18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
topic

Kto odpowie za klapę e-posterunku...

Mr.Drwalu • 2014-01-08, 09:56


Na projekt "E-posterunek" wyłożono z budżetów policji, MSW oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju łączną kwotę 24 mln zł. Po 6 latach wszystko zakończyło się totalną klapą. System powstał, ale nikt nie chce z niego korzystać. Policjanci, którzy dzięki e-posterunkowi mieli zaoszczędzić nawet 60 proc. czasu poświęcanego formalnościom, twierdzą że to bubel.

19 371 900 zł – tyle od 2008 r. kosztowała policję i MSW budowa systemu, który choć powstał, nie zostanie uruchomiony. Miał usprawnić pracę policjantów dochodzeniowo-śledczych.

Jednak sztandarowy projekt skończył się porażką. Policja zaprzestała nad nim prac, nie chce z niego korzystać i twierdzi, że to bubel. Skąd tak niespodziewany finał?

– Wpłynęły na to infoafera, negatywne stanowisko głównego inspektora ochrony danych osobowych, niedobór w policji specjalistów od informatyzacji, ale i histeria, że wszyscy jesteśmy inwigilowani. Policja w obawie przed kolejną burzą wolała się wycofać – uważa dr Zbigniew Rau, kryminolog i były wiceszef MSWiA. Uważa, że rezygnacja z projektu to poważny błąd.

Miała być rewolucja

Budowę niezwykle potrzebnego systemu sfinansowano głównie z budżetu policji – wydano na to ponad 17 mln zł (kolejne ok. 2 mln zł wydano z Centrum Projektów Informatycznych MSW). Z tego na laptopy przeznaczono 5 mln zł, na drukarki 1,4 mln zł, a na urządzenia mobilne – prawie 8 mln zł (to laptopy odporne na warunki atmosferyczne).

Dodatkowe 4,6 mln zł wyłożyło Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Te pieniądze poszły na sześcioletni nadzór nad projektem, prace naukowo-badawcze wykonywane przez pracowników z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, w tym gratyfikację rektora uczelni Arkadiusza Letkiewicza, późniejszego wiceszefa policji odpowiedzialnego za wdrożenie systemu.

E-posterunek miał przynieść rewolucję. Policjant z laptopem mógłby wydrukować np. protokół oględzin, a wpisane w nim dane automatycznie trafiłyby do innych policyjnych druków i baz. To miało uwolnić policjantów od papierkowej roboty i dać 60-proc. oszczędność czasu.

– E-posterunek przyspiesza postępowanie przygotowawcze. Zamiast wpisywać dane do kilku protokołów, policjant wypełnia jeden, a dane są automatycznie przesyłane do innych. Inna zaleta: ta elektroniczna aplikacja pozwala na bardzo precyzyjne sporządzenie np. protokołu oględzin miejsca przestępstwa, ponieważ są w niej gotowe słowniki wyrażeń – wylicza korzyści dr Zbigniew Rau.

Wyjaśnia, że podobne aplikacje są używane już teraz w centrach zarządzania kryzysowego czy w firmach biznesowych, chociażby w telefonii komórkowej. – Na przykład kiedy pracownik przyjmuje reklamację, to otwierają mu się „przegródki" wskazujące, co kolejno ma zrobić i jakie dane wpisać – tłumaczy dr Rau.

E-posterunek był przez półtora roku testowany w pięciu komendach, a jeszcze pół roku temu KGP zapewniała, że go wdroży, choć z poślizgiem. Dziś twierdzi, że aby go ulepszyć, musiałaby wydać jeszcze 1,2 mln zł bez gwarancji sukcesu.

– Mamy pojazd, nie mamy kierownicy, więc nim dalej nie jedziemy – mówił Wojciech Olbryś, wiceszef policji, w grudniu na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych, informując o zaprzestaniu prac. Projekt odesłano do CPI.

Początek infoafery

Dlaczego szefostwo policji nagle uznało e-posterunek za bubel? Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej, mówi „Rz": – Ta aplikacja od początku jest obarczona wadami prawnymi. Zawiadamialiśmy prokuraturę o tym, że firma, która ją przygotowała, bezprawnie wykorzystała nasze policyjne zasoby. Do końca nie dysponowaliśmy kodami źródłowymi do e-posterunku. Nie można było dalej w to brnąć.

Cieniem na projekcie położyła się infoafera. Od nieprawidłowości w przetargu na budowę e-posterunku zaczęły się zainteresowanie CBA informatyzacją i największa afera korupcyjna, której bohaterem stał się Andrzej M., były dyrektor CPI (dziś podejrzany o przyjęcie ok. 4 mln zł łapówek od firm informatycznych).

Policja zarzuciła wart wiele milionów złotych projekt informatyczny. W tle jest infoafera.

To on i policyjny informatyk Marcin P. – jak ustaliły CBA i prokuratura – mieli przekazać firmie Netline tzw. elektroniczny moduł procesowy (zwany później e-posterunkiem), który za grant z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju przygotowali policjanci z uczelni w Szczytnie. W efekcie spółka wygrała przetarg. M. usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści.

Prace nad e-posterunkiem miażdżącej krytyce poddała w 2013 r. NIK.

Co z kupionym sprzętem? Policja twierdzi, że się nie zmarnuje.

– Wykorzystywany jest jako stanowiska dostępowe do policyjnych baz danych, tworzenia dokumentów i notatek służbowych, również na miejscu zdarzenia, oraz współpracy z czytnikami linii papilarnych i dokonywania sprawdzenia osób w systemie AFIS – mówi Sokołowski i podkreśla, że kupiono je w celu modernizacji sprzętu teleinformatycznego, a nie tylko na potrzeby e-posterunku.

Sokołowski twierdzi, że policja z idei stworzenia programu nie zrezygnowała.

– E-posterunek był testowany przez półtora roku w pięciu komendach i wiem, że policjanci oceniali go pozytywnie. Jak każda nowość, oczywiście wymaga poprawek – mówi dr Zbigniew Rau.

Ktoś to akceptował

Jakie są wątpliwości dotyczące e-posterunku? Jedna z głównych dotyczy charakteru danych wprowadzanych dzięki tej aplikacji. GIODO uważa, że są to zbiory, które trzeba rejestrować.

– Nie zgadzam się z taką interpretacją. To nie są zbiory scentralizowane i przesyłane. To są jakby szablony elektroniczne wypełniane przez policjanta np. podczas oględzin. Ale skoro są wątpliwości, to trzeba zrobić porządną analizę prawną i problem rozwiązać – uważa dr Rau.

Zwraca uwagę, że nie jest prawdą to, iż w e-posterunku dane byłyby tylko w formie elektronicznej.

– Protokoły są drukowane na miejscu i świadek czy pokrzywdzony je podpisuje. Są więc także w formie papierowej – wyjaśnia Rau.

– Na e-posterunek wydano olbrzymie publiczne pieniądze, a teraz policja nagle twierdzi, że projekt do niczego się nie nadaje – mówi zdziwiony poseł Jarosław Zieliński z PiS, wiceszef sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych.

Uważa, że trzeba wyjaśnić, kto za to odpowiada, co i dlaczego w e-posterunku nie działa.

– Prace ktoś nadzorował i akceptował. Nie można kompromitacji sztandarowego projektu skwitować ogólnikami – przekonuje poseł Zieliński.

Źródło