18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Zycie po życiu

franco13 • 2013-12-19, 23:53
Witam,
Opowiem Wam historię z mojego życia, która wydarzyła się 5 lat temu i sprawiła, że zacząłem wierzyć w zjawiska nadprzyrodzone.
Otóż w Boga wierze "tak sobie" tzn uważam to wszystko za zbyt naciągane, ale jak mawia mój wujek "w coś wierzyć trzeba", no ale do rzeczy.
Pięć lat temu mój dziadek przegrał walkę z rakiem i po jego śmierci razem z babcią (jego żoną) oraz moimi rodzicami doświadczyliśmy dwóch paranormalnych zdarzeń. Po śmierci dziadka babcia była wrakiem człowieka, wiec na kilka dni przeprowadziliśmy się do niej żeby nie zrobiła nic głupiego. Pierwszej nocy o godzinie 4.40 obudził nas budzik z telefonu mojego dziadka, który co nocy budził go oraz moją babcie do roboty (prowadzili razem kiosk) no i nie byłoby w tym nic dziwnego, ale owy telefon który ich budził był tej nocy w moim mieszkaniu oddalonym o dobre kilka kilometrów od domu babci w którym obecnie nocowaliśmy. Drugie paranormal activity mój dziadek zrobił, gdy moja babcia zaczęła rozmyślać co zrobić z komputerem męża (był to jego taki konik) i wypowiedziała magiczne zdanie "ja go chyba komuś oddam" - w tym momencie lampka stojąca przy komputerze złamała się tuż przy nasadzie.
Może historia dupy nie urywa aczkolwiek mi dała do myślenia i uważam, że coś po śmierci jest. Może to nie jest niebo czy tam 99 dziewic, ale coś jest na pewno.

Własne, także nie było

ojojoj

2013-12-21, 17:56
skasowales chociaz dziedkowi pornole z kompa?

specodhec341

2013-12-22, 02:41
Mój dziadek jest niezwykłym bajarzem. Kiedy byłem mały, opowiadał mi z miłą chęcią wszelakie historie. Najwięcej z nich było o duchach właśnie.

Dziś dziadek bez owijania mówi mi, które z nich to prawda, a które nie.

Uważam, że są całkiem dobre, nadające się kawałki:

I. Moja rodzina w linii męskiej pochodzi z rosyjskiej szlachty z niemieckimi korzeniami (super mieszanka. Jestem Polakiem i jestem dumny ze swoich przodków, nic Wam do tego) Podczas wojny rosyjsko-(tureckiej? japońskiej?), w którejś z ważniejszych bitew (przepraszam, nie pamiętam szczegółów) mój krewniak siedział w okopie. Kule świszczą, kto może, ten strzela. W pewnym momencie widzi stojącą nad nim, ubraną na jasno Kobietę od której biła dziwna jasność i która wyraźnie, choć bardzo subtelnie, macha do niego, by wyszedł z okopu. O dziwo bez wachania wyszedł z okopu i szedł za tą kobietą, która ni to szła, ni to unosiła się w powietrzu. Nikt w niego nie trafił, pomimo, że szedł praktycznie zewsząd odsłonięty. Doszedł tak do drugiego okopu. W tym momencie Kobieta zniknęła, a w okop, w którym wczesniej przebywał, trafiła bomba(? granat?). U nas w rodzinie wierzy się, że objawiła mu się Matka Boska, bo nie przypominała ona nikogo, kogo znał.
Jeśli ta historia dotyczy znanego mi generała Wladimira Aleksandrowicza, to warto wspomnieć, że po czerwonym buncie w twierdzy Sveaborg, szybko stłumionym przez jego oddziały, żołnierzy oskarżonych o bunt, zamiast prawnie kazać rozstrzelać, osobiście zdegradował i ułaskawił.

