kiedy byłem w UK chyba pierwszego tygodnia siedzieliśmy z kilkunastoma znajomymi na flacie, paliliśmy szisze, weszło trzech polismenów, szukali jakiegoś gościa który wcześniej tam zamieszkiwał, panowie pełna kultura grzecznie pogadali z nami, zaproponowaliśmy im bucha- podziękowali bo na słuzbie i poszli. u nas palanty skułyby nas w momencie, chatę przewrócili do góry nogami i na dołku próbowaliby wycisnąć adresy i nazwiska dilerów, taka różnica u nas i tam