Siriuz napisał/a:
Nie oglądam, ale odpisze. Cała kultura od początku lat '90 nastawiona jest na katastrofizm. Dużo lepiej to widać w Hollywood. Lata '80 to była ostatnia dekada afirmacji życia, chociaż już pojawiał się defetyzm. Filmy były jeszcze wypełnione nadzieją, przygodą i nowymi odkryciami. Zachęcały do sięgania po nieznane. Lata '90 to początek kina katastroficznego a jego rozkwit przypadł na pierwsze lata nowego milenium. Teraz mamy globalne ocipienie i srowidy. Po co to całe gówno socjotechniczne? Nie wiem, ale faktem jest że zastraszonymi ludźmi łatwiej jest sterować i łatwiej ich podporządkować.
Po pierwsze filmy katastroficzne to nisza kinematografii, po drugie jak najbardziej jest tam afirmacja życia bo zazwyczaj jest to zakończona sukcesem walka o przetrwanie . Obejrzyj sobie mechaniczną pomarańczę z 71 roku albo posłuchaj punka z lat 70 albo post punka z 80 ...faktycznie aż kipią optymizmem
Cała ta teoria z dupy wzięta