Miałem takiego żulika na wiosce - Bolka. Bolek stracił w dzieciństwie obie ręce do łokci w wyniku zabaw z prądem na słupie średniego napięcia. Musiał sobie jakoś radzić i sobie radził - była gospodarka i trzeba było na niej zapie**alać. Pamiętam jak przyjeżdżał do mleczarni z dwukółką i sam wyładowywał pełne mleka metalowe kany. Potrafił jarać szlugi i odpalić zapałkę. Małe dziewczynki straszył, bo częstował je dropsami z tych swoich kikutów. Kiedyś nawet wj***ł jednemu wioskowemu zadymiarzowi.
Wisienką na torcie była akcja kradzieży dachówek z jakiegoś niedokończonego hotelu - Bolek jako jedyny ze sprawców miał ciągnik z przyczepką. Wszystkich trzech złapali i wytoczyli sprawę w sądzie. Sędzia oczywiście wyśmiał prokuratora i Bolek został uniewinniony