18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#anders

Anders Breivik wygrał w procesie przeciwko Norwegii

kaczmarzgr • 2016-04-20, 17:04
576
Co to się w tej Norwegii odpie**ala...
Cytat:

Zdaniem Breivika, norweskie władze, traktując go "w tak nieludzki i poniżający sposób", łamią europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

To nie pierwsza skarga masowego mordercy w tej sprawie. W lutym zeszłego roku wysłał list do władz więzienia, w którym skarżył się na "niehumanitarne" warunki, między innymi brak komunikacji ze światem zewnętrznym i zbyt niskie kieszonkowe.

Napisał, że "przechodzi piekło", którego nie może wytrzymać. Domagał się przede wszystkim umożliwienia mu kontaktu z innymi więźniami, ale żądał też na przykład dostarczenia mu playstation czy zgody na prowadzenie obszernej korespondencji ze swoimi zwolennikami, chciał bowiem założyć partię polityczną.



Sąd orzekł, że państwo norweskie będzie musiało wypłacić mu odszkodowanie w wysokości 331 tys. koron czyli ok 155 tys. zł

Zajumane z wiadomosci.onet.pl
155
Siemano. Ostatnio mi i mojemu kumplowi się zabardzo nudzi i wpadliśmy na pomysł, żeby robić takie oto krótkie komiksy, które nie każdemu się spodobają. Na pierwszy plan poszedł Anders Behring Breivik. Jeśli się spodoba, to kolejny komiks będzie z Paulem Walkerem.





Pozdro sadole! :-D
_Optimus_ • 2014-01-10, 16:17  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (92 piw)
Piszesz jak gimbol, jarasz się breivikiem jak gimbol, zrobiłeś ch*jowy komiks będący połączeniem puchałkę i tematu masowego mordu. Tak stwierdzam. Stwierdzam, że jeśli na prawdę masz te 19 lat to i tak mentalnie siedzisz nadal w pieluchach. A temat breivika dawno przestał byś śmieszny. Chcesz być artystą karykaturzystą? Zapoznaj się z ołówkiem i papierem a nie ch*jowym komiksem na jakiejś ch*jowej stronie do robienia komiksów.

Wywiad z Profesorem Wieczorkiewiczem

mihaueeek • 2014-01-09, 22:29
38
Bardzo proszę moderatorów o nie przenoszenie tematu do działu historia, ponieważ chciałbym aby więcej osób zapoznało się i zainteresowało problemem inwigilacji w różnych strukturach państwa Polskiego a niestety tematy w dziale historia giną śmiercią naturalną.

Temat wrzucam, ponieważ uważam, że każdy powinien zapoznać się z opinią nieżyjącego już profesora Wieczorkiewicza, wybitnego sowietologa, który mówiąc szczerze moim zdaniem, mówi jak jest i nie owija w bawełnę, PRL zostawił nam mylne zdanie na wiele tematów a utarte schematy i kanony są powielane wraz z nowymi pokoleniami. Myślę że warto poświęcić chwilę na ten tekst, który daje dużo do myślenia, ponieważ uderza w sedno problemu jakim jest burdel w naszym kraju. Tekst w całości skopiowany ze strony http://niezlomni.com/?p=6149. Osobiście polecam stronę, bo znajduje się na niej wiele ciekawych artykułów historycznych o historii którejw podręcznikach nie znajdziecie. Pozdro i miłego czytania.


Wywiad, który na publikację czekał dwa lata. Profesor Wieczorkiewicz o AK, Andersie, Sikorskim, PRL i transformacji ustrojowej. A także o obecnej agenturze



- Czy najnowsza historia Polski została już w całości opisana? Nie ma już w niej nic do odkrycia?
- Wręcz przeciwnie. Właściwie przyzwoicie nie została opisana w ogóle. Jest w niej nadal wiele niewyjaśnionych zagadek i tajemnic. Wiele poglądów i teorii, w które wszyscy głęboko wierzymy, nie ma nic wspólnego z prawdą. W dużej mierze to wina polskich historyków, o których, mówię to z bólem, mam bardzo złe zdanie.

- Dlaczego?
- To grupa osób o bardzo zachowawczym sposobie myślenia. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że w rzeczywistości mogło być inaczej, niż im się wydaje. A poglądy i teorie wyrabiali sobie, czytając prace swoich poprzedników pracujących w warunkach komunistycznego zniewolenia. Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie.


Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu 60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami. Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
- To jaki powinien być dobry historyk?
- Powinien być otwarty na nowe koncepcje. Powinien do badanych problemów podchodzić na nowo, odrzucając wszystko, co napisano w PRL. Powinien stawiać najbardziej szalone tezy i pytania, bo w szaleństwie jest zalążek geniuszu. Praca historyka polega na zadawaniu pytań, a nie powtarzaniu w kółko tych samych odpowiedzi.


Mój postulat jest następujący: wymażmy całkowicie całą pisaną historię Polski po 1939 roku i napiszmy ją od nowa!
Gen. Stefan Rowecki
Gen. Stefan Rowecki

- Panie profesorze, czym powinni się zająć historycy II wojny światowej?
- Przykład pierwszy z brzegu. Grot-Rowecki i jego aresztowanie. Grono historyków zajmujących się Armią Krajową ze względów patriotyczno-dżentelmeńskich do dziś nie ujawnia prawdy o tym, jak generał wpadł w ręce gestapo. A są ślady, które wskazują na osobę bliską córce Grota, jej narzeczonego, który miał to zrobić dla pieniędzy. Mało tego, najrozsądniejsi z oficerów gestapo wcale nie byli zadowoleni z tego aresztowania. To wcale nie był dla nich, tak jak my twierdzimy, wielki sukces. Zatrzymanie dowódcy AK, a co za tym idzie zamęt i reorganizacja ugrupowania, burzyło bowiem cały system kontroli, jaką Niemcy sprawowali nad podziemiem.

- Kontroli?
- Mamy dwie legendy podziemia niepodległościowego. Podziemie podczas II wojny światowej i podziemie solidarnościowe podczas stanu wojennego. Przykra prawda jest jednak taka, że jedno i drugie było w 80 procentach rozpracowane przez policje polityczne.

- Dlaczego więc w obu przypadkach nie zlikwidowano tych organizacji?
- Bo każda dobra policja polityczna, a zarówno w SB, jak i gestapo byli wysokiej klasy fachowcy, uważa, że rozpracowany przeciwnik jest mniej niebezpieczny, bo niczym nie może zaskoczyć. Można go kontrolować, a czasami nawet inspirować jego działania poprzez wkręconą w jego szeregi agenturę (w przypadku „Solidarności” armia TW, których ujawniono w ostatnich latach, to tylko wierzchołek góry lodowej). Rozbicie istniejącej struktury podziemnej poprzez masowe aresztowania powoduje zaś, że przeciwnik podejmuje działalność samorzutną, nieprzewidywalną. A więc z punktu widzenia służb specjalnych bardziej niebezpieczną. Z czasem zaś założy nowe struktury, które trzeba będzie na nowo rozpracowywać. Po co zadawać sobie tyle trudu?

