Nie mogę, nie dam rady przeżyć tego nie, świadomość, że istnieje gdzieś takie dno, zero...
Niby młoda, elegancko ubrana i obciąga jakiemuś gołemu staremu murzynowi na śmietniku...
Nie wiem, nie jestem w stanie...gdyby to była moja córka, nie wpuściłbym jej do domu, gdyby było -30 stopni, mogłaby walić w drzwi i wyć, zostałaby bezdomna, po czymś takim uznałbym, że przestała istnieć.
Jezu Chryste...tylko kobiety potrafią tak nisko upaść, nigdy w życiu nie istniał facet, który osiągnąłby takie dno jak kobieta, a przecież mężczyźni [w metaforycznym ujęciu] schodzili nawet na dno rowu mariańskiego. Idę się zrzygać. Nawet gdybym potem jeszcze na te rzygi nasrał, nasikał, a potem zmieszał dał jakiemuś żulowi do jedzenia, ten by to strawił i ponownie wysrał, a ja bym do połknął....dalej nie upadłbym tak nisko jak ta dziewczyna.
Z jaką gracją, dumą i klasą rozstała się z "kolegą", zupełnie tak, jakby nic się nie stało, zero zażenowania... Pies może jęzorem posmyrać sobie odbyt i polizać pana po policzku, bo taką ma naturę. Jednak bycie człowiekiem zobowiązuje, a właśnie wyobraziłem sobie jak czule wita się ze swoim niczego nieświadomym chłopakiem po powrocie shopingu.
No k***a to jednak straszne, pozornie (pewnie) miła i fajna biała laska dobra dla ludzi i w ogóle , a tu taki syf odpierala na śmietniku. Świat jest jednak poj***ny, i nie możemy oceniać ludzi po pozorach.