Ogólnie cały temat używania przemocy do wychowywania jest ciekawy. Ja tam nie raz dostałem i jakiegoś urazu do rodziców nie mam, bo myślę, że zareagowałbym w ich przypadku tak samo na pewne odzywki, których użyłem (a może teraz tak mówię, bo utarły mi się schematy postępowania?). No i trzeba też rozdzielić napie**alanie czym i gdzie popadnie od przysłowiowego klapsa przez spodnie, którego bardziej słychać niż czuć ból - no, ale niektórzy takie coś też uznają za przemoc. Moim zdaniem są jednostki, do których nie przemówi żadna dłuuuga rozmowa pouczająca czy szlaban na ich ulubione zajęcie (wychodzenie z domu czy komputer/konsola) i zostaje tylko strzał w miękką część, co by delikwenta nie uszkodzić, a pokazać mu że nie może sobie pozwolić na wszystko. A jak wy myślicie? Lekki klaps to już przemoc i pokazanie słabości rodzica i nieradzenie sobie z wychowaniem?
Tak na dobrą sprawę to co zmieni ten wpie**ol? Jak będzie chciała zrobić komuś laskę, to zrobi to tak czy siak. Efektu wychowawczego zero, a zamiast spuścić wpie**ol jej koledze, to odreagowuje złość na córce. Przegryw.
Tak na dobrą sprawę to co zmieni ten wpie**ol? Jak będzie chciała zrobić komuś laskę, to zrobi to tak czy siak. Efektu wychowawczego zero, a zamiast spuścić wpie**ol jej koledze, to odreagowuje złość na córce. Przegryw.
Jeśli rodzice są ch*jowi i nie wychowują dziecka jak nalezy od małego to w pewnym wieku tylko pasem w dupsko czegoś może nauczyć bo na słowa jest za późno.
Nastolatka/nastolatki która całe życie była "bezstresowo" wychowywana i nigdy nie usłyszała słowa "nie" albo "nie wolno" już słowami się nie da nauczyć kiedy zaczyna odpie**alać. To są grube lata ch*jowego rodzicielstwa.
Dam ci przykład ze swojego dzieciństwa.
Jestem rocznik 86 czyli pierwszy rocznik "nowego" systemu z gimnazjum (wcześniej było 8 klas, tak jak teraz od paru lat znów). Trafiłem z 6 klasy podstawówki z kolegami do gimnazjum gdzie był tam koleś który kiblował 3 razy. Czyli był 3 lata starszy. W ch*j przepaść fizyczna między nastolatkami w tym wieku.
Typ z patologicznej rodziny, znęcał się nad całą szkołą bo wszyscy byli wtedy 1gim (czyli jakby 7 klasa) a sk***iel powinien w liceum już być.
Szkoła nic nie mogła zrobić, nauczyciele nic nie mogli zrobić, dzieci były za słabe.
Słowa nic nie dawały. Tak było cały pierwszy rok gimnazjum. W drugim roku sytuacja się jeszcze pogorszyła bo typowi odj***ło jeszcze mocniej i zaczął z kosą po szkole latać i dzieci okradać.
Mój ojciec się wk***ił jak się dowiedział skąd mam ja i koledzy siniaki i czemu pieniędzy nie mamy. Pojechał pod szkołę, zawinął typa do bagażnika przy wszystkich centralnie na widoku i tyle widzieliśmy to jako świadkowie.
Następnego dnia ten koleś z opuchniętym ryjem podszedł do każdego dziecka w szkole i przeprosił obiecując, że nigdy więcej tego nie zrobi.
Sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła a koleś był miły do każdego do końca szkoły. Nawet k***a oceny mu się poprawiły na tyle, że nie był zagrożony.
CUD! CHWALMY PANA!
Słowa nic nie dały ale wpie**ol, wywiezienie do lasu oraz kopanie własnego grobu kiedy dostało się ostatniego papierosa bardzo skutecznie odmieniły jego zachowanie i zresocjalizowany był lepiej w kilka godzin niż po 2 latach w poprawczaku byłby.
Jeśli rodzice są ch*jowi i nie wychowują dziecka jak nalezy od małego to w pewnym wieku tylko pasem w dupsko czegoś może nauczyć bo na słowa jest za późno.
Nastolatka/nastolatki która całe życie była "bezstresowo" wychowywana i nigdy nie usłyszała słowa "nie" albo "nie wolno" już słowami się nie da nauczyć kiedy zaczyna odpie**alać. To są grube lata ch*jowego rodzicielstwa.
Dam ci przykład ze swojego dzieciństwa.
Jestem rocznik 86 czyli pierwszy rocznik "nowego" systemu z gimnazjum (wcześniej było 8 klas, tak jak teraz od paru lat znów). Trafiłem z 6 klasy podstawówki z kolegami do gimnazjum gdzie był tam koleś który kiblował 3 razy. Czyli był 3 lata starszy. W ch*j przepaść fizyczna między nastolatkami w tym wieku.
Typ z patologicznej rodziny, znęcał się nad całą szkołą bo wszyscy byli wtedy 1gim (czyli jakby 7 klasa) a sk***iel powinien w liceum już być.
Szkoła nic nie mogła zrobić, nauczyciele nic nie mogli zrobić, dzieci były za słabe.
Słowa nic nie dawały. Tak było cały pierwszy rok gimnazjum. W drugim roku sytuacja się jeszcze pogorszyła bo typowi odj***ło jeszcze mocniej i zaczął z kosą po szkole latać i dzieci okradać.
Mój ojciec się wk***ił jak się dowiedział skąd mam ja i koledzy siniaki i czemu pieniędzy nie mamy. Pojechał pod szkołę, zawinął typa do bagażnika przy wszystkich centralnie na widoku i tyle widzieliśmy to jako świadkowie.
Następnego dnia ten koleś z opuchniętym ryjem podszedł do każdego dziecka w szkole i przeprosił obiecując, że nigdy więcej tego nie zrobi.
Sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła a koleś był miły do każdego do końca szkoły. Nawet k***a oceny mu się poprawiły na tyle, że nie był zagrożony.
CUD! CHWALMY PANA!
Słowa nic nie dały ale wpie**ol, wywiezienie do lasu oraz kopanie własnego grobu kiedy dostało się ostatniego papierosa bardzo skutecznie odmieniły jego zachowanie i zresocjalizowany był lepiej w kilka godzin niż po 2 latach w poprawczaku byłby.
Nikt nie wymyślił. Jak chcesz poszukać to typek się nazywał Janek i chodził ze mną do Gimnazjum nr 95 im. I.J. Paderewskiego do jednej klasy ze mną.
Tak na dobrą sprawę to co zmieni ten wpie**ol? Jak będzie chciała zrobić komuś laskę, to zrobi to tak czy siak. Efektu wychowawczego zero, a zamiast spuścić wpie**ol jej koledze, to odreagowuje złość na córce. Przegryw.