18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Nie sikaj w windzie, bo uruchomisz alarm

Centurion • 2008-01-02, 12:01
Prezesi spółdzielni inwestują w czujniki, które reagują na mocz Koniec z sikaniem w windach - postanowili zgodnie prezesi spółdzielni mieszkaniowych w całej Polsce. Machnęli ręką na wydatki i jeden po drugim zaopatrują się w specjalne czujniki do wind. Jeśli pasażerowi przyjdzie do głowy poświntuszyć w czasie jazdy - marny jego los.

Czujniki momentalnie zablokują bowiem windę i uruchomią alarm. Prócz tego, że naje się wstydu, będzie musiał jeszcze cierpliwie czekać na ekipę, która go uwolni z zamknięcia. W Krakowie na razie żadne osiedle nie ma takiego cuda, ale kilku prezesów zastanawia się poważnie nad takim zakupem. Mirosław Młynik, administrator Kieleckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, jest bardzo zadowolony z nowego nabytku. Zainstalował czujniki w październiku 2007 roku.

Efekty są błyskawiczne. Rewelacja - zachwyca się Młynik. - Dozorca, który zawsze miał pełne ręce roboty, ma spokój. A mieszkańcy nie brzydzą się jeździć windą. Jest czysto, przyjemnie i nie śmierdzi. Czujniki są mądrym sprzętem. Jeśli do windy wejdzie babcia w mokrych od deszczu butach czy z mokrymi siatkami, winda nie będzie reagować. Zdzisław Warchał, właściciel firmy "Krakdźwig", która jako jedyna w Polsce sprzedaje takie czujniki, tłumaczy, że mechanizm reaguje tylko i wyłącznie na strumień moczu. Szczegółów technicznych nie może zdradzić W całym kraju czujniki schodzą jak woda.

Sprzedają się w Szczecinie, Bielsku-Białej, Rzeszowie, Cieszynie. Tylko w Krakowie brakuje chętnych. Dlaczego? Zdzisław Warchał nie ma pojęcia. Może krakowianie są kulturalni - zauważa. - A może prezesi mają węża w kieszeni. Czujniki kosztują około 3 tys. zł. Dla małych spółdzielni jest to spory wydatek. Zbigniew Bargel, szef SM "Bieńczyce", twierdzi, że krakowianie bardzo się zmienili przez ostatnie lata.

Jeszcze niedawno ten problem był nagminny, teraz sikają rzadko - podkreśla Bargel. - Owszem, zdarza się komuś z mieszkańców to zrobić. Ale większość szanuje wspólną własność. Grzegorz Klimczak, prezes spółdzielni "Kabel", pierwszy raz usłyszał o czujnikach od "GK". W jego blokach, jak podkreśla, sikają tylko kilka razy na rok. Nie jest to aż tak uciążliwe, by od razu inwestować w czujniki - usłyszeliśmy od mieszkańców ulicy Wielickiej. Zbigniew Przygoda, prezes spółdzielni "Mistrzejowice", nie ma aż tak dobrych mieszkańców. Dlatego zastanawia się nad zakupem czujników. Nie ukrywa, że nie wie, jak sobie poradzić z sikaniem w windach.

Chciałbym zaoszczędzić pracy dozorcy - przyznaje. - Ileż można sprzątać te siki? Przygoda podkreśla, że co roku musi wydawać ok. 30 tys. zł na konserwację dźwigu. Bo mocz dewastuje windę - zaznacza. Szef "Mistrzejowic" nie zdecydował się ostatecznie na czujniki. Ale podkreśla, że tylko czeka na kolejne sikanie i wtedy naprawdę zacznie wojnę. Anna Górska


Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,12611,wid,9525952,wiadomosc.html