- Tak rozumowali Niemcy w okupowanej Polsce?
- Owszem. Poza tym w gestapo znajdowali się też rozsądni ludzie, co nie zmienia faktu, że byli zbrodniarzami, którzy uważali, iż prędzej czy później, gdy do Europy zacznie się zbliżać sowiecki walec, trzeba się będzie z Polakami jakoś dogadać. Pewne niepisane porozumienia i układy zawierano zresztą i wcześniej. Sprowadzały się mniej więcej do tego, że obie organizacje robią swoje, ale od pewnego poziomu nie robią sobie krzywdy.

- A jak wyglądała kwestia infiltracji AK przez Sowiety?
- Obawiam się, że jeszcze gorzej. Sowieccy agenci w szeregach polskich władz i polskiej armii podziemnej mieli wielkie wpływy. Wykorzystywali to, że AK z czasem zaczęła skręcać mocno w lewo. Polskie podziemie ostatecznie nie podjęło w końcu działań zgodnych z niemieckimi interesami, ale z sowieckimi. Choćby nieszczęsna operacja Burza z powstaniem warszawskim na czele. Na powstaniu zyskała tylko jedna strona – Sowiety. Należy sobie zadać pytanie, czy Stalin mógł, a jeżeli tak, to w jaki sposób, wpłynąć na to, że Warszawa akurat 1 sierpnia 1944 roku stanęła do walki. Odpowiedź na to pytanie mogłaby się okazać szokująca.

- Wstydliwą dla podziemia sprawą jest chyba również kwestia jego budżetu.

- O tak, to bardzo niewygodny temat. Z Londynu szedł do kraju strumień pieniędzy. Znaczna ich część była jednak wydawana na cele prywatne, czyli po prostu defraudowana. Kolejna część trafiała zaś do kas rozmaitych partyjek, koterii i grupek. A kto w podziemiu miał pieniądze, rozdawał karty.
Władysław Sikorski
Władysław Sikorski

- W Polsce mamy również tendencję do robienia bohaterów z ludzi, którzy na to nie bardzo zasługują.
Wiem, do czego pan pije – Sikorski. Rzeczywiście nie był to mąż stanu. Sytuacja, w której się znalazł, znacznie go przerosła. Abstrah*jąc od tego, kto i dlaczego go zabił, jako premier i naczelny wódz nie zdał egzaminu. Ale i wcześniej miał poważne grzechy na sumieniu. Mam o nim bardzo negatywne zdanie. Myślę, że w okresie międzywojennym był agentem francuskim, a przynajmniej tak się zachowywał, jakby nim był. Działał na szkodę państwa polskiego i jako taki powinien zostać prawomocnie skazany. Udzielał Francuzom bardzo wyczerpujących informacji o polskim wojsku, w 1938 roku skłonny był te same informacje przekazać Czechom. Naciskał na Francuzów, żeby żądali dymisji Becka. Zachowywał się niezbyt pięknie.

- A Anders?
- Anders również nie był postacią bez skazy i mało nadaje się na bohatera narodowego. W 1941 roku na Łubiance mówił NKWD wszystko, co chciała usłyszeć.

Generał Władysław Anders
Generał Władysław Anders

- Sugeruje pan, że był agentem Stalina lub szedł mu na rękę?
- No cóż, po owocach ich poznacie. Anders zrobił trzy rzeczy. Najpierw wyprowadził we właściwym momencie wojsko z Sowietów. Proszę sobie wyobrazić, że armia Andersa bije się na froncie wschodnim w kwietniu 1943 roku. Niemcy ogłaszają przez radio, że odkryli masowe groby w Katyniu. I co, Polacy nadal biją się u boku bolszewików? Oczywiście nie. Armia Andersa natychmiast przeszłaby na stronę Niemiec. Wyobraża pan sobie taki zwrot? To by mogło storpedować plany Stalina. Potem Anders bezsensownie skrwawił wojsko pod Monte Cassino, najbardziej ideowy, antysowiecki element. A na końcu zrobił wszystko, żeby nikt z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie wrócił do kraju.

- Ale w ten sposób ocalił ich przed kazamatami UB.
Oczywiście. Ale to było także na rękę komunistom i Stalinowi. Bo gdyby mieli w okupowanej Polsce ze 150 tysięcy żołnierzy z polskiej armii na zachodzie, to sowietyzacja naszego kraju mogłaby natrafić na znacznie większe problemy.



W roku 1956 żywioł ten, a zakładam, że co najmniej połowa by przetrwała, mógł się okazać decydujący. Nacisk z ich strony na konfrontację z Sowietami mógłby być tak silny, że Chruszczow by się jednak zawahał i nie przysłał do Polski Armii Radzieckiej. W takiej sytuacji być może już w 1956 roku mielibyśmy rok 1989. Przecież kadra niepodległościowa była w Polsce tak przetrzebiona i wyczerpana, że rok 1956 robili właściwie komuniści. Plus niedobitki AK, które nie były w stanie opracować własnej koncepcji politycznej. Gdyby do akcji wkroczyli andersowcy, historia mogłaby się potoczyć inaczej.
- Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych agentów i służb?

- Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.
- W Polsce także?
- Oczywiście. Weźmy choćby sprawę wyjazdu Michnika do Moskwy w 1989 roku.

- Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?

- Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym, zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę z Moskwą, ale podkreślam, nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak, że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa, żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo: socjalizm z ludzką twarzą.
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski
Adam Michnik i Wojciech Jaruzelski

- Jakie tajemnice kryją dzieje służb specjalnych PRL?
- Tysiące tajemnic! W tej sprawie naprawdę mało wiemy. Choćby, wydawałoby się szalona, sprawa tak zwanych matrioszek, czyli agentów podstawianych do armii Andersa czy później Berlinga. To jest mniej więcej to samo, co pokazano w Stawce większej niż życie. Zamiana Kowalskiego na podobnego do niego Iwanowa. Uczono faceta języka polskiego oraz biografii osoby, którą miał zastąpić.

Sprawę tę pierwszy raz poruszył Piotr Jaroszewicz. Zaraz potem został zamordowany. Niewykluczone, że dotknął problemu, który jeszcze w 1992 roku był tak newralgiczny dla rosyjskiego wywiadu, że trzeba go było uciszyć.

- Kto mógł być taką matrioszką?
- Być może Bierut, a może nawet Jaruzelski. Nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Są tylko pewne przesłanki.

- Brzmi to mało prawdopodobnie.

