Można go też rozebrać i przywiązać, na przykład do drzewa pod jakimś lokalną "Błękitną ostrygą". Problem polega na tym, że na szczęście, nie wszędzie takie kluby są.
Nie ma to jak proceder, który w Polsce jest wręcz plagą. Skupy katalizatorów dalej sobie legalnie działają, przyjmują kradzione części. Zgłoszenia na policję nic nie dają. Ludzie zostawiają auta na parkingach pod kolejkami miejskimi i nawet tam gdzie jest monitoring złodzieje je wycinają. Najlepsze, że niemal każdy mieszkający na osiedlu pod miastem albo miał wycięty katalizator albo zna kogoś komu wycięli. Gdybym złapał na gorącym uczynku i naj***ł takiemu w mordę, to pewnie ja byłbym oskarżonym, a gość by występował jako pokrzywdzony. W równoległym postępowaniu o usiłowanie kradzieży sąd pochyliłby się nad trudną sytuacją złodziejaszka i tego, że od kilku lat nie ma zatrudnienia [a po co ma mieć, 3-4 katalizatorki w msc starcza na libacje, zasiłki na żarcie, mieszkanie socjalne] i jakieś 3-4 gówniaki z konkubiną, których imion pewnie i tak nie zna.