18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
topic

Alianckie obozy koncentracyjne

smagal • 2013-06-01, 22:48
Chciałem przedstawić bardzo ciekawe wspomnienia alianckiego żołnierza pracującego w alianckim obozie dla niemieckiej ludności i żołnierzy niemieckich po II WŚ. Długie ale myślę, że warto przeczytać gdyż jest to bardzo ciekawa historia.

"W październiku 1944 r., gdy miałem osiemnaście lat, zostałem powołany do wojska. Moje szkolenie było krótkie, głównie z powodu rozgrywającej się właśnie niemieckiej kontrofensywy w Ardenach; urlop skrócono mi o połowę i natychmiast wysłano za morze. Po przybyciu do La Havre, we Francji, szybko załadowano nas do samochodów i posłano na front. Gdy dotarłem na miejsce, dostrzegłem u siebie objawy mononukleozy – posłano mnie do szpitala w Belgii. Ponieważ wtedy mononukleoza znana była jako „choroba pocałunków”, wysłałem mojej dziewczynie list z podziękowaniami.

Do momentu opuszczenia szpitala, przebywałem w Spartanburgu, w centrum Niemiec; mimo moich protestów umieszczono mnie w „repo depot” (obozie przejściowym). Przestałem się interesować moją macierzystą jednostką; niebojowe jednostki były w tamtym czasie wyśmiewane, pogardzane. Z akt wynika, że przez większość czasu, z mojego siedemnastomiesięcznego pobytu w Niemczech, byłem w kompanii C, 14 Regimentu Piechoty. Pamiętam jednak iż przebywałem też w innych jednostkach.

Pod koniec marca lub na początku kwietnia 1945 r., zostałem wysłany do obozu jeńców wojennych, nieopodal Andernach nad Renem, jako strażnik. Skończyłem cztery lata wyższej szkoły niemieckiej więc mogłem rozmawiać z więźniami mimo że było to zakazane. Jednakże stopniowo zaczęto wykorzystywać mnie jako tłumacza; proszono o wyłuskiwanie członków SS (żadnego nie znalazłem).

W Andernach przetrzymywano około 50000 więźniów w różnym wieku; pod gołym niebem, za drutem kolczastym. Kobiety były osobno więc początkowo nie widywałem ich. Mężczyźni których pilnowałem nie mieli żadnych schronień ani koców. Wielu było bez kurtek. Spali w błocie, wodzie, na zimnie; brakowało latryn. Była zimna i mokra wiosna – ich cierpienia były tym większe.

Jeszcze bardziej szokujący był widok tych więźniów wrzucających trawę i chwasty do cynowych puszek zawierających rzadką zupę. Powiedzieli mi, że robią to aby ulżyć sobie w bólu który był powodowany przez głód. Szybko ulegali wycieńczeniu. Dyzynteria szalała – zaczęli sypiać we własnych odchodach, bowiem byli zbyt słabi, aby doczołgać się do rowów z latrynami. Wielu błagało o jedzenie, chorując i umierając przed naszymi oczami. Mieliśmy wystarczającą ilość zapasów i zaopatrzenia, lecz nie zrobiliśmy nic by im pomóc; nie udzielaliśmy żadnej pomocy lekarskiej.

Z oburzeniem protestowałem u moich oficerów, jednak spotykałem się jedynie z wrogością i ślepą obojętnością. Naciskani twierdzili, że otrzymali ścisłe rozkazy z „góry”. Żaden oficer nie zrobiłby czegoś takiego 50000 ludziom; jednak niepodporządkowanie się groziło poważnymi zarzutami. Zorientowawszy się, że moje protesty są bezskuteczne, poprosiłem przyjaciela pracującego w kuchni o przyniesienie mi trochę jedzenia dla więźniów. Ten także opowiedział o dokładnych rozkazach pochodzących z „góry”, a tyczących się ścisłego przestrzegania racji żywnościowych. Dodał jednak, że mają tyle jedzenia iż nie wiedzą co z nim robić i że trochę mi „zorganizuje”.