II. W niedawno odkrytych pamiętnikach dalekiej krewnej odnaleźliśmy fragment, w którym kolejny z wojskowych przodków, po śmierci poprzedniego kierownika jednostki, objął mieszkanie zmarłego. Pierwszą noc spędził sam i nic nie zauważył. Z resztą - nie wierzył przesadnie w cuda-niewidy. Jenak kiedy gościł u siebie jednego ze znajomych (oblewając sukces, no bo ruski), ten nieustannie twierdził, że w nocy przylazł do niego i pytał się, czy wszyscy są. Mój przodek ze wstydem wtedy przyznał, że mógł to być on, bo niewiele pamięta. Następni goście (tym razem rodzina) twierdzili to samo
- Przyszedłeś do nas wczoraj w nocy i spytałeś się, czy wszyscy są, a potem poszedłeś.
Jako twardo stąpający po ziemi człowiek uznał, że pewnie jest lunatykiem, więc zamknął swoje drzwi na klucz zanim poszedł spać. Sytuacja jednak się powtórzyła. Zdenerwowany kazał przestać mówić głupstwa i już więcej o tym nie wspominano. Zdarzyło się jednak, że gościł u siebie również rodzinę zmarłego. Kiedy rankiem zasiedli do śniadania, wdowa z płaczem opowiedziała mu, jak to w nocy jej zmarły mąż przyszedł do pokoju dla gości i pytał, czy wszyscy są, na co reszta przytaknęła, że w nocy przyszedł do nich poprzedni właściciel mieszkania...

Swoją drogą moi przodkowie byli tak sprytni, że kiedy na wczasy w carskiej rezydencji letniej zabrakło im pieniędzy (ojciec zginął na wojnie, synowie jeszcze mali, a przyznać się, że cienko przędą to wstyd i ujma) to wynajmowali domy, a gdy przychodził dzień zapłaty, mówili właścicielowi, że w domu straszy, co skutkowało natychmiastowym, 50%-70%rabatem :D

III. Pradziadek (ostatni Rosjanin w tej linii, uciekł z ojczyzny, gdy zalała ją czerwona zaraza) szukał mieszkania w Słupsku. Znalazł niezwykle tanie, piękne, poniemieckie mieszkanie, ale z renomą nawiedzonego. Podobnie jak przodkom - wisiało mu to. Jednak zmienił zdanie, kiedy w nocy najpierw słuchał niemieckich rozmów dochodzących z pustego salonu, a potem coś, po krótkim przechadzaniu się po pokoju, usiadło mu na łóżku.

Dziś to mieszkanie jest własnością parafii chyba.

IV. Jedna z ciekawszych - Dziadek latem wyjeżdżał z miasta na wieś, do swojej babci (od strony matki). Kiedy pewnego razu dziadek postanowił przespać się w stodole na świeżo skoszonym sianie, w nocy obudziło go stukanie do drzwi.
"puk puk puk"
Oczywistym pytaniem było "kto tam?". Był dziadek przekonany, że to babcia, jednak przez nierówne deski nie dojrzał nikogo za drzwiami. Nie było też odpowiedzi.
"puk puk"
Dziadek postanowił się nie przejmować. W końcu mogło to być wszystko. Jednak prewencynie krzyknął "proszę" aby przypadkiem nie narobić strachu biednej babci, która mogłaby przecież go niedosłyszeć za pierwszym razem.
"JEB!"
Dziadek postanowił, że chyba czas odmówić paicerz. Zmówił zdrowaśkę i poszedł spać. Dłużej go już tej nocy nic nie budziło.

Mój dziadek jest moim idolem. To najbardziej równy gość, jakiego znam. Świetny artysta poza tym.
Często opowiadał mi, co można było ciekawego znaleźć w lesie. Zaczęło się od tego, że jako chłopak znalazł w dziupli starego drzewa trupa zaginionego myśliwego. Gość utknął wewnątrz drzewa ze strzelbą i nie udało mu się nbawet wyryć dziury. Innym razem znalazł żołnierskie buty, a gdy chciał je podnieść, okazało się, że wewnątrz jest jeszcze noga. Był to polski żołnierz w niemieckim mundurze, który oddał życie za ojczyznę.
Jednak jest historia, której nie chce mi opwiedzieć, a na samą myśl się wzdraga. Powiedział, że spisze ją i zapieczętuje, a przeczytać ją będzie można dopiero po jego śmierci... Szczerze mówiąc nie chcę jej czytać.


BONUS!
V. Pewien z dyrygentów polskich w biografii opisuje, jak podczas zakrapianego pobytu u swojego znajomego, który po przeprowadzce okazał się być jego sąsiadem, zainteresował się strzelbą kolegi. Był wieczór, niewiele przed ciszą nocną, już odrobinę podchmielony znajomy chciał jednak pochwalić się umiejętnościami strzeleckimi. Niewiele myśląc wycelował w portret Józka S. wiszący na ścianie.
- W oko Stalina! - wybełkotał i wypalił, perfekcyjnie trafiając w głowę.
Następnego dnia całe ZSRR okryło się żałobą - było to marzec 1953 roku.