- No cóż, warto by to jednak zbadać. 30 lat temu jeden z najważniejszych generałów Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego, na spotkaniu z elewami szkoły oficerskiej po kolejnym toaście zaczął przemawiać płynnie po rosyjsku. To wzbudziło pewną konsternację. Generał zauważył, co się stało i się zmieszał: Wiecie, ja z żoną tak rozmawiam w domu i zapomniałem się – zaczął się tłumaczyć. Nigdy nie poznamy w pełni historii PRL – zwracał na to uwagę Edward Ochab w rozmowie z Teresą Torańską, dopóki nie będziemy wiedzieli, kto w kierownictwie politycznym, jak się wyraził Ochab, był ich, a kto był nasz.
- Myślę, że wszyscy, niezależnie od tego, jakim językiem mówili.
- To prawda. Ale mimo wszystko polscy komuniści mieli jakąś większą lub mniejszą, na ogół mniejszą, przestrzeń do samodzielnego działania. Ciekawe jest, jakie były relacje między sowiecką a polską bezpieką. Jakie wzajemne zależności. Czy UB, a potem SB było bezpośrednio, niemal z urzędu, podporządkowane NKWD i KGB, czy też polecenia wydawano jakimiś nieformalnymi kanałami. Jaką rolę w tym procesie odgrywała partia? Czy służby ją omijały, czy też miała coś do powiedzenia? To bardzo ciekawa siatka wzajemnych zależności, o której wiemy bardzo mało.

A przecież policja polityczna odegrała główną rolę w spektaklu zwanym PRL. Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL, były prowokacjami służb. Poznań 56, Grudzień 70, Czerwiec 76, a wreszcie Sierpień 80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.

- Czy są na to jakieś dowody?
- Jest mnóstwo przesłanek. Na przykład Radom 76. Rozmawiałem ostatnio z jednym z wysokich radomskich funkcjonariuszy partyjnych z tego okresu. I on nagle zadał mi takie pytanie: czy nie zwróciło pańskiej uwagi to, że trzonem wystąpień była załoga Waltera, zakładów produkujących sprzęt wojskowy, w których 25 procent ludzi było na etatach kontrwywiadu, a cała reszta była w zasadzie zmilitaryzowana? Cała kadra tych zakładów, łącznie ze zwykłymi robotnikami, składała się z najbardziej zaufanych ludzi! I oni by się nagle zbuntowali? Mój rozmówca przeglądał potem wraz z radomskimi milicjantami zdjęcia z zamieszek i okazało się, że najbardziej agresywni przywódcy tłumów to były osoby w Radomiu nigdy wcześniej niewidziane. To samo powtórzyło się później w Gdańsku.
- Rozumiem, że skłania się pan do tezy, że upadek komunizmu był operacją służb specjalnych?


-Tak. Wiele źródeł wskazuje, że była to gigantyczna, przemyślana i kontrolowana operacja. W szczegółach oczywiście mogła się wymknąć spod kontroli, bo każda taka akcja ma swoją dynamikę. Ale ostatecznie wszystko się udało. Celem służb było bowiem zachowanie kontroli nad finansami podczas transformacji ustrojowej. Następnie zaś dzięki tym pieniądzom oraz powiązaniom i doświadczeniu przejęcie kontroli nad państwami byłego imperium i nowo powstałą Rosją.
- Dlaczego komunistyczne służby miałyby coś takiego zrobić?
- KGB doszło do wniosku, że należy położyć kres istnieniu pasożyta, za jaki uważało partię. Przecież organizacja ta stała się całkowicie zbędnym czynnikiem. Służby były tak potężne, że za pomocą zakulisowej gry mogły doskonale same kontrolować imperium. Mieć władze i zarabiać pieniądze. Aby to jednak osiągnąć, trzeba było usunąć komunistów. Już wcześniej ludzie, którzy kierowali bezpieką- Jeżow, Beria i inni, próbowali zrobić mniej więcej coś podobnego. Stalin, a później Chruszczow potrafili się jednak obronić.

- Jeżeli przyjąć pana tezę, to jak ta operacja przebiegała w Polsce?

- Rezydent sowieckiego wywiadu w Polsce gen. Pawłow, notabene jeden z najmądrzejszych ludzi w KGB, w swoich pamiętnikach pisał, że już w połowie lat 70. dostał polecenie z Moskwy, żeby nie budować już agentury sowieckiej w partii władzy. Nie miało to już sensu. Kazano mu wziąć się do opozycji, która być może kiedyś przejmie władze. Agentura umieszczona wewnątrz Solidarności zostaje odpowiednio poinstruowana, służby rozgrywają swoją partię. A potem już idzie samo: Okrągły Stół, wybory, wyprowadzenie sztandaru PZPR i utworzenie nowego układu. Z ludźmi bezpieki na górze, a właściwie w cieniu. Czyli to, o czym mówiłem: fasadowa historia i prawdziwe ośrodki decyzyjne, o których zwykły śmiertelnik nic nie wie. Dzisiejsze partie polityczne mogą być nie tylko zinfiltrowane, ale nawet stworzone przez sowiecki, a później rosyjski wywiad. I nie muszą to być partie lewicowe.
- Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w naszym kraju?
- To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu.

Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe znaczenie, zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów.

Agentury tej prędko nie odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o agenturze sowieckiej w II RP.


Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia.
wywiad ukazał się w dzienniku Rzeczpospolita

Galeria Katowicka inaczej

psycho144 • 2013-11-08, 00:09
495
Jeszcze pare innych na kompie mam :D ale ten najtrafniej pasuje do tych irytujacych reklam na slasku.
Tekst oczywsicie oryginalny ! ;)
maderfakermen • 2013-11-08, 01:23  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (163 piw)
@Up

Co dalej z Andersem

iron.the.great • 2013-09-08, 03:24 IGNORUJ TEMATY Z DZIAŁU "INNE CZARNOŚCI"  
81
Jako, że w ostatnich dniach na stronę główną weszło parę tematów związanych z polską myślą techniczną w dziedzinie wojskowości postanowiłem dorzuci coś od siebie. Przy okazji paru użytkowników dopytywało się o czołg czy też dokładniej platformę Anders nazywaną tez czołgiem lekkim. Niestety źle się w tym temacie dzieje. Poniżej zamieszczam artykuł z serwisu altair.com.pl przedstawia obecny stan projektu. Jak się komuś nie chcę czytać, to niech odpuści sobie po tym akapicie.