Gdy przerzucałem dla więźniów jedzenie przez drut kolczasty, zostałem przyłapany; zagrożono mi uwięzieniem. Powtarzałem „wykroczenie”. Pewien rozgniewany oficer zagroził mi, że mnie zastrzeli. Sądziłem, że blefuje dopóki nie zobaczyłem kapitana, na wzgórzu nad Renem, strzelającego do grupy niemieckich kobiet ze swojej czterdziestkipiątki. Gdy zapytałem go „Dlaczego?”, odburknął „Praktyka” i strzelał aż do opróżnienia magazynka. Widziałem biegnącą kobietę, która chciała się skryć. Jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy została trafiona. Było zbyt daleko.

Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że obcuję z zimnokrwistymi mordercami pełnymi nienawiści. Uważali Niemców za podludzi godnych eksterminacji; kolejny przejaw upodlającej karuzeli rasizmu. Artykuły w gazecie Stars and Stripes, niemieckie obozy koncentracyjne, mnóstwo zdjęć wycieńczonych ciał. Ta swoista polityka zwiększała nasze „sprawiedliwe”okrucieństwo, ułatwiała nam akceptowanie zachowań przeciwko którym buntowalibyśmy się. Sądzę również, że żołnierze którzy nie brali udziału w walkach próbowali udowodnić jacy to oni twardzi, zachowując się w taki właśnie sposób wobec więźniów i cywili.

Dowiedziałem się, że więźniowie byli przeważnie prostymi rolnikami i robotnikami tak jak i większość naszych żołnierzy. Z upływem czasu upodobniali się do zombi, stawali się ślamazarni, inni opętani, jeszcze inni próbowali samobójstwa – za dnia uciekali przez otwartą przestrzeń w kierunku Renu, by ugasić pragnienie. Byli zdejmowani.

Niektórzy więźniowie pragnęli papierosów tak bardzo jak jedzenia, toteż przedsiębiorczy jankescy kupcy wymieniali za garść papierosów stosy zegarków i pierścionków. Gdy zacząłem przerzucać kartony papierosów więźniom by zrujnować ten biznes, zostałem poważnie „upomniany”.

Pewien promyk nadziei pojawił się jednej nocy, gdy miałem „cmentarną zmianę”, między drugą a czwartą godziną nad ranem. Blisko na wzgórzu znajdował się cmentarz. Mój przełożony zapomniał dać mi latarkę a nie chciałem się napraszać zdegustowany całą tą atmosferą. Było już dość jasno. Zaniepokoiłem się o więźnia czołgającego się pod drutami w kierunku cmentarza. Mieliśmy strzelać do uciekających jak tylko takich zobaczymy więc podniosłem się z ziemi, aby ostrzec go, żeby wracał. Nagle spostrzegłem kolejnego więźnia pełzającego z cmentarza do ich zagrody. Ryzykowali życie żeby wygrzebać coś ze cmentarza. Musiałem zrobić śledztwo.

Gdy wkroczyłem do tego mrocznego, zakrzaczonego, pogrążonego w cieniu cmentarza, poczułem się zupełnie bezradnym. Coś zadziwiającego pchało mnie jednak naprzód. Wbrew obawom, przeszedłem nad kimś leżącym na brzuchu. Wymach*jąc wokoło karabinem, potykając się, próbując odzyskać spokój, wkrótce doszedłem do siebie. Jakaś postać usiadła. Po chwili byłem w stanie zobaczyć nieopodal piękną, ale przerażoną grymasem strachu twarz kobiety z koszem piknikowym. Niemożna było dawać jedzenia niemieckim cywilom, cywile nie mogli nawet przechodzić opodal więźniów więc szybko zapewniłem ją iż nie mam nic przeciwko temu co robi. Powiedziałem żeby się nie bała i że opuszczę cmentarz by jej nie przeszkadzać.

