Ale zobaczcie jedną różnicę: Oni nabici jak Azja na pal, dalej potrafią coś zagrać, z wokalem ciężko powiedzieć bo to nie gatunek na to. A taki Justin Bieber napie**oli się dzień wcześniej, rzyga na scenie po czym odwołuje koncert.
No przecież to są jaja.
Co prawda nie przepadam za ciemniejszymi odmianami metalu, ale większość gitarowego ostrego grania lubię i szanuję właśnie za to, że w jakim stanie by nie byli, to koncert tak czy siak będzie udany.
Prawdę powiedziawszy to większość udaje się jeszcze lepiej kiedy na scenie jest alkohol. Dlatego, że to w większości są muzycy, którzy po alkoholu dostają fantazji. Popowe gwiazdki to wydmuszki, które robią to co jest wyreżyserowane. Dlatego jak na scenie dzieje się jakiś kwas, wypada odsłuch, k***a tancerze pójdą nie tam gdzie trzeba, to są posrani i nie wiedzą co robić!