Jak byłem dzieciakiem, to jedna z takich katiuszy spadła mi na kciuk. Jedna, a napie**alało niemiłościwie. Dodam tylko że babrało się tygodniami a bliznę mam do dzisiaj. Nawet nie chcę myśleć co ten koleś będzie miał z łapami jak już z nim skończą.
Ja mam taką pamiątkę po katiuszy pod nosem, po tym jak kolega podpalił styropian ( zresztą nazwa katiusza wzięła się stąd, że styropian jak się topił to charakterystycznie gwizdał), i zaczął z nim się kręci w kółko, a siła odśrodkowa zrobiła swoje.