Cytat:

Koniec Bumaru cz. 5. Zakłamywanie Andersa

Prezes byłego Bumaru, Krzysztof Krystowski często mija się z prawdą. Często też najwyraźniej nie rozumie tego, co mówi. A w walce z wielozadaniową platformą bojową Anders sięgnął wręcz po kłamstwo. W wywiadzie opublikowanym przez portal wnp.pl Krystowski stwierdził, że Cała filozofia Andersa bazuje na postradzieckich rozwiązaniach. Tymczasem projekt był w całości, od fazy koncepcyjnej do wykonania, polskim dziełem, który można porównywać jedynie z amerykańskimi pracami programu Future Combat Systems.

Prezes byłego Bumaru, Krzysztof Krystowski często mija się z prawdą. Często też najwyraźniej nie rozumie tego, co mówi. A w walce z wielozadaniową platformą bojową Anders sięgnął wręcz po kłamstwo. W wywiadzie opublikowanym przez portal wnp.pl Krystowski stwierdził, że Cała filozofia Andersa bazuje na postradzieckich rozwiązaniach. Tymczasem projekt był w całości, od fazy koncepcyjnej do wykonania, polskim dziełem, który można porównywać jedynie z amerykańskimi pracami programu Future Combat Systems.

Pod kierunkiem Krystowskiego były Bumar utracił ostatnie zdolności marketingowe i zarządzania, niezbędne, by stać się prawdziwym konsolidatorem polskiego przemysłu obronnego. Jest przysłowiowym zombie – trupem, który usiłuje wysysać krew z żyjących. Nie można inaczej określić sytuacji, w której fatalną kondycję finansową koncernu próbuje się zrekompensować zmianą nazwy i przejęciem kontroli nad podmiotami osiągającymi realne sukcesy i dysponującymi rozwojowymi produktami. Dodajmy, że przejęcie miałoby odbywać się nie na zasadach rynkowych (czyli drogą zakupu, co w niedalekiej przeszłości dokonała WB Electronics wobec Radmoru czy HSW wobec Jelcz-Komponenty), ale za sprawą urzędniczych decyzji, a więc całkowicie za darmo. By osiągnąć swoje cele, Krystowski nie waha się mijać z prawdą.

Walka o Andersa

Ponieważ uczestniczyliśmy w powstawaniu programu nazwanego z czasem Anders (nazwa, którą zaproponowaliśmy w 2010, przyjęła się szybko w międzynarodowym piśmiennictwie, a spopularyzowały ją analizy światowej klasy ekspertów, takich jak Chris Foss czy prof. Richard Ogorkiewicz), wiemy jaka jest prawda. Na początku był pomysł burzy mózgów, która miała przynieść nowe i nowoczesne, specyficznie polskie podejście do organizacji i sprzętu pancernego Wojska Polskiego. Potem były współorganizowane przez nas i gliwicki OBRUM seminaria analityków cywilnych oraz wojskowych. Trwały kilka lat. By poszerzyć horyzonty, brali w nich udział specjaliści często bardzo odlegli od broni pancernej, m.in. Edward Margański – wybitny konstruktor lotniczy – ale i czołowe postaci obecnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Seminaria przyniosły obszerne, wielowymiarowe studium: Polska wizja pola walki XXI wieku. Dokument powstawał prawie równolegle z amerykańskim programem Future Combat Systems (FCS), który miał zrewolucjonizować sposób prowadzenia działań lądowych za pomocą wielozadaniowych platform bojowych. Dziś w USA pozostał z niego program wozu bojowego przyszłości – Ground Combat Vehicle (GCV).

W Polsce wnioski płynące z dziesiątków spotkań zespołu seminaryjnego kształtowały pierwsze, futurystyczne rysunki wielozadaniowej gąsienicowej platformy bojowej z oddzielną, chronioną kapsułą załogową – szkicowane w gliwickim OBRUM. Podobnie widzieli wówczas swoje przyszłościowe wozy Amerykanie. Dzięki odwadze dr. Henryka Knapczyka i kilku urzędników z różnych resortów, którzy wspomogli przedsięwzięcie, można było pójść w nieznane. Kolejne analizy doprowadziły do pomysłu zbudowania pojazdu, jakiego jeszcze nie było. Byliśmy wtedy w czołówce myśli technicznej świata na tym właśnie polu.

Początkowo projektanci i konstruktorzy z OBRUM dostali szansę zbudowania platformy, która wyprzedzała swój czas, i wolną rękę w dobieraniu partnerów – z Polski i zza granicy, na własnych, optymalnych warunkach (efekt realizacji projektu rozwojowego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także współpracy z WAT i WZM). W 2010 w gliwickim OBRUM trwała batalia o to, aby podczas MSPO w Kielcach na czas zaprezentować Wóz Wsparcia Ogniowego – pierwszy, najtrudniejszy wariant Wielozadaniowej Platformy Bojowej. Udało się, wbrew sceptykom. Później pojazd z powodzeniem przeszedł próby trakcyjne i ogniowe.

Jednak wraz z powstawaniem demonstratora opór przeciwko programowi tężał. Także wewnątrz Bumaru. Z najwyższym trudem udało się przekonać ówczesnego prezesa spółki, aby przedsięwzięciu patronował gen. Władysław Anders (kawalerzysta, ale także pancerniak – wojskowy o zdecydowanych i niezależnych poglądach). Taka nazwa była też nie na rękę otwartym przeciwnikom programu, bo pojazd z wybitnym patronem trudniej było zwalczać...

Tak czy owak, w Kielcach odbyła się wspaniała premiera Andersa. Z udziałem córki Generała, która dzięki pomocy Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, w tym osobiście jego szefa, dr. Jana Ciechanowskiego, specjalnie na tę okazję przyleciała z USA. Anders stał się hitem przekazów telewizyjnych z MSPO. Polskim pojazdem wsparcia, z lekką 120-mm armatą w bezzałogowej wieży z automatem załadowania, zaczął się interesować świat. Dla Andersa przybyła do Polski nawet specjalna delegacja branży pancernej z Izraela, z twórcami słynnego czołgu Merkava na czele. Polskim podejściem do rozwoju pojazdów pancernych zainteresowała się Moskwa. Dziś Rosjanie budują czołg przyszłości wykorzystując wiele podpatrzonych w Andersie rozwiązań...

Już 8 grudnia 2010 zadebiutował następny wariant Andersa – bwp z wieżą HITFIST. Pojazd w tej wersji stał się obiektem wstępnej, bardzo pozytywnej oceny amerykańskiego eksperta z programu GCV podczas jego wizyty w Kielcach. Potem było już tylko gorzej...

W byłym Bumarze zmieniały się zarządy, najlepsi specjaliści tracili pracę, a program Anders ostro hamował. Ciosem było nagłe zwolnienie dr. Henryka Knapczyka ze stanowiska dyrektora OBRUM. Pod pretekstem zawarcia przez OBRUM bez zgody szefostwa Grupy umowy z Indiami o... wspólnym projektowaniu wozu bojowego na bazie Andersa. Tak została zaprzepaszczona szansa na uzyskanie wsparcia finansowego jednej z największych potęg gospodarczych świata (o zmarnowaniu przez Bumar rynku indyjskiego i wielu innych, patrz R-wto 06/2013). A Bumar porzucił swój projekt. Na jednym z ostatnich paryskich salonów zbrojeniowych Andersa uzbrojonego w nowoczesną wieżę z armatą kal. 105 mm prezentował nie polski przemysł, ale belgijski wytwórca działa...