Szybko się oddaliłem i usiadłem pod drzewem na końcu cmentarza tak by nie niepokoić więźniów. Cóż to było za uczucie – spotkać tak piękną kobietę w takich okolicznościach! Nigdy nie zapomniałem jej twarzy.

Po jakimś czasie więcej więźniów zaczęło powracać do zagród. Widziałem jak ciągną ze sobą jedzenia dla siebie i swoich towarzyszy. Mogłem tylko podziwiać ich odwagę i oddanie.

8 V 1945 r. zdecydowałem świętować z kilkoma więźniami, których pilnowałem; okazjonalnie piekli oni chleb dla innych więźniów. Mieli chleb, a poza tym dzielili się swoim wesołym usposobieniem wywołanym przez koniec wojny. Wszyscy myśleliśmy, że wkrótce wrócimy do domów. Znajdowaliśmy się na ziemiach, które weszły w skład francuskiej strefy okupacyjnej. Nie czekałem długo, aby móc ujrzeć brutalność francuskich żołnierzy, kiedy to transportowaliśmy dla nich naszych więźniów do obozów pracy niewolniczej.

Jednakże tego dnia byliśmy szczęśliwi.

Jako gest przyjaźni, rozładowałem moją broń i stanąłem z boku. Pozwoliłem im nawet pobawić się nią. To „przełamało lody” i zaraz śpiewaliśmy piosenki, ucząc się ich nawzajem. Także te których nauczyłem się w niemieckiej szkole (“Du, du, liegst mir im Herzen”). Jako wyraz wdzięczności upiekli mi specjalny, mały i słodki chlebek – jedyny prezent jaki mogli mi ofiarować. Schowałem go do mojej „eisenhowerowej” kurtki i zaniosłem do moich baraków. Zjadłem go w samotności. Nigdy nie jadłem smaczniejszego chleba. Jedząc go, nigdy nie czułem tak wzniosłego uczucia wspólnoty. Wierzę, że wtedy objawił mi się Chrystus. Wpłynęło to później na moją decyzję o podjęciu studiów filozoficznych i religijnych.

Krótko potem, niektórzy z naszych słabych i chorych więźniów zostali zabrani przez francuskich żołnierzy do ich obozu. Jechaliśmy ciężarówką za tą kolumną marszową. Co jakiś czas zwalniała i zawracała. Być może kierowca był tak zszokowany jak ja widząc co się dzieje. Gdy jakiś niemiecki więzień upadał był bity pałką w głowę i w ten sposób mordowany. Ciała były zwalane na pobocze drogi i zabierane przez następną ciężarówkę. Przez wielu ta szybka śmierć mogła być preferowana niż powolne umieranie z głodu na naszych „polach śmierci”.

Kiedy w końcu zobaczyłem niemieckie kobiety zamknięte w oddzielnej zagrodzie, zapytałem dlaczego je więzimy. Powiedziano mi, że „podążają za obozem”; wybrane przez SS na materiał hodowlany superrasy. Rozmawiałem z kilkoma i muszę przyznać, że spotkałem się z niezwykle uduchowionymi duszami i wielce atrakcyjnymi kobietami. Zdecydowanie nie zasługiwały na więzienie.

Coraz częściej używano mnie jako tłumacza. Dzięki temu mogłem zapobiec kilku szczególnie niesprawiedliwym uwięzieniom. Pewnego razu żandarmi przyciągnęli jakiegoś rolnika. Powiedzieli mi, że ma „niezły nazistowski medal”. Pokazali mi ten order. Na szczęście miałem pewną tabelkę i mogłem go zidentyfikować. Okazało się, że rolnika nagrodzono medalem za posiadanie pięciorga dzieci! Hmm… być może jego żona odczuła jakąś ulgę, ale nie sądzę, aby jeden z naszych obozów śmierci był sprawiedliwą karą za jego wkład w niemiecki dobrobyt. Żandarmi zgodzili się. Wypuścili go, aby mógł kontynuować swoją „brudną robotę”.

