Jeżeli szukasz aprobaty, to u mnie go nie znajdziesz. Nie żeby ze mnie był jakiś Woody Allen, ale nie chwaliłbym się czymś takim Bardziej dla żartu, niż jakaś poważna zabawa w KINO.
Wiem, że od czegoś trzeba zacząć, ale podstawą byłoby zainwestowanie w:
- kamerę, a co najmniej 2
- dynamika kamery, kilka zbliżeń to jeszcze nie porywa, oraz szamotanie kamery z twarzy gościa,
- zainwestowanie w jakikolwiek filtr na kamerę, oraz tulipan bo strasznie pali niebo
Ogólnie jako zabawa z filmem wiadomo że każdy się uczy, na pewno zrobione wiele ujęć i wybrane te najlepsze, znam też realia życia w tym smutnym kraju i posiadanie 2 kamer graniczy z cudem wszystko z kasą się wiąże, ale przejścia można zrobić fajnie. Osobiście podoba mi się styl z lat 70 - 80 gdy kamerzysta biegał z tym wielkim pakiem na plecach i było widać ten ruch unoszenia i opadania, ci lepsi dogrywali się do aktora i wypadało, że twarz pozostawała nieruchomo.
Żeby nie było, że wszystko ganie historia ujdzie, choć wiadomo wątek miłosny można było rozwinąć
Nie odniosę się do całości...
Gdybym ja uciekał z takiej "bazy" po takich przygodach, to Usain Bolt nie miałby ze mną szans.
Bohaterowie tymczasem biegną, no jak biegną każdy widzi.
Tyle chciałem.
Jak poważnie o amatorskim kręceniu myślisz, to trochę bardziej myśl nad "kręceniem" niż nad "amatorskim" I kwestie mogłyby być mniej drewniane, a aktorzy bardziej pewni swoich roli