O specyfice polskich decydentów, wojskowych i cywilnych, byłych i obecnych, można by napisać książkę. Farsą była choćby dyskusja o pływalności przyszłej wielozadaniowej platformy. Pokonywanie cieków wodnych i obrona na linii Wisły wywodzą się z doktryn sięgających pierwszej połowy XX wieku, ale w polskim wojsku nadal pozostają aktualne. Generałowie wywodzący się z wojsk pancernych nie potrafią się z nich wyzwolić i spojrzeć w przyszłość. Nie rozumieją nawet tego, że armia nie jest po by toczyć wojnę na własnym terytorium, ale po ty, by do niej w ogóle nie dopuścić.

Sposób finansowania przez MON programu Anders przypominał wiele innych – przemysł miał tworzyć nowe wyroby bezinwestycyjnie (to termin użyty przez pozostającego zdecydowanie za długo ministrem obrony narodowej Bogdana Klicha w stosunku do korwety Gawron). Pieniądze z łatwością uzyskiwali jedynie przedstawiciele dostawców zagranicznych. Bez wchodzenia w szczegóły – konstruktorzy Andersa zostali zmuszeni do zbudowania demonstratora technologii za kwotę stanowiącą ułamek wartości podobnych programów realizowanych za granicą. Podobnie jak wcześniej twórcy samolotu szkolno-bojowego Iryda czy mobilnego zestawu przeciwlotniczego Loara i wspomnianego Gawrona. Polscy dowódcy i urzędnicy wykorzystywali każdy pretekst, by niszczyć programy ich budowy. I kupować zagraniczne odpowiedniki. Albo cokolwiek, byle nie z polskiego przemysłu.

Humbuk Krystowskiego

Gdy Krzysztof Krystowski stanął na czele Bumaru, w holdingu rozpoczęło się otwarte niszczenie dorobku polskich konstruktorów. Wszystko wskazuje na to, że Anders znalazł się na pierwszym miejscu listy prezesa. Według wiarygodnej relacji, w czasie pierwszej wizyty u jednego z najważniejszych urzędników odpowiedzialnych za polską obronność, nazwał demonstrator technologii tego perspektywicznego projektu humbukiem (pisownia zgodna z charakterystyczną wymową prezesa). Początkowo trudno było uwierzyć, że to w ogóle możliwe. Kolejne działania Krystowskiego nie pozostawiają jednak żadnych wątpliwości...

To, że były Bumar kierowany przez Baniaka i Krystowskiego zajął się wspieraniem obcych rozwiązań, nie jest niespodzianką. Sam Anders był celem działań zagranicznych lobbystów od początku powstawania. Promujący szwedzko-brytyjski wóz CV90 Marian Moraczewski już kilka lat temu tłumaczył nam, że polski pojazd nie ma szans. I nasza armia będzie kupować, pod dowolnym pretekstem, właśnie CV90 lub jego pochodną. Na razie jego jest na wierzchu, a program Anders po kilku latach dryfowania właśnie został utopiony. Teraz polscy podatnicy mają finansować – przynajmniej w dużej części – rozwój wyrobu zagranicznego.

Krzysztof Krystowski, by realizować swój plan dezawuuje Andersa nie tylko w czasie rozmów w wąskim gronie, ale także publicznie. Tak się stało we wspomnianym wcześniej wywiadzie dla wnp.pl, gdy Krystowski stwierdził, że Cała filozofia Andersa bazuje na postradzieckich rozwiązaniach. Nie jest w tym wypadku ważne, czy takie stwierdzenie wynika z niewiedzy, czy jest wypowiedziane z premedytacją. W obu wypadkach pozostaje bowiem jedynie kłamstwem, które ma usprawiedliwić szkodliwe i nieracjonalne z polskiego punktu widzenia działania prezesa byłego Bumaru.

K2

Co można począć, gdy ma się do czynienia z mijającym się z prawdą, dezawuującym lata ludzkiego wysiłku i poświęcenia prezesem, który dysponuje milionami złotych na wynajęcie sprawnych adwokatów, aparatu PR i mediów oraz poparciem ważnych urzędników państwowych? Dr Henryk Knapczyk, główny twórca Andersa, zdecydował się na napisanie listu otwartego do Krzysztofa Krystowskiego, zwanego czasami K2, w którym wyjaśnia, jaka jest prawda o tym niezwykłym produkcie. My zaś zdecydowaliśmy się ten list, z własnym, możliwie krótkim komentarzem, opublikować. Komentarz uznaliśmy za potrzebny, bo list dr. Knapczyka przedstawia jedynie najważniejsze fakty, bez opisania kontekstu, który jest ważny dla zrozumienia całej sytuacji.

Niedawno wygraliśmy proces z Hubertem Królikowskim, amerykańskim lobbystą, który odmawiał nam prawa do używania wobec niego tego określenia. Nie chciał tym samym dopuścić do pisania prawdy. Królikowski proces przegrał, ale pozostaje dyrektorem Departamentu Programów Offsetowych Ministerstwa Gospodarki. Kolejne lata, niczym lis w kurniku, rozlicza między innymi wielomiliardowy offset wynikający z kontraktu, za którym bardzo długo lobbował. Dowiedliśmy na gruncie prawnym, że w przypadku jego kariery może cały czas dochodzić do istotnego dla spraw publicznych konfliktu interesów. Konfliktu, który nie może się przedawnić, co potwierdził sąd. Proces wygraliśmy, ale zmiany postępowania najważniejszych polskich decydentów politycznych i gospodarczych nie udało się uzyskać. Ewidentny konflikt interesów nie spowodował dymisji Królikowskiego.

Piszemy o Hubercie Królikowskim i jego przeszłości w tekście o Krzysztofie Krystowskim, bo skandaliczne niepowodzenie offsetu związanego z zakupem samolotów F-16 obu silnie łączy. Gdy 10 lat temu podpisywano odpowiednie dokumenty, to właśnie Krystowski odpowiadał w MG za przemysł zbrojeniowy i offset. Co wówczas mówił i robił opisywaliśmy już na łamach RAPORT-wto. Szefowie amerykańskich koncernów do dziś nie mogą uwierzyć, że w cywilizowanym kraju można robić takie interesy. Polscy podatnicy karmieni są zaś propagandową papką i nie rozumieją dlaczego zadłużenie budżetu ich państwa rośnie i rośnie...

