Dzisiaj byłem z dziewczyną poznaną w internecie na randce w kawiarence. Po jakiś czasie rozmowa zeszła na dziwne tematy i oto co z tego wyszło:
D- Dziewczyna
J- Ja
D: Jestem wyzwoloną kobietą!
J: Nie jest to przypadkiem synonim od słowa "dz**ka"?
*Tutaj popatrzyła na mnie z niedowierzaniem
J: Potrzebujesz maść na ból dupy, skarbie?
W tym momencie dostałem dość bolesny strzał w mordę na który co jak co ale zasługiwałem.
Taka tam sobie historyjka jak się nie podoba to do kosza.
pie**olicie, jeśli szuka się laski do poważnego związku, to żadna "kobieta wyzwolona" wam takiego nie zgotuje. A to k***a będzie się r*chać, jak bedziecie w pracy bo ona taka wyzwolona, albo nie ugotuje obiadu, bo ona taka wyzwolona, ale siedzieć na dupie ogladając TV będzie, bo też, "taka wyzwolona". Autor, zakładając, że to prawda co jest napisane, powiedział dobrze, bo chciał kobietę prawdziwą, na której można polegać, która będzię uzupełniać twoją męską część. A wyzwolony k***iszon na wszystko znajdzie usprawiedliwienie, by tego nie zrobić Są to po prostu bezużyteczne twory. Unikam "dz**ki", aczkolwiek, to fakt, często takie się k***ią w jedną i drugą stronę.