Głód zaczął rozprzestrzeniać się także wśród niemieckich cywili. Normalnym było zobaczyć niemieckie kobiety z podkasanymi rękawami myszkujące wśród naszych śmieci. Szukały czegoś jadalnego. Jeśli tylko nie były przeganiane…

Gdy wypytywałem burmistrzów małych miast i wsi, odpowiadali iż zapasy jedzenia zostały zabrane przez dipisów (obcokrajowców pracujących w Niemczech), zapakowane na ciężarówki i wywiezione. Kiedy o tym zameldowałem, spotkałem się tylko ze wzruszeniem ramion. W obozach nigdy nie widziałem ludzi z Czerwonego Krzyża, nie widziałem by pomagali cywilom mimo że ich kawa i pączki były dla nas zawsze i wszędzie na wyciągnięcie ręki. Tymczasem Niemcy musieli polegać na poukrywanych zapasach i czekać na następne zbiory.

Głód czynił Niemki bardziej „dostępnymi” mimo to często dochodziło do gwałtów z użyciem przemocy. Dobrze pamiętam pewną zgwałconą osiemnastolatkę. Dwaj żołnierze okaleczyli jej pół twarzy karabinową kolbą. Nawet Francuzi uważali, że gwałty, złodziejstwa i pijacka przemoc naszych żołnierzy były zbyt „wygórowane”. W Le Havre dostawaliśmy broszurki objaśniające nam, że niemieccy żołnierze bardzo dobrze obchodzili się ze spokojnymi francuskimi cywilami i że my powinniśmy zachowywać się tak samo jak oni. Jakąż sromotną klęskę wtedy ponieśliśmy!

„Co z tego?”, ktoś zapyta. „Okrucieństwo wroga było większe niż nasze.” To prawda, że patrzyłem tylko na koniec wojny, gdy byliśmy już zwycięzcami. W przeciwieństwie do nas, Niemcy mieli coraz mniej okazji do stosowania przemocy. Jednak dwa zła nie czynią jednego dobra. Zamiast powtarzać przestępstwa wroga, powinniśmy próbować przełamać spiralę przemocy i zemsty, która splugawiła naszą historię. Dlatego mówię o tym teraz, 45 lat po wojnie. Może nigdy nie zdołamy zapobiec poszczególnym zbrodniom wojennym, ale możemy, jeśli będziemy głośno o tym mówić, wywrzeć wpływ na politykę rządów. Możemy odrzucić rządową propagandę malującą naszych „wrogów” jako podludzi i propagującą zachowania których byłem świadkiem. Możemy protestować przeciwko bombardowaniom cywilnych celów, co przecież dzieje się także dzisiaj, w tej chwili. Możemy odmawiać poparcia naszemu rządowi mordującemu pokonanych rozbrojonych i jeńców wojennych.

Doszedłem do wniosku, że dla przeciętnego człowieka trudno jest uznać ogrom tych przestępstw, szczególnie jeśli sam był świadkiem. Nawet żołnierze współczujący ofiarom bali się tłumaczyć co się działo, z obawy przed kłopotami – mówili mi. Niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane. Przemawiałem kilka tygodni temu i już odebrałem telefoniczne pogróżki, a moja skrzynka pocztowa została zniszczona. Lecz było warto. Pisanie o tych okropnościach jest jak katharsis dla uczuć zbyt długo tłumionych, wyzwoleniem, które może przypomni innym świadkom, że „prawda uczyni nas wolnymi ludźmi; pozbądź się strachu!”. Być może najważniejszą lekcją jest: tylko miłość może podbić wszystko."

Nie lubię niemców, żydów i ciapatych. Dziękuję :lodowka:

Źródło: polskawalczaca.com
Esej został opublikowany w The Journal of Historical Review , Summer 1990 (Vol. 10, No. 2), pp. 161-166. (Revised, updated: Nov. 2008).