CV90 Anders 2?

BAE Systems to wieloletni, wiarygodny partner polskiego przemysłu zbrojeniowego. Jego propozycje offsetowe wspierające ofertę samolotu wielozadaniowego Gripen były bez porównania korzystniejsze niż to, co proponował Lockheed Martin (o tym, co dzięki takim ludziom, jak Krystowski i Królikowski, ostatecznie zrealizował, nie wspominając). To brytyjska, spolonizowana wieża jest kluczowym elementem jednego z najbardziej udanych produktów polskiego przemysłu lotniczo-zbrojeniowego – samobieżnej armatohaubicy Krab (o tym, jak Krzysztof Krystowski próbuje zwalczać także ten wyrób pisaliśmy m.in. w R-wto 02 i 03/2013). To wszystko nie oznacza jednak, że gdy ich partnerem po polskiej stronie jest ktoś taki, jak obecny prezes byłego Bumaru, projekt, który zajął miejsce Andersa, będzie korzystny dla finansujących go polskich podatników. Z dotychczasowych doświadczeń i zamieszczonego poniżej listu dr. Henryka Knapczyka wynika, że szanse na to są znikome.

Co począć w tej sytuacji? Ano, potrzebni są nowi ludzie zarówno w byłym Bumarze, jak i resortach dzielących pieniądze polskich podatników. By partnerów zagranicznych szukać na własnych warunkach i z myślą o perspektywicznych korzyściach dla polskiej gospodarki i bezpieczeństwa.

List otwarty dr. Henryka Knapczyka

(skróty, poprawki redakcyjne i śródtytuły uzgodnione z autorem):

W związku z Pana wywiadem udzielonym Katarzynie Walterskiej, opublikowanym przez portal wnp.pl, otrzymałem, jako pomysłodawca, twórca, realizator i kierownik projektu Czołg lekki na bazie wielozadaniowej platformy bojowej, dziesiątki telefonów, SMS-ów i e-maili od uczestników projektu, jego sympatyków i osób niezwiązanych z nim, a zaskoczonych użytymi w wywiadzie sformułowaniami.

Cytuję: To jest zupełnie nowe podejście. Postanowiliśmy połączyć siły z naszym wielkim międzynarodowym partnerem i stworzyć produkt, który od samego początku będzie tworzony z myślą o wielu rynkach. Ale z drugiej strony produkt będzie też odpowiadał potrzebom polskiej armii. Modułowa konstrukcja pozwala nam tworzyć produkt, który jednocześnie będzie odpowiadał potrzebom naszego najważniejszego klienta, czyli polskiej armii, ale jednocześnie będziemy go kierować na rynek zagraniczny. Cała filozofia Andersa bazuje na postradzieckich rozwiązaniach. Niestety, temu projektowi zrobiono wiele krzywdy, nazywając go od początku produktem, a potem krytykując, że nie jest doskonały. Anders został skrytykowany za to, że miał być dobrym czołgiem, a tak naprawdę miał być jedynie demonstratorem technologii. W dodatku często pojawiały się opinie, że budowa modelu demonstracyjnego za 20 mln zł była marnotrawstwem pieniędzy. Wśród osób, które znają specyfikę branży opinia ta wywołuje uśmiech politowania, bo np. prace badawczo-rozwojowe nad lekkim czołgiem BAE Systems kosztowały 700 mln Euro. Nie jest możliwe zbudowanie czołgu za 20 mln zł. Ostatnio Huta Stalowa Wola otrzymała od MON ponad 80 mln zł na opracowanie wieży bezzałogowej kalibru 30 mm do Rosomaka. Trudno w takiej sytuacji oczekiwać, że można zbudować czołg za mniej niż 100 mln zł, a już nie jest to możliwe za kwotę 20 mln zł.

Wszyscy moi współpracownicy i realizatorzy programu Czołg lekki na wielozadaniowej platformie bojowej zobowiązywali mnie do oprotestowania tej wypowiedzi i podjęcia próby wyjaśnienia niestosowności w niej zawartych. Cytowane powyżej wypowiedzi w zdecydowanej większości rozmijają się bowiem z prawdą.

Prawda o Andersie

Projekt o kryptonimie Anders był realizowany, jako konstrukcja modułowa, co zresztą wynika wprost z tytułu projektu Czołg lekki na wielozadaniowej platformie bojowej (!). A to oznacza ni mniej, ni więcej, że Czołg Lekki stanowił pierwszą aplikację wykorzystania rzeczonej platformy, najbardziej złożoną i wymagającą. W założeniach do projektu przygotowanych było 14 aplikacji, co może Pan sprawdzić, mając dostęp do wszystkich stosownych dokumentów. Były tam, bojowe wozy piechoty lekki i ciężki, wozy dowodzenia, wozy inżynieryjne, zabezpieczenia technicznego, wozy amunicyjne a nawet wozy sanitarne i medyczne, wszystko na jednej bazie wielozadaniowej platformie bojowej.

Nawiasem mówiąc pierwszym ośrodkiem, który rozpoczął już w latach 1980., realizację projektów wojskowych w systemie modułowym był, i to nie tylko w Polsce, OBRUM. Zaś personalnie jeden z najgenialniejszych konstruktorów, jakiego znałem, dyrektor techniczny, później krótko dyrektor naczelny OBRUM, płk inż. Czesław Ochwat. Zastosowano go w wykonywanym w OBRUM czteropodwoziowym programie inżynieryjnym o kryptonimie Banki, w ramach którego zamiast czterech wykonano tylko jeden pojazd roboczy, na bazie dokumentacji konstrukcyjnej obejmującej cztery typy wojskowych pojazdów roboczych.

Projekt Czołgu Lekkiego nie ma nic wspólnego z rozwiązaniami radzieckimi czy rosyjskimi. Dość powiedzieć, że już w latach 1990., na długo przed wejściem Polski do struktur NATO I UE, udało mi się uruchomić i realizować w OBRUM program Polskiego Czołgu III. generacji (o niestosownym kryptonimie Goryl). Konstrukcja tego wozu z założenia była modułowa, przewidująca na jej bazie budowę różnorakich funkcyjnych aplikacji bojowych i towarzyszących. Rozwiązania konstrukcyjne bazowały, już wówczas, na technologiach zachodnich, wywodzących się z przedsiębiorstw francuskich (zrzeszonych w konsorcjum GICAT), brytyjskich (Perkins, Ferranti, Airlog) i niemieckich (Diehl), bez wykorzystania nawet przysłowiowej radzieckiej śrubki. OBRUM zrealizował cztery etapy pracy. Czołg był finansowany i realizowany w ramach jednego z trzech narodowych programów strategicznych.

W tym kontekście sformułowania użyte w wywiadzie były niestosowne, a dla twórców i realizatorów projektu obraźliwe. Dla porządku powiem jeszcze, że panowie z BAE Systems nachodzili OBRUM i mnie osobiście wielokrotnie, oferując współpracę, ale z niej nie skorzystałem i nie miałem zamiaru tego robić. Projekt CV 90 z armatą kal. 120 mm był i wciąż jest, pomimo pozornego włączenia go do brytyjskiego programu FRES, projektem industrialnym, realizowanym na podwoziu z 1984, w oparciu o własne WZTT, stworzone przez szwedzkiego Hagglundsa, bez śladu zapotrzebowania na niego szwedzkiej armii. Projekt zaś Wielozadaniowej platformy bojowej, a w szczególności Czołgu Lekkiegobazował na opracowanych przez Sztab Generalny, przedłożonych do zatwierdzania przez ministra ON, wymaganiach operacyjnych polskiego wojska, niestety niezatwierdzonych przez pozostającego wówczas ministrem Bogdana Klicha.

Wiem od przedstawicieli BAE Systems i Hagglundsa, że do 2009 na projekt CV 90/120 mm, wykonywany już ponad 13 lat, wydano ponad 200 mln Euro, a jej przedstawiciele (Bridges i inni) tłumaczyli mi, że poniesione wydatki zostały już rozliczone w bilansach rocznych i nie będą obciążeniem dla przyszłych partnerów. Bzdura. Zarówno Hagglunds, jak i BAE Systems, to przecież przedsiębiorstwa rynkowe, które muszą rozliczyć się ze swoimi akcjonariuszami.

OBRUM – zniszczone szanse

OBRUM przez 45 lat istnienia zrealizował ponad 54 projekty badawcze, z których raptem kilka nie zostało wdrożonych do praktyki wojskowej czy cywilnej. Hagglunds, jako rzeczywisty realizator projektu CV 90/120 mm jest autorem ledwie kilku projektów. Zatem to Polska, bez kompleksów, powinna oferować swoje usługi i produkty, wprzęgając w ten proces aparat państwa, tak jak inni w świecie i UE, a nie przyjmować oferty mniej doświadczonych, tyle że zachodnich przedsiębiorstw.

Rysunek: archiwum RAPORT-wto

Projekt polskiego Czołgu Lekkiego zrobił furorę poza granicami kraju. Indie błyskawicznie zdecydowały się podpisać porozumienie z OBRUM o współpracy przy konstruowaniu lekkiego czołgu o masie do 35 t dla ich armii. To paradoksalnie stało się wystarczającym powodem do odwołania autora niniejszej korespondencji z funkcji.

Na projekt Czołgu Lekkiego wydano ok. 23 mln zł, co płatnik powinien traktować jako sukces. Także w kontekście czasu jego realizacji – od koncepcji do funkcjonalnego demonstratora technologii. W projekcie wykorzystano zespoły pożyczane za niewielką opłatą od producentów, np. armata kal. 120 mm od szwajcarskiego RUAG. Niestety, w Polsce coraz częściej cnota przegrywa z niemoralnością, więc projekt zamknięto u progu pełnego sukcesu.

Zalety własności

W projekcie Anders jego realizatorzy – OBRUM i Bumar są właścicielami wytworzonych wartości prawnych i niematerialnych, są właścicielami zastosowanych rozwiązań i stworzonej architektury. Mogliśmy dobierać swobodnie dostawców technologii i kooperantów, swobodnie realizować modernizacje i nadzorować cały przebieg cyklu życia produktu, swobodnie oferując rozwiązania i produkty, uwzględniając jedynie ograniczenia eksportowe narzucane przez ONZ, NATO i UE.

Podział pracy w produkcie przejętym ogranicza się do udziału w procesie wytwórczym. W czołgu, w warunkach polskich, naszym przedsiębiorstwom pozostanie wytwarzanie korpusu podwozia i wieży, w niewielkim zakresie fotoniki i informatyki. Wartość tych prac, jako wartości dodanej, będzie śladowa.

Doświadczenia zdobyte dotychczas w programach zakupu samolotów wielozadaniowych, pocisków przeciwpancernych Spike i KTO są najlepszym przykładem tego, co to znaczy być właścicielem projektu. Mają te doświadczenia charakter wyłącznie pesymistyczny.

Póki nie jest za późno

Polskie ośrodki są w pełni przygotowane do samodzielnych prac badawczo-rozwojowych w zakresie wszelkich pojazdów wojskowych i bojowych. Zespoły ludzkie udowodniły swoje kompetencje – kierownicze, organizacyjne, marketingowe, techniczne i badawcze. Nie ma żadnego powodu, by je dyskwalifikować, póki jeszcze istnieją. Polska ma nieograniczony dostęp do światowych technologii i nie potrzebuje żadnych pomocników. Czołg lekki, jako demonstrator technologii, udowodnił swój rodowód polski, nie postradziecki. W załączeniu zamieszczam tabelę z głównymi zespołami i ich pochodzeniem.

Przy okazji małe wyjaśnienie. W projekcie Andersa była przewidziana przekładnia hydrodynamiczna Allison X300, ale ze względu na oferowany czas dostawy, minimum 18 miesięcy przy terminie realizacji projektu równym 24 miesiące, zmuszeni byliśmy zastąpiliśmy ją, tylko dla demonstratora technologii, posiadanym w OBRUM układem HMUN, tj. hydromechanicznym układem napędowym, rzeczywiście pochodzenia radzieckiego. Wyremontowała go HSW.

Nic ponadto. Od założeń, poprzez bardzo oryginalne, nowoczesne i bezpieczne dla załogi rozwiązanie konstrukcji czołgu, w tym architekturę i zakupy, do wytworzenia demonstratora włącznie, wszystko w Andersie jest polskie i/lub pochodzi w sposób zaplanowany i nadzorowany z zakupów z państw członkowskich UE i NATO!

Z wyrazami szacunku Henryk KNAPCZYK



Artykuł w całości ze zdjęciami można znaleźć pod adresem: http://www.altair.com.pl/magazines/article?article_id=4647
Resztę artykułów traktujących o PHO znajdziecie poda adresem: http://www.altair.com.pl/pages/12

Problem Andersa

KrecikPenetrator • 2013-08-28, 03:26
393
papcio666 • 2013-08-28, 07:30  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (76 piw)
Bo Andrzej ma legendarnego skila. Już nawet bardowie śpiewają o nim :szczerbaty:

Swoją drogą, gdyby co 10 osoba na tej wyspie miała broń to by go zastrzelili i tyle. Ale lewica jest przeciwko prawu do posiadania broni :facepalm3:

Opancerzany pojazd wsparcia "ANDERS"

astmuus • 2013-03-19, 21:36
38
Polska jednak jakieś militarne osiągi w ostatnich latach ma ; )...


Cytat:


Wielozadaniowa Platforma Bojowa „Anders” – projekt polskiej rodziny wozów bojowych projektowanych przez gliwicki Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM sp. z o.o. Pierwszy prototyp skonfigurowany jako wóz wsparcia ogniowego publicznie zaprezentowany został we wrześniu 2010 roku na targach uzbrojenia w Kielcach. Platforma otrzymała nazwę na cześć generała Władysława Andersa. Matką chrzestną została córka generała, Anna Maria Anders, i to ona dokonała uroczystego odsłonięcia. Później w 2010 roku ten sam prototyp zademonstrowany został w konfiguracji bojowego wozu piechoty z wieżą Hitfist-30P, znaną z KTO Rosomak.



Cytat:

Konstrukcja wozu została zaplanowana na bazie wielozadaniowej platformy bojowej. Umożliwia zamontowanie wież bezzałogowych oraz załogowych; może więc w zależności od potrzeb być docelowo haubicą, sanitarką lub wozem dowodzenia. Wóz obsługiwany będzie przez trzech członków załogi, a dodatkowo zmieści czterech żołnierzy desantu. Maksymalna prędkość pojazdu wynosi 80 km/h.



Jeżeli trafi do produkcji - ten pojazd będzie wyprzedzał technologicznie USA o 20 lat ;) .

to tak dla tych, co mówią, że Polska armia w dupie jest.

Krótka Historia Norwegi

fruitcakeman • 2012-12-12, 10:43
493
Krótki filmik przedstawiający rozwój multikulturalizmu w Norwegii oraz poczynania Breivika.



angielski na poziomie kreta na żuławach wymagany.
typo • 2012-12-12, 14:35  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (142 piw)
Bardzo dobra animacja (pomijając jej graficzną stronę). Nie muzułmanom, którzy nie chcą przyjąć naszej kultury (naszej mam na myśli Europejskiej).

Jak chcą dymać kozy, burczyć kobiety, uczyć dzieciaki obsługi AK-47, czy wysadzać się w imię Boga - niech biorą przykład z Syrii! Tam doskonale widać jak cywilizowana i spokojna kultura to jest. Ba! Tam też wyżynają się w imię Allacha, tego samego Allacha.

Gadajcie co chcecie, ale multi-kulti to nie jest przyjmowanie zasad obcej kultury, tylko wzajemna akceptacja i dążenie do kompromisu korzystnego dla obu stron. Araby tego nie rozumieją. Jak ja jadę do Tunezji, czy Turcji to stosuje się do ich kultury, ubieram się w te pie**olone szmaty zwiedzając ich miejsca kultu. Jak oni tu przyjeżdżają to k***a każą mi się przebierać, czy przebierać kobietom, bo ich to razi. No k***a ...

Mi jakoś pie**olony imam wyjący 5 x dziennie nie przeszkadza, ale im fajny dekolt u laseczki, czy piwo w mojej ręce tak. No sorry, ale to nie jest kultura z którą chciałbym się integrować.

Jestem Polakiem, żyję w Europie i lubię się naj***ć i patrzeć na cycki!!!!

Masakra w Norwegii - Anders Breivik

Anonymous • 2012-10-08, 23:45
205
Ciekawy materiał o Breiviku - Bohaterze z Europy.





Z tym bohaterem to był żart, ale trochę popieram poglądy Andersa, lecz nie to co zrobił na wyspie i w Oslo.
Slonx • 2012-10-09, 03:26  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (80 piw)
vass napisał/a:

Nie popieram ani jego poglądów, ani tego co zrobił. Czy tak trudno wszystkim rewolucjonistom, zwolennikom wyjścia na ulicę itp. zrozumieć, że od tworzenia prawa są wybory ?


vass napisał/a:

Tak sobie tłumacz porażki Twojego wodza.
Jest w Europie i nawet w Polsce dużo przykładów wyboru ludzi z poza tzw. kręgów poprawnie politycznych.



Co ty k***a pie**olisz, umysłowy impotencie?

Czy ty nie rozumiesz, że demokracja to rządy ludzi nieznających się na niczym, a decydujących o wszystkim?
W Polsce, żeby zostać posłem, musisz wystartować z poparcia jakiejś partii, a potem jesteś związany dyscypliną partyjną. Żadna inicjatywa ludzi dobrej woli nie istnieje, bo później wódz danej partii kiwa paluchem, a media robią z człowieka oszołoma. Mamy w kraju partiokrację.

vass napisał/a:

Nawet Hitler doszedł do władzy w demokratycznych wyborach.



Co to k***a za durny przykład? Hitler dotarł do ludzi na fali gigantycznego niezadowolenia społecznego, które winą za swoje niepowodzenia obarczało innych. Czy później utrzymywał tę władzę w demokratycznych wyborach? Nie. Miał aparat propagandowy, który urabiał społeczeństwo. Praktycznie żaden ze zwykłych, szarych obywateli nie miał pojęcia, że Hitler doprowadził i tak zrujnowaną niemiecką gospodarkę do jeszcze większej ruiny. Że gdyby nie uderzył na Polskę w 1939 to pod koniec roku musiałby ogłosić niewypłacalność państwa. Czy w świetle takich faktów byłby w stanie utrzymać władzę na drodze demokratycznych wyborów?
No chyba nie masz aż takiego złego zdania o ludzkiej inteligencji.

U nas jest może nie to samo, ale analogicznie. Ludzie są otępiani, nie mają pojęcia, do czego prowadzi polityka kolejnych rządów, włącznie z obecnym. Ludzi straszy się pierdołami, nie mówiąc o tym, by wzięli sprawy we własne ręce i zaczęli głosować, jeżeli się na czymś znają, a jeżeli nie mają pojęcia, nie zostawią to ludziom, którzy mają jako taką wiedzę na temat podstawowych mechanizmów działania rynku.

U nas gdzie nie popatrzysz, masz mistrzów słodkiego pierdzenia o niczym. Prawdy się nie mówi. Nikt nie drąży tematu Amber Gold i wpłacenia 2 mln złotych na rzecz tej firmy przez służby specjalne. Dlaczego? Bo grasuje seryjny samobójca.
Media są w rękach partii, a te są w rękach służbistów. Dlatego wybory nie mają szans niczego zmienić. Zawsze będziemy mieli w telewizji mistrzów słodkiego pierdzenia, a zero konkretów.

Nam potrzeba takiego człowieka czynu, jak np. Pinochet. Żeby przejął władzę, wymordował k***y rozsprzedające nasz kraj na lewo i prawo, a decyzyjność w kwestii prawa, gospodarki itp. przekazał fachowcom, którzy się na tym znają i którzy nie będą pie**olić, tylko pracować.

Gdyby wybory miały coś zmienić, byłyby nielegalne.