Dzisiaj byłem z dziewczyną poznaną w internecie na randce w kawiarence. Po jakiś czasie rozmowa zeszła na dziwne tematy i oto co z tego wyszło:
D- Dziewczyna
J- Ja
D: Jestem wyzwoloną kobietą!
J: Nie jest to przypadkiem synonim od słowa "dz**ka"?
*Tutaj popatrzyła na mnie z niedowierzaniem
J: Potrzebujesz maść na ból dupy, skarbie?
W tym momencie dostałem dość bolesny strzał w mordę na który co jak co ale zasługiwałem.
Taka tam sobie historyjka jak się nie podoba to do kosza.
Umawiasz się z dziewczyną na randkę(oczywiście podświadomie i świadomie w celu jej wyr*chania) i od razu obrażasz ją takim tępym tekstem?(Twoje szanse na r*chanie spadły do 0) Myślę,że jesteś nałogowym onanistą i nie odchodź od kompa więcej...
Mnie wk***ia jedna rzecz w tej historii. Ona Cię boleśnie uderzyła za to co POWIEDZIAŁEŚ i- zapewne- nie było odzewu. Ale jak facet uderzy lachona- nawet reagując na atak- to już się zbiera kilku rycerzy na białych koniach i trzeba z nimi wszystkimi walczyć. No k***a- ot super mentalność
Jeśli nawet ona byłaby k***ą, to ty jesteś 100 razy bardziej zj***nym debilem, któremu nawet k***a odmówi. ch*j z tego że 'wyzwolona', chciałeś się z nią r*chać czy żenić?