Tupolew18

2013-06-02, 02:54
No przeczytałem i mnie to zszokowało. Ale jak mówi tekst pewnego utworu...

"Nienawidzę niemców
Za bomby na Warszawę
Nienawidzę niemców
Za miliony trupów
Nienawidzę niemców
Za spalone wsie
Nienawidzę niemców
Nie! Nie!"

bloodwar

2013-06-02, 07:52
Jeżeli tekst miał na celu wywołanie współczucia dla biednych, pokrzywdzonych wojną Niemców to... nie udało się. Zabiliście mi pradziadka tępe k***y, wszelkie cierpienia są więc uzasadnione, ba, powiem więcej! Za mało ich było w stosunku do tego co zrobili nam!

Bard_Zerald

2013-06-02, 16:46
Leci piwo.
Niech sobie ludzie wreszcie uświadomią, że historia, którą nas się karmi jest kurewsko zakłamana.

Najwięcej zła wyrządzili komuchy, nie Niemcy. To przede wszystkim.
Poza tym Żydzi też dużo mają niemiłych uczynków podczas IIWŚ. Dzielili się na tych mordowanych i mordujących generalnie Żydów. Amerykanie, co to robią te filmy jak to wbijają ich żołnierze na białych koniach walcząc bohatersko ze złem też są zakłamani, bo bardzo dużo mają na sumieniu. Francja w ogóle bohatersko walczyła z Niemcami poddając się im prawie bez walki, a Anglia udawała z resztą aliantów, że nie słyszy nic o tym, że żydzi są gdzieś mordowani i można im pomóc.

Ba, Niemcy chcieli oddać im większość żydów w zamian za ustąpienie w jakichśtam sprawach (jak już przegrywali), tj żeby dostać mniej po dupie po wojnie. A bohaterscy prożydowscy alianci nie zgodzili się i udawali że nic takiego nie było.

Nie można dawać sobie wciskać czarno-białej historii, bo ona zawsze działa na korzyść kogoś. Bo potem też zmienią naszą historię na naszą niekorzyść (bo historię piszą ci przy kasie, władzy i układach)

Hrodgar

2013-06-02, 18:39
Oj jacy oni biedni, jak ich źle traktowano, jakie to nie sprawiedliwe... k***y rozpętały największe piekło w historii Europy, doprowadzili do tego że połowę Europy cierpiało na czerwonkę przez kolejne 50 lat i jeszcze śmią płakać jak to ich źle traktowano po przegranej wojnie którą SAMI WYWOŁALI?!

oc...........an

2013-06-03, 05:11
40 osób zginęło w mojej rodzinie przez j***nych faszystów. I gówno mnie obchodzi, że "99% niemców było przeciwnych wojnie", a to 1% ich do niej zmusił :roll:

Goebbels pytał się niemców: Czy chcecie wojny totalnej? I co? I niemiaszki zaczęły wrzeszczeć "Ja, ja sieg heil"



2:46


Teraz, jak np w Company of Heroes 2 Beta pytam się ludzi czy gramy hitlerowcami czy Sowietami, to mi k***a wyskakują z tekstem, że nie, to nie hitlerowcy, a niemcy. Ale jak mówię, że niemcy rozpętały wojnę, to dostaję odpowiedź, że nie, to hitlerowcy rozpętały. Ech, "bez vodki ne razberiosz" ;)


Oczywiście, że Alianci robili również złe uczynki, oczywiście, że Oś robiła również dobre uczynki. I ch*j. Tekst dobry, nie powiem, ale nie mogę się zgodzić z coraz popularniejszym jednostronnym demonizowaniem Aliantów (szczególnie Sowietów) i luzowaniem i "wygładzaniem" wizerunku nazistów. Naziści/Niemcy mają najwięcej krwi na rękach i taki jest fakt. Sowieci mordowali, ale w większości swoich, a to niemcy wypowiedzieli wojnę Europie.