Spotkało się trzech mężczyzn. Rastaman, gościu który jeździł na kwasie i ten, który lubił wciągać amfetaminę. Godzina 4 nad ranem, wszystkim skończył się towar więc postanowili udać się do dilera.
Wchodzą na klatkę schodową, pukają, ale bez odpowiedzi. Drzwi zamknięte.
Zaczyna feciarz:
-Wyjebmy, no wyjebmy te drzwi!
Gościu na kwasie:
-Lepiej wejdźmy przez dziurkę od klucza.
Na to rastaman:
-Dobra, ale najpierw chodźmy coś zjeść.
kubusiekh, co tak ostro zwracasz się do innych? Wystarczy, że nak***iasz sucharami, jak z automatu (do lodów, bo masz pewnie 14 lat). Zachowuj się, nie jesteś u siebie
Rastaman to taki ćpun, który jara tak samo jak pospolity dres z osiedla, z tym że dorabia do tego jamajską ideologię, żeby nie być tym wykluczony ze społeczeństwa "fajnych" ludzi, jednocześnie przynależeć do jakiejś elitarnej jego zdaniem subkultury. W skrócie to nierób, z nadmiarem wolnego czasu.
Alternatywą dla Rastamana jest Polaczek, Staszek, Andrzej czy jak kto woli.
Staszek, weźmy go na przykład, nak***ia cały tydzień w pracy. Jeśli starczy mu samozaparcia, wytrzymuje do weekendu, po czym z całą stanowczością się napie**oli. Zaczyna się od wizyty w monopolowym, gdzie stoi w kolejce z osiedlowymi żulami, wyżej wspomnianymi dresami, oraz innymi mendami, przy czym wszystkich obecnych łączy zak***ista woń alkoholu i szczera chęć napie**olenia się w ch*j. Wracając ze sklepu widzi Tomasza, tak, to ten młokos od niego ze zmiany. Jara te całe blanty, ćpun zaj***ny.
48h później
Zofia z p*zdą pod okiem pakuje walizy i zabiera dzieciaki. Staszek jest zdezorientowany. Budzi się o 8 rano w poniedziałek, p*zda pod okiem solidaryzuje go z żoną, choć nie bardzo pamięta co się stało. Miejscowe dresy pod wpływem alko naj***ły go okrutnie. Dziwne, te dresy od Tomasza jakieś inne są, nier*chawe i tylko mordę cieszą, opie**alając kebaba na ławce, ćpuny j***ne... Aaa coś świta... To tamci co w kolejce po wóde za mną stały. Na pewno palili tą marichuaninę, ćpuny j***ne.