rządu to tę tezę obala w swojej najnowszej biografii sam Jarosław Kaczyński.
Przyznał w niej, że upadek ekipy Olszewskiego był wiadomy na długo przed powstaniem słynnej ustawy lustracyjnej zgłoszonej pod głosowanie przez Janusza Krowin-Mikkego, której tak bardzo mieli obawiać się politycy opozycji.
– Odrębną kwestią był inny kierunek rozszerzenia koalicji, czyli wciągnięcie do niej Unii Demokratycznej. Nie ukrywam, że byłem zwolennikiem tego rozwiązania – wyznaje w swojej książce Kaczyński.
Zdaniem lidera PiS rząd Olszewskiego od początku nie posiadał wystarczająco stabilnej większości do rządzenia, a dodatkowo uznawał jego plany za ,,kompletnie oderwane od rzeczywistości”. Kaczyński będący wówczas liderem Porozumienia Centrum miał nie zgadzać się także z premierem w kwestiach personalnych.
– Dla mnie nie było wątpliwości, że los rządu został tym samym rozstrzygnięty – mówi Jarosław Kaczyński o fiasku rozmów Jana Olszewskiego z Tadeuszem Mazowieckim w celu poszerzenia ówczesnej koalicji.