Miałem kiedyś taki okres.
Kasy w ch*j, firma sama działa, wszystko w rodzinie poukładane. Wstawałem sobie o 9-tej zrobić kawę. Wszystko git.
Po jakimś czasie wstawałem po 10-tej, a potem mi się już nawet nie chciało wychodzić z łóżka. Jak mnie już żona wyganiała, kręciłem się po mieście beż celu. Mogłem zrobić, kupić wszystko, a nic mi się nie chciało. Jak mijałem cmentarz, to pierwszą myślą było, że chciałbym tam już leżeć i odpocząć. Wszedłem do Decarhlonu, na widok kolorowych linek do wspinaczki przyszło mi do głowy, że taka zielona byłaby najlepsza do powieszenia. W galerii handlowej podszedłem do szklanej barierki i pomyślałem, że za nisko, nie zabiję się po skoku. k***a, to było silniejsze ode mnie. Bałem się podchodzić do barierek, bo bałem się, że to będzie impuls... Nawet wczoraj siedząc w samochodzie w korku, zobaczyłem tory tramwajowe zarośnięte trawą i moją pierwszą myślą było, że można na nich położyć głowę i zapomnieć o wszystkim... Kilka sekund później zza zakrętu wyjechał tramwaj z dużą prędkością. Na bank nie zdążyłby wyhamować.
Jestem normalnym, tylko mocno zmęczonym człowiekiem, który osiągnął wszystko, co zaplanował. Niczego mi nie brakuje. Jednak takie myślą czasem się pojawiają. Są silniejsze ode mnie.
Moje wnioski są takie, że nikt nie planuje samobójstwa, nikt nie odlicza dłoni i godzi. To jest bardziej jakiś niespodziewany impuls, jakiś odruch, którym organizm chce się bronić przed cierpieniem. Jest niezależny od nas.
Dlatego cieszmy się życiem, róbmy wszystko dla zabawy, nie przejmujmy się tym światem. Myślny kategoriami tu i teraz, jak masz ochotę na kawę na mieście to ją kup, a nie przeliczaj czy cię na nią stać. Bierzmy przykład że zwierząt, one mamą więcej mądrości, niż nam się wydaje.
Bądźmy dobrzy dla ludzi, nawet tych, co są dla nas niemili, bo nie wiemy, kto jest na granicy...
Myśli kiełkują? Chlopie, ja z depresją jestem za pan brat już jakieś 10 lat, znam te wszystkie stany depresyjne doskonale. Co do psychiatry i leków antydepresyjnych - brałem raz kilka lat temu przez rok i powiem to samo, co każdy, kto je brał. Leki antydepresyjne nie leczą depresji. One jedynie sprawiają, że jest ci obojętny stan, w którym się znajdujesz, ale nie sprawią, że będziesz szczęśliwy, czy dostaniesz motywacji do życia. Druga sprawa to skutki uboczne po antydepresantach. Bezsenność jak po amfetaminie, brak apetytu przy szczupłej sylwetce, albo wpie**alanie za 3 i tycie, jak ulany knur, do tego napady lęków, jak po dopalaczach. Więcej krzywdy chemia ci wyrządza, jak pożytku.
No ale jak otoczenie zawiodło, to trzeba szukać innych sposobów i chociaż tą chemią podtrzymać sztucznie chęć do życia człowiekowi... Gdyby nie szacunek do życia ludzkiego, w tym przypadku własnego, to pewnie już dawno bym skończył jako wisior w garażu, no i wstyd trochę dla starych własne dziecko samobójcę chować. Nie chcę lipy narazie im robić... Żyję, bo żyję, ale satysfakcji z tego życia nie odczuwam praktycznie żadnej. Może przyjdą lepsze dni, lepsza praca, finanse i ciekawi ludzie...
Generalnie depresja - temat rzeka. Długo by można o tym rozmawiać...
Miałem kiedyś taki okres.
Kasy w ch*j, firma sama działa, wszystko w rodzinie poukładane. Wstawałem sobie o 9-tej zrobić kawę. Wszystko git.
Po jakimś czasie wstawałem po 10-tej, a potem mi się już nawet nie chciało wychodzić z łóżka. Jak mnie już żona wyganiała, kręciłem się po mieście beż celu. Mogłem zrobić, kupić wszystko, a nic mi się nie chciało. Jak mijałem cmentarz, to pierwszą myślą było, że chciałbym tam już leżeć i odpocząć. Wszedłem do Decarhlonu, na widok kolorowych linek do wspinaczki przyszło mi do głowy, że taka zielona byłaby najlepsza do powieszenia. W galerii handlowej podszedłem do szklanej barierki i pomyślałem, że za nisko, nie zabiję się po skoku. k***a, to było silniejsze ode mnie. Bałem się podchodzić do barierek, bo bałem się, że to będzie impuls... Nawet wczoraj siedząc w samochodzie w korku, zobaczyłem tory tramwajowe zarośnięte trawą i moją pierwszą myślą było, że można na nich położyć głowę i zapomnieć o wszystkim... Kilka sekund później zza zakrętu wyjechał tramwaj z dużą prędkością. Na bank nie zdążyłby wyhamować.
Jestem normalnym, tylko mocno zmęczonym człowiekiem, który osiągnął wszystko, co zaplanował. Niczego mi nie brakuje. Jednak takie myślą czasem się pojawiają. Są silniejsze ode mnie.
Moje wnioski są takie, że nikt nie planuje samobójstwa, nikt nie odlicza dłoni i godzi. To jest bardziej jakiś niespodziewany impuls, jakiś odruch, którym organizm chce się bronić przed cierpieniem. Jest niezależny od nas.
Dlatego cieszmy się życiem, róbmy wszystko dla zabawy, nie przejmujmy się tym światem. Myślny kategoriami tu i teraz, jak masz ochotę na kawę na mieście to ją kup, a nie przeliczaj czy cię na nią stać. Bierzmy przykład że zwierząt, one mamą więcej mądrości, niż nam się wydaje.
Bądźmy dobrzy dla ludzi, nawet tych, co są dla nas niemili, bo nie wiemy, kto jest na granicy...
I za każdym razem powód był ten sam?
Jeden nabój wystarczy.
Mało który samobójca strzela do siebie parę razy jak dawny główny kierownik Urzędu Ceł...
Nie masz bladego pojęcia co choroba jak np. depresja może zrobić z człowiekiem. Nie wypowiadaj się na tematy, które cię przerastają.
Najtwardsi kończą na Powązkach.
Żeby dostać depresji trzeba mieć zajebiście silną psychikę, chyba o to ci chodziło
Najgorsza w depresji jest myśl, że wszystko przemija. Atrakcyjność, uczucie drugiego partnera, bogactwo materialne, jak samochód, czy kasa na koncie, którą zżera inflacja. Po ch*j się starać i coś robić, jak i tak w każdej chwili i w jednej chwili możesz stracić to, co budowałeś przez kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat...?
Miałem kiedyś taki okres.
Kasy w ch*j, firma sama działa, wszystko w rodzinie poukładane. Wstawałem sobie o 9-tej zrobić kawę. Wszystko git.
Po jakimś czasie wstawałem po 10-tej, a potem mi się już nawet nie chciało wychodzić z łóżka. Jak mnie już żona wyganiała, kręciłem się po mieście beż celu. Mogłem zrobić, kupić wszystko, a nic mi się nie chciało. Jak mijałem cmentarz, to pierwszą myślą było, że chciałbym tam już leżeć i odpocząć. Wszedłem do Decarhlonu, na widok kolorowych linek do wspinaczki przyszło mi do głowy, że taka zielona byłaby najlepsza do powieszenia. W galerii handlowej podszedłem do szklanej barierki i pomyślałem, że za nisko, nie zabiję się po skoku. k***a, to było silniejsze ode mnie. Bałem się podchodzić do barierek, bo bałem się, że to będzie impuls... Nawet wczoraj siedząc w samochodzie w korku, zobaczyłem tory tramwajowe zarośnięte trawą i moją pierwszą myślą było, że można na nich położyć głowę i zapomnieć o wszystkim... Kilka sekund później zza zakrętu wyjechał tramwaj z dużą prędkością. Na bank nie zdążyłby wyhamować.
Jestem normalnym, tylko mocno zmęczonym człowiekiem, który osiągnął wszystko, co zaplanował. Niczego mi nie brakuje. Jednak takie myślą czasem się pojawiają. Są silniejsze ode mnie.
Moje wnioski są takie, że nikt nie planuje samobójstwa, nikt nie odlicza dłoni i godzi. To jest bardziej jakiś niespodziewany impuls, jakiś odruch, którym organizm chce się bronić przed cierpieniem. Jest niezależny od nas.
Dlatego cieszmy się życiem, róbmy wszystko dla zabawy, nie przejmujmy się tym światem. Myślny kategoriami tu i teraz, jak masz ochotę na kawę na mieście to ją kup, a nie przeliczaj czy cię na nią stać. Bierzmy przykład że zwierząt, one mamą więcej mądrości, niż nam się wydaje.
Bądźmy dobrzy dla ludzi, nawet tych, co są dla nas niemili, bo nie wiemy, kto jest na granicy...
Nie masz bladego pojęcia co choroba jak np. depresja może zrobić z człowiekiem. Nie wypowiadaj się na tematy, które cię przerastają.
Najtwardsi kończą na Powązkach.
Myśli kiełkują? Chlopie, ja z depresją jestem za pan brat już jakieś 10 lat, znam te wszystkie stany depresyjne doskonale. Co do psychiatry i leków antydepresyjnych - brałem raz kilka lat temu przez rok i powiem to samo, co każdy, kto je brał. Leki antydepresyjne nie leczą depresji. One jedynie sprawiają, że jest ci obojętny stan, w którym się znajdujesz, ale nie sprawią, że będziesz szczęśliwy, czy dostaniesz motywacji do życia. Druga sprawa to skutki uboczne po antydepresantach. Bezsenność jak po amfetaminie, brak apetytu przy szczupłej sylwetce, albo wpie**alanie za 3 i tycie, jak ulany knur, do tego napady lęków, jak po dopalaczach. Więcej krzywdy chemia ci wyrządza, jak pożytku.
No ale jak otoczenie zawiodło, to trzeba szukać innych sposobów i chociaż tą chemią podtrzymać sztucznie chęć do życia człowiekowi... Gdyby nie szacunek do życia ludzkiego, w tym przypadku własnego, to pewnie już dawno bym skończył jako wisior w garażu, no i wstyd trochę dla starych własne dziecko samobójcę chować. Nie chcę lipy narazie im robić... Żyję, bo żyję, ale satysfakcji z tego życia nie odczuwam praktycznie żadnej. Może przyjdą lepsze dni, lepsza praca, finanse i ciekawi ludzie...
Generalnie depresja - temat rzeka. Długo by można o tym rozmawiać...
Skąd pewność że temat depresji mnie przerasta? Zobaczyłeś to w szklanej kuli czy SkoPio na dyktandzie z polskiego przytaczał mój przykład?! Nie rób się sadolowym mędrcem bo to nieco